"Powodzie będą, bo zmian klimatu nie da się już odwrócić"

6 dni temu

Ponad 20 lat temu rozmawiałam z pewnym profesorem, który zajmował się zmianami klimatycznymi przy ONZ. Mówił mi wówczas, iż kraje rozwinięte same na siebie sprowadzają nieszczęście. Zabetonowane miasta, autostrady, nowe drogi, to wszystko zabiera Ziemi naturalne możliwości wchłaniania wody deszczowej. Ja wówczas nie wiedziałam, o czym on mówi. Do nas betonoza dotarła zdecydowanie później. Sami sobie zgotowaliśmy ten los?

Niestety wiele jest takich przykładów, kiedy bezrefleksyjnie powielamy błędy państw zachodnich, wdrażając u nas rozwiązania, z których bardziej rozwinięte społeczeństwa się powoli wycofują. Asfalt, kostka, beton kojarzą nam się z porządkiem, czystością, estetyką, zamożnością - zarówno na miejskim rynku, jak i we własnym ogrodzie. Na nowych osiedlach choćby zieleń projektuje się w taki sposób, iż nie wchłania ona wody albo wchłania bardzo słabo - tereny zielone okrywa się folią lub włókniną, w którą wtyka się pojedyncze, często jednoroczne roślinki. Nie mają one adekwatnie żadnej funkcji retencyjnej (czyli gromadzenia wody).

Kiedy prowadzę z dziećmi zajęcia na temat powodzi, robię z nimi bardzo prosty eksperyment. Z rozciętej wzdłuż butelki robimy dwie doliny rzeczne. Jedna z nich jest gładka - to dolina wybetonowana, wyasfaltowana. Do drugiej wkładamy ręczniki, gąbki, papier toaletowy, różne chłonne materiały. Następnie wlewamy do nich wodę. Przez gładką “dolinę” woda pędzi błyskawicznie, wylewając się z dużą energią. Tam, gdzie mamy materiały chłonne - woda płynie powoli, wsiąka i uwalnia się stopniowo. W rzeczywistości takimi materiałami są lasy, zarośla, szuwary, łąki, bagna, torfowiska, mokradła. Działają one jak gąbka, gromadząc wodę, która potem uwalnia się stopniowo, chroniąc nie tylko przed powodzią, ale i przed suszą. W świecie z betonu mamy powodzie błyskawiczne, a kiedy cała woda już spłynie - okresy suszy.

Szczególnie w dobie zmian klimatu musimy dbać o jak najwięcej takich elementów krajobrazu, które będą działać jak gąbka. To ważne zarówno w górach, jak i na nizinach, w krajobrazie rolniczym i w miastach. Podmokłe lasy, wszelkie “chaszcze” i mokradła to nie są nieużytki, które trzeba osuszyć i zabudować - to miejsca ważne nie tylko dla przyrody, ale też dla człowieka. Pomagają nam gospodarować strategicznym zasobem, jakim jest woda.

Czytałam, iż zmianę biegu rzek zaczęliśmy od XIX wieku. Prostowanie koryt, osuszanie bagien itp. Jaki to ma wpływ na obecna sytuację, nie tylko powodziową.

Jeszcze 100-200 lat temu Polska była krainą pełną wody. Rzeki wylewały każdej wiosny po roztopach śniegu, a woda w dolinach utrzymywała się choćby do czerwca. Nie przeszkadzało to w gospodarce, bo na podmokłych łąkach i rozlewiskach mogły paść się krowy, wówczas chowane wyłącznie na wolnym wybiegu, ale także konie, których było znacznie więcej niż obecnie. Mniejsze doliny wypełnione były przez gleby torfowe, jeszcze lepiej magazynujące wodę. Warto dodać, iż miejsca te były miejscem życia wielu gatunków roślin i zwierząt, jeszcze niedawno pospolitych, dziś ginących. w tej chwili łąki i pastwiska zamieniane są na pola kukurydzy dla zwierząt hodowlanych w zamknięciu w przemysłowych fermach. W ostatnim stuleciu osuszyliśmy 80% mokradeł w Polsce i 50% mokradeł na świecie. Przestrzeń krajobrazowych “gąbek” zajmowana jest przez pola, osiedla, drogi… Powoli jednak dociera do nas, iż są one potrzebne, nie tylko dla ptaków, żab czy owadów, ale też dla ludzi - dla naszego bezpieczeństwa. Bez stabilnych zasobów wodnych nie można też uprawiać żywności. Mokradła to nasz zapas wody na czasy suszy i bufor bezpieczeństwa w przypadku powodzi.

