Skąd to zdjęcie? Ivan pobladł na widok fotografii zaginionego ojca…

6 dni temu

– Skąd masz to zdjęcie? – Piotr zbladł, widząc fotografię zaginionego ojca…

Gdy Piotr wrócił do domu po pracy, matka podlewała kwiaty na balkonie. Pochylona nad wiszącymi doniczkami delikatnie poprawiała liście. Jej twarz promieniała szczególnym spokojem.

– Mamo, ty jak pszczółka – Piotr zdjął marynarkę, podszedł do niej i objął ją za ramiona. – Znowu cały dzień na nogach?

– To przecież nie praca – odparła, uśmiechając się. – Dla duszy relaks. Patrz, jak wszystko kwitnie. Tak pachnie, iż to nie balkon, tylko ogród botaniczny.

Roześmiała się cicho, tak jak zawsze, ciepło. Piotr wciągnął delikatny zapach kwiatów i mimowolnie przypomniał sobie dzieciństwo, gdy mieszkali w kawalerce, a ich „ogrodem” była doniczka z kalanchoe na parapecie, która ciągle gubiła liście.

Wiele się od tamtej pory zmieniło.

Matka teraz większość czasu spędzała na działce, którą kupił jej na jubileusz. Mały domek, ale z ogromnym ogrodem, gdzie mogła sadzić, co tylko chciała. Wiosną hodowała rozsady, latem krzątała się w szklarniach, jesienią robiła przetwory z tego, co sama wyhodowała. Zimą czekała, aż znów nadejdzie wiosna.

Ale Piotr wiedział, iż mimo uśmiechu w jej oczach zawsze była cicha smutność. Taka, która nie minie, dopóki nie spełni się jej największe pragnienie – zobaczyć człowieka, na którego czekała całe życie.

Ojciec. Wyszedł pewnego poranka do pracy i już nie wrócił. Piotr miał wtedy pięć lat. Matka opowiadała, iż tamtego dnia pocałował ją w skroń, jak zawsze, mrugnął do syna i powiedział: „Bądź dzielny”. Wyszedł, nie wiedząc, iż na zawsze.

Potem były zgłoszenia na policję, poszukiwania. Krewni, sąsiedzi, znajomi szeptali: „może uciekł”, „a nuż ma drugą rodzinę”, „albo coś mu się stało”. Tylko matka zawsze mówiła jedno:

– Nie odszedłby tak po prostu. Znaczy, nie może wrócić.

Ta myśl nie opuszczała Piotra choćby teraz, po ponad trzydziestu latach. Był pewny: ojciec nie mógł ich porzucić. Po prostu nie mógł.

Po szkole Piotr poszedł na politechnikę, choć w tajemnicy marzył o dziennikarstwie. Ale wiedział – trzeba stanąć na nogi. Matka pracowała jako salowa w szpitalu, brała nocne dyżury, nigdy się nie skarżyła. choćby gdy nogi bolały ją ze zmęczenia, a oczy były czerwone od niewyspania, mówiła:

– Wszystko dobrze, Piotrusiu. Wszystko się ułoży. Tylko się ucz.

Uczył się. A nocami przeszukiwał internetowe bazy zaginionych, sprawdzał stare dane, pisał na forach. Nadzieja nie umierała, wręcz przeciwnie – rosła, stawała się częścią jego charakteru. Stał się silny. Dorastał, wiedząc, iż w nieobecności ojca musi być dla matki oparciem.

Gdy dostał pierwszą dobrą pracę, najpierw spłacił jej długi, potem założył lokatę, w końcu kupił tę działkę i powiedział:

– Już, mamo, teraz odpoczywaj.

Płakała wtedy, nie kryjąc łez. A on po prostu ją przytulił i szepnął:

– Zasłużyłaś na to tysiąc razy. Dziękuję ci za wszystko.

Teraz Piotr sam marzył o rodzinie. O domu, w którym pachnie bigosem i świeżym pieczywem. Gdzie w niedziele zbierają się najbliżsi i słychać dziecięcy śmiech. Na razie ciężko pracował. Oszczędzał, zbierał kapitał, by w końcu otworzyć własny biznes. Miał złote ręce, od dziecka lubił majsterkować.

Ale w sercu zawsze płonęło to samo pragnienie – chciał odnaleźć ojca. Chciał, żeby pewnego dnia ten człowiek wszedł do ich domu i powiedział:

– Wybaczcie, nie mogłem wrócić wcześniej.

Wtedy wszystko zrozumieliby, wybaczyli, przytulili się we troje. I wreszcie byłoby tak, jak powinno.

Czasem Piotr łapał się na tym, iż wciąż pamięta głos ojca. I to, jak brał go na ręce i mówił: „No co, mój rycerzu, lecimy?” – i podrzucał w górę. A potem łapał mocno, mocno…

Tamtej nocy, gdy Piotr położył się spać, znów przyśnił mu się ojciec. Tym razem stał gdzieś nad rzeką, w starym płaszczu, i wołał go. Twarz była zamazana, jak przez mgłę, ale oczy – te same, szare, głębokie, znajome.

Praca Piotra była stabilna, ale, jak to mówią, z samej pensji daleko nie zajedziesz, zwłaszcza gdy planuje się własny interes. Dlatego wieczorami często dorabiał – konfigurował komputery, instalował inteligentne systemy. W jeden wieczór mógł objechać dwa, czasem trzy miejsca: tu drukarka nie działa, tam internet się zawiesza, gdzie indziej trzeba zaktualizować oprogramowanie – wszystko to znał na wylot. Ludzie, szczególnie starsi, lubili go – uprzejmy, spokojny, nie nachalny. Wszystko tłumaczył jasno, bez zbędnego narzucania się.

Tego dnia zlecenie przyszło przez znajomą: bogata rodzina – osiedle domków za miastem, teren strzeżony, wjazd po przepustkach. Potrzebny specjalista do konfiguracji domowej sieci.

– Proszę przyjechać po szóstej. Pani domu będzie na miejscu, wszystko pokaże – uprzedzono Piotra.

Piotr przyjechał punktualnie. Wpuszczono go przez bramę, zatrzymał się przed wysokim domem z białymi kolumnami i panoramicznymi oknami. Drzwi otworzyła dwudziestoparoletnia dziewczyna. Piękna – smukła, delikatna, w eleganckiej sukience.

– Pan jest informatykiem? Proszę wejść. Wszystko znajduje się w gabinecie ojca. Jest teraz w delegacji, ale prosił, żeby pan dziś wszystko przygotował – powiedziała z łagodnym uśmiechem.

Piotr poszedł za nią długim korytarzem. W powietrzu unosił się zapach czegoś drogiego, wyrafinowanego. Dom był jasny, niemal sterylny. W salonie fortepian, na ścianach obrazy, półki z książkami, zdjęcia w ramkach. W gabinecie panował porządek: ciemne drewno, zielona lampa, duży monitor na szerokim biurku i skórzane krzesło.

Piotr skinął głową, wyjął narzędzia, usiadł przed komputerem. Wszystko potoczyłoby się normalnie, gdyby jego wzrok nie zawiesił się na jednym ze zdjęć na ścianie. Młoda para. Kobieta w białej sukni, z kwiatami we włosach. Obok – mężczyzna w szarym garniturze, uśmiecha się. I choć czas zmienił rysy, głos w jego głowie odezwał się pewnie i gło”To on,” powiedział cicho Piotr, patrząc na uśmiechnięte oczy, które znał tylko ze snów, i w tej chwili zrozumiał, iż niektóre tajemnice lepiej zostawić przeszłości – teraz, gdy już nie bolały.

Idź do oryginalnego materiału