Zapadł wyrok w głośnej sprawie transportu tygrysów, które utknęły na granicy z Białorusią w Koroszczynie. Trzej obcokrajowcy, którzy byli odpowiedzialni za przewóz drapieżników, zostali skazani za znęcanie się nad zwierzętami. Rinat V. został skazany na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata, karę grzywny w wysokości 5 tys. złotych, z kolei Allesio D. i Marco A. na 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata i karę grzywny 4 tys. złotych. Wszyscy trzej muszą też zapłacić nawiązki w wysokości odpowiednio po 10 tys. i 8 tys. na rzecz Fundacji Międzynarodowy Ruch na rzecz Zwierząt Viva.
Transport tygrysów na trasie spod Rzymu do Degestanu w Rosji odbywał się w październiku 2019 roku. Zwierzęta na kilka dni utknęły na granicy w Koroszczynie, gdyż strona białoruska z powodu braku odpowiednich dokumentów odmawiała wjazdu.
CZYTAJ: Transport tygrysów w skandalicznych warunkach. Ruszył proces
Dziesięć tygrysów, które utknęły na granicy, było transportowanych w skandalicznych warunkach: w ciasnych klatkach, bez odpowiedniego dostępu do wody i pokarmu, a także z brakiem możliwości odpoczynku. Spowodowało to wycieńczenie i ogromne cierpienie zwierząt.
Sędzia Barbara Wójtowicz tak uzasadniała wyrok: – Warunki transportu nie były odpowiednie. Samochód nie posiadał homologacji, nie było lodówki koniecznej do przewożenia mięsa dla tygrysów, nie posiadał ogrzewania. Ponadto w czasie podróży było za mało pokarmu; skończył się podczas podróży. Przez niezapewnienie odpowiedniej ilości karmy jeden z tygrysów w trakcie tego transportu padł – przypomniała sędzia.
Uniewinnieni zostali za to graniczny lekarz weterynarii Jarosław Nestorowicz i jego zastępca. Prokurator oskarżał ich o niedopełnienie obowiązków, poprzez to, iż nie sprawdzili stanu zdrowia zwierząt i nie podjęli działań, które mogłyby zapobiec cierpieniu tygrysów.
Sędzia Wójtowicz, oceniając sytuację, zwróciła uwagę, iż lekarze graniczni nie mieli kompetencji, aby bezpośrednio wpłynąć na poprawę sytuacji zwierząt.
Zwróciła uwagę, iż do ich obowiązków nie należy zapewnienie zwierzętom ochrony i opieki, a przede wszystkim przeprowadzenie kontroli dobrostanu, nie zaś ocena stanu zdrowia. – Nie są też upoważnieni do tego, żeby objąć zwierzęta opieką weterynaryjną, karmieniem i pojeniem. W tym zakresie odpowiedzialnym podmiotem jest organizator transportu i obecni podczas niego opiekunowie – zaznaczyła sędzia. Sędzia zwróciła też uwagę, iż zwierzęta ponad dobę znajdowały się po stronie białoruskiej, po czym zostały odesłane do Polski przez lekarzy białoruskich.
Dodała też, iż w Polsce brakuje azylów, gdzie dzikie zwierzęta drapieżne mogłyby trafić na odpoczynek. – W przypadku kolejnego transportu tygrysów dalej będziemy borykać się z problemem, gdzie należy umieścić celem wypoczynku taki transport zwierząt niebezpiecznych, kotowatych, egzotycznych. W toku kontroli ustalono, iż środek transportu został zatwierdzony przez adekwatne władze we Włoszech, w tym do przewozu zwierząt w klatkach. Zatwierdzono organizatora transportu. Włoski lekarz weterynarii nie widział zwierząt przy załadunku, nie zweryfikował dobrostanu zwierząt przed podróżą. Natomiast zezwolił na transport na tak daleką trasę. Należy wziąć pod uwagę, iż w Unii Europejskiej obowiązuje zasada wzajemnego uznawania wyników kontroli dobrostanu dokonywanej przez kraj członkowski miejsca wysyłki zwierząt. o ile zwierzę egzotyczne i środek transportu do jego przewozu został poddany inspekcji we Włoszech, to zgodnie z obowiązującym prawem unijnym transport zwierząt może być bez dodatkowej kontroli dokonywany w każdym innym kraju Unii Europejskiej.
– Wielokrotnie na sali rozpraw członkowie fundacji mówili o konieczności rozładunku tego transportu tygrysów. W terminalu w Koroszczynie – jak również na terenie innych granicznych inspektoratów weterynarii, choćby w Korczowej – nie ma miejsc, gdzie można dokonać rozładunku bądź skierować te zwierzęta do punktu odpoczynku. Należy podkreślić, iż w posterunkach kontroli granicznej nie ma możliwości rozładowania zwierząt drapieżnych, w tym tygrysów – powiedziała sędzia.
– Uważam, iż zarówno ja, mój zastępca, jak i wszyscy pracownicy Granicznego Inspektoratu Weterynarii w Koroszczynie, a także – mówiąc szerzej – Inspekcji Weterynaryjnej, zrobili wszystko, co było możliwe w tych okolicznościach, żeby te zwierzęta uratować – mówi graniczny lekarz weterynarii Jarosław Nestorowicz. – Karmiliśmy je, poiliśmy, szukaliśmy miejsca, którego w Polsce nigdzie nie było, a znalazło się w końcu w Hiszpanii. Nie wiem, czy wszyscy zdają sobie sprawę, co to znaczy dziesięć wielkich tygrysów. Nie można ich było wypuścić. Podobne sytuacje mieliśmy wielokrotnie, tylko nie z takimi zwierzętami.
Wyrok w sprawie transportu tygrysów nie jest prawomocny.
Dziewięć tygrysów, które w 2019 roku przeżyły transport, przewieziono do ogrodów zoologicznych w Poznaniu i Człuchowie, skąd część z nich trafiła dalej do azylu w Hiszpanii.
MaT / Polska Agencja Prasowa / opr. ToMa
Fot. archiwum RL