Wiele osób w Polsce buduje się na terenach zalewowych. Wiedzą o tym, gminy wydaja pozwolenia. Dlaczego przez cały czas tak się dzieje? Skąd taka krótkowzroczność?

Wiedzą albo nie wiedzą. Może się to wydawać dziwne, ale wielu ludzi bierze kredyt na pół życia, kupuje działkę i buduje dom, nie sprawdzając choćby map terenów zalewowych, wierząc deweloperowi, który zapewnia, iż miejsce jest bezpieczne. Inni może myślą, iż jakoś to będzie, wielka woda przychodzi rzadko, mają nadzieję, iż władze w jakiś sposób zabezpieczą teren i nie dopuszczą do zalania. Znam przypadek, w którym właściciel działki położonej na podmokłej, bagiennej łące najpierw podniósł teren, zmieniając stosunki wodne w całej okolicy, wybudował dom, a kiedy woda pojawiła się w piwnicy i zaczęła podmywać fundamenty, zażądał od gminy osuszenia terenów wokół. Warto mieć świadomość, iż budowa na terenach zalewowych wpływa nie tylko na właścicieli tych konkretnych działek - kiedy podczas powodzi ogromny wysiłek trzeba włożyć w obronę zabudowań, które stoją na podmokłych terenach, może nie wystarczyć sił i środków na inne miejsca. Te domy stoją w miejscu, w którym rzeka powinna rozlewać się, tracić impet i energię - jeżeli tak się nie dzieje, pozostałe tereny są bardziej zagrożone.

Najbardziej dziwi w tym momencie postawa samorządów czy instytucji takich jak Wody Polskie, które wydają pozwolenia na budowę w takich miejscach, często powstają w ten sposób całe osiedla. Ostatni raport NIK pokazał, iż skala tego zjawiska jest ogromna. Samorządom zależy prawdopodobnie na dochodach, które przynoszą inwestycje na ich terenie. Rozmawiałam kiedyś z radną, która przekonywała mnie, iż dla przyrody nie można hamować budownictwa i rozwoju infrastruktury, które są priorytetem dla gminy. Trudno było jej zrozumieć, iż nie chodzi tu tylko o przyrodę, które oczywiście też jest ważna, ale właśnie o bezpieczeństwo ludzi i mienia, odpowiednie gospodarowanie zasobami kluczowymi dla rozwoju całej gminy.

Jak możemy zaradzić temu, co się dzieje? Czy jest szansa, żeby unikać takich sytuacji, jak ta obecna powódź? Można się jakoś zabezpieczyć? Jakie działania podjąć na przyszłość?

Do takiej powodzi jak obecna - albo ta sprzed 27 lat - nie da się chyba tak całkowicie przygotować. To potężny, nieprzewidywalny żywioł. Ale już teraz widzimy, iż w porównaniu z rokiem 1997 udało się wyhamować i spłaszczyć falę powodziową, tak iż nie zalała ona praktycznie Wrocławia, mimo iż opady były tak naprawdę wyższe. Wrocław i jeszcze kilka miast zostały “uratowane” przez niedawno oddany do użytku zbiornik Racibórz Dolny, który łączy w sobie rozwiązania hydrotechniczne, takie jak wały i zapory, ale też daje rzece ogromną przestrzeń lasów, pól, łąk i bagien, na której może się rozlać. Są też inne miejsca, gdzie w porozumieniu np. z Lasami Państwowymi tworzy się poldery zalewowe. Hydrotechnika jest nam potrzebna, ale nie może być jedynym rozwiązaniem, co pokazały bardzo wyraźnie zapory w górach, które nie wytrzymały aż takiego naporu wody i w momencie pęknięcia czy przelania stają się jeszcze większym zagrożeniem. Hydrotechnika musi iść w parze z oddawaniem rzece terenów, które do niej należą, polderów zalewowych, suchych zbiorników, z retencją krajobrazową - pozostawianiem jak największych powierzchni dzikich, podmokłych, które są nie tylko ostojami przyrody, ale też pracują dla naszego bezpieczeństwa, chronią przed powodzią i suszą. Bardzo ważna jest rola lasów w górach - od ich stanu zależy, czy wyhamują falę powodziową. Masowe wycinki, drogi do zwożenia drewna, szlaki zrywkowe - to wszystko sprawia, iż woda płynąca z gór jeszcze bardziej się rozpędza.

