Sowy mają lornetkę w oku! Potrafią przybliżyć sobie obraz, wydłużając teleskopowe oko! Ot, taki naturalny zoom
Niewiele zwierząt może się równać z sowami pod względem obecności w symbolice. Za sprawą nocnego widzenia sowa stała się ucieleśnieniem dostrzegania tego, co dla dziennego zwierzęcia, jakim my jesteśmy, pozostaje niewidoczne. Stąd już blisko do mądrości. Choć Hegel pisał, iż sowa Minerwy wylatuje o zmierzchu, czyli iż mądrzejemy na starość, to przecież lepiej późno niż wcale. Z drugiej strony staropolskie porzekadło mówiło, iż każda sowa głupia w dzień. Rzymska Minerwa przejęła cechy Ateny, obie były symbolizowane przez pójdźki widniejące na ich tarczach. Szacunek, jakim starożytni Hellenowie darzyli Atenę, rozciągał się na te ptaki i do dziś są one tam dobrze traktowane, mimo fatalnego stosunku Greków do zwierząt. Jednak pierwszym ptakiem symbolizującym boginię mądrości była wrona, co wydaje się słusznym wyborem, zważywszy na przymioty intelektualne tego ptaka. Pójdźka zastąpiła wronę dopiero po tym, jak król Lesbos Epopeus zgwałcił swoją córkę Nyktimene. Ta ze wstydu ukryła się w lesie, nie śmiąc za dnia nikomu ukazać twarzy. Atena ulitowała się nad dziewczyną, zmieniając ją w sowę i czyniąc z niej swój emblemat.
Sowi móżdżek
Jak to z mitami bywa, prawdy w nich niewiele, ale ciekawie objaśniają świat. Wbrew mitowi nauczyciele biologii uwielbiają wbijać do uczniowskich głów, iż sowy w rzeczywistości są głupie, a mądrymi w naszych oczach uczyniły je duże głowy. I tu znów mamy do czynienia z mitem, tym razem rozsiewanym przez belfrów, oczywiście nie wszystkich, w ciałach pedagogicznych są też znakomici przyrodnicy. Otóż sowy to ptaki przeciętnie inteligentne, ale są bystrzejsze niż w powiedzeniu o ptasich móżdżkach (wprawdzie móżdżek odpowiada za koordynację w przestrzeni, a nie za inteligencję, ale kto by się przejmował detalami neurologicznymi…). Przekonanie o tępocie ptaków bierze się również z braku szarych komórek w ich mózgach. Tyle iż inteligencja u ptaków lokalizuje się w płatach czołowych, czyli w największej części ptasiego mózgu. I choć ten jest niewielki – uległ ewolucyjnej miniaturyzacji jako przystosowanie do lotu – zawiera 8-10 razy więcej połączeń niż mózg ssaka, działając jak superwydajny, zminiaturyzowany komputer.
Za to duża głowa jest… sprawą względną. Tak to chyba należy ująć. Sowy są mocno upierzone, przez co wydają się dużo większe niż w rzeczywistości. Znaczne ilości piór pomagają w wyciszeniu lotu i zapewniają mniejsze straty ciepła, co dla nocnych łowców jest dość istotne. Gdyby ptaszysko oskubać, okazałoby się, iż w ręku mamy jedną trzecią tego, co widzieliśmy przed jego roznegliżowaniem. Niemniej na tle reszty wątłego teraz ciała głowa byłaby dość imponująca, przynajmniej w porównaniu z głowami innych ptaków. Rzecz w tym, iż wypełniają ją przede wszystkim oczy, stanowiące aż 5% masy ptaka! To tak, jakby moje oczy ważyły 4 kg! I były wielkości piłki do koszykówki. Tylko iż sowie nie są okrągłe, ale cylindryczne, i w całości nie mieszczą się w głowie, wystają sporo przed nią. Nie widzimy tego z uwagi na pióra. Taka budowa sprawia, iż sowy widzą doskonale z dużej odległości. Gorzej z bliska – by zobaczyć upolowaną ofiarę, muszą zrobić kilka kroków w tył. W niczym to im nie przeszkadza, ich sprawny mózg zapamiętuje lokalizację, a gdy ptak ma posiłek w szponach, świetnie sobie z nim radzi dzięki piórom czuciowym przy dziobie. Pełnią one tę samą funkcję, co wibrysy domowych Mruczków i Reksiów.
Drugą adekwatnością sowiego oka jest zdolność widzenia w ciemności. Po prawdzie nie wszystkie sowy doskonale widzą nocną porą, niektóre, zwłaszcza te z dalekiej północy, gdzie panuje polarny dzień, nieszczególnie radzą sobie w nocy, za to dość dobrze widzą kolory. Przykładem takiej sowy jest sóweczka, polodowcowy relikt w naszych stronach. Ale już puszczyk czy płomykówka są typowymi nocnymi łowcami. Ich nocne widzenie jest możliwe za sprawą wielkich źrenic, które wpuszczają więcej światła, dodatkowo wzmacnianego przez błonę odblaskową za siatkówką. To powoduje, iż ich oczy są 100 razy bardziej wrażliwe na światło niż oczy gołębia, a od naszych przeszło dwuipółkrotnie. Wprawdzie sowy nie widzą kolorów tak dobrze jak my (my z kolei możemy pozazdrościć gołębiom), ale w nocy barwy nie na wiele im się zdadzą. Sowy mają jeszcze jedną cechę, której bardzo im zazdroszczę – lornetkę w oku! Potrafią przybliżyć sobie obraz, wydłużając teleskopowe oko! Ot, taki naturalny zoom.
Oczy umieszczone z przodu głowy pozwalają na widzenie stereoskopowe, czyli obuoczne. To pozwala dokładnie określić odległość do ofiary lub przeszkody. Szerokość widzenia sów wynosi ok. 110 stopni, dla porównania nasza to 180 stopni, a gołębia – ponad 300 (za sprawą oczu umieszczonych z boku głowy). Kąt nakładania się widzenia obu oczu, to 60-70 stopni, nasz 110 (gołębia tylko 10, co oznacza, iż słabo widzi do przodu). Sowy zatem widzą jak my przez lornetkę. W tym przypadku oznacza to, iż nie widzą na boki. Jednak myliłby się ten, kto by podejrzewał, iż to sowy upośledza, ich szyje składają się z 14 kręgów, umożliwiających obrót głowy o 270 stopni. To tak, jakbyśmy, obracając głowę w prawo, spojrzeli za lewą łopatkę! U standardowego osobnika ludzkiego głowa obraca się jedynie o 90 stopni.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 3/2024, dostępnym również w wydaniu elektronicznym
Fot. Shutterstock