Wiele osób nie wierzy w zmiany klimatyczne. Co człowiek może zrobić, żeby ograniczyć to zjawisko?

Zmiany klimatu to temat, wokół którego krąży wiele teorii spiskowych, dezinformacji i nieporozumień, często pomieszanych z polityką. Klimat naszej planety zawsze się zmieniał, jednak obecne zmiany - rekordowo szybkie w skali geologicznej - spowodowane są przez działalność człowieka. Podczas rewolucji przemysłowej pod koniec XVIII wieku człowiek zaczął eksploatować na masową skalę zasoby węgla, ropy i gazu, które gromadziły się pod ziemią i na dnie oceanów przez miliardy lat. Przez ich spalanie w ciągu 200 lat uwolniliśmy do atmosfery ogromne ilości związków węgla - a skala tego zjawiska wciąż rośnie. Na paliwach kopalnych zbudowana jest nasza cywilizacja - dlatego z takim trudem przychodzi nam rezygnacja z nich. Chociaż udział dwutlenku węgla i metanu w atmosferze wydaje się bardzo mały (są to ułamki procenta), choćby niewielkie wahania tych gazów wpływają znacząco na klimat całej planety. Już teraz “podgrzaliśmy” Ziemię o prawie 1,5 stopnia Celsjusza - to też wydaje się mało, ale choćby tak niewielki wzrost ma ogromny wpływ na stabilność klimatu. Im wyższa globalną temperatura, tym więcej nieprzewidzianych, gwałtownych zjawisk, również takich jak niż genueński, który spowodował obecną powódź.

Niże i powodzie zawsze były - jednak ich częstotliwość i intensywność już teraz znacząco wzrosła. Tak duża ilość wody, która spadła na Europę, pochodzi z rekordowo nagrzanego Morza Śródziemnego - w tym roku temperatura powierzchni tego morza wyniosła w niektórych punktach ponad 31 stopni. Nasycone parą powietrze znad morza spotkało się z lodowatym powietrzem z bieguna, które również dotarło tak daleko na południe z powodu destabilizacji klimatu. Modele klimatyczne wskazują, iż częstotliwość takich zjawisk będzie rosła. Powódź tysiąclecia może się zdarzać raz na dziesięć lat… lub częściej.

Obecnych zmian klimatu nie da się już odwrócić, dlatego ważne jest przygotowanie się na nie, adaptacja, choćby w postaci wspomnianych wyżej zabezpieczeń. Wydaje się, iż najważniejsze jest przyjęcie faktu, iż klimat już się zmienił i będzie się zmieniał nadal, akceptacja rzeczywistości, dostosowanie gospodarki do nowego świata. Równie ważne jest jednak spowolnienie tych zmian, wyhamowanie ich - im cieplejsza planeta, tym trudniej będzie nam na niej przetrwać. O ile można wyobrazić sobie przystosowanie ludzkości do życia na planecie cieplejszej o 2-3 stopnie, to wzrost temperatury o 6-7 stopni oznacza praktycznie koniec życia, jakie znamy. Recepta jest jednocześnie prosta i trudna - trzeba wyzerować emisje gazów cieplarnianych, przestać opierać gospodarkę o węgiel, gaz i ropę, solidarnie w skali całego świata. Są też inne rozwiązania, można by długo o nich mówić, ale to jest podstawa, bez której trudno mówić o ograniczaniu zmian klimatu. Warto pamiętać też, iż klimat ma bezwładność, reaguje na zmiany w składzie atmosfery z wieloletnim opóźnieniem. Czy uda się zatrzymać zagrożenie, być może największe w historii ludzkości? Trudno być tu całkowitym optymistą, jednak tegoroczna powódź może skłonić do refleksji w tym temacie.

Rozmawiała Magdalena Gorostiza

Idź do oryginalnego materiału