Popołudnie było spokojne, słońce zachodziło nad boczną drogą przecinającą pola. Samochodów było niewiele, a ciszę przerywały tylko świerszcze. W małym szarym aucie rodzina wracała do miasta po dniu spędzonym na wsi.

polregion.pl 6 godzin temu

Późne popołudnie było spokojne, a słońce leniwie chyliło się ku zachodowi nad boczną drogą wiodącą przez drobne wioski i pola. Rzadko przejeżdżał tędy jakiś samochód, a ciszę przerywał jedynie świerszczowy koncert. W szarym, niewielkim aucie rodzina przejechała już kawałek drogi, wracając do miasta po dniu spędzonym na wsi.

Na tylnym siedzeniu siedział kundel o bursztynowych oczach i siwiejącym pysku. Nazywał się Burek i przez osiem lat był częścią ich życia. Dorastał razem z dziećmi, odprowadzał je do szkoły, grzał ich stopy w zimowe noce.

Tego dnia jednak coś było inaczej. Samochód zatrzymał się na ubitej wiejskiej drodze, z dala od zabudowań. Ojciec, Wojciech, otworzył tylne drzwi i skinął na psa.

Burek, wysiadaj na chwilę powiedział cicho.

Pies posłusznie zeskoczył na ziemię, merdając ogonem, myśląc, iż to tylko przerwa w podróży. Obwąchał wąską ścieżkę, zrobił kilka kroków i nagle usłyszał, jak silnik warczy do życia.

Odwrócił się w ostatniej chwili, widząc, jak samochód oddala się w tumanach kurzu. Na początku biegł za nim, z uszami przyciśniętymi do głowy i sercem tłukącym mocno w piersi. Nie rozumiał, dlaczego nie zwalniają. Wydawało mu się, iż to zabawa. Ale z każdym metrem odległość rosła… aż w końcu kurz zasłonił mu widok. Zatrzymał się, odsapując, wpatrzony w pustą drogę.

Pozostał tam godzinami, siedząc na poboczu. Za każdym razem, gdy przejeżdżał inny samochód, podnosił głowę z nadzieją, która natychmiast gasła. Niebo pociemniało, a chłód wciąż się pogłębiał.

Następnego dnia kobieta, która jechała tą samą drogą, dostrzegła go. Zatrzymała się i ostrożnie wyszła z auta.

Hej, kundelku… zgubiłeś się? szepnęła, klękając.

Burek zawahał się. Nie ufał obcym, ale głód i wyczerpanie sprawiły, iż podszedł bliżej. Kasia wyciągnęła z samochodu kawałek chleba i butelkę wody. Pies jadł powoli, nie spuszczając z niej wzroku, jakby próbował odgadnąć jej zamiary.

Chodź, zabiorę cię ze sobą powiedziała w końcu, otwierając drzwi.

Ku jej zaskoczeniu, Burek wskoczył bez wahania. Może instynkt podpowiedział mu, iż nikt już po niego nie wróci.

W domu Kasia otuliła go ręcznikiem, postawiła miskę ciepłej zupy i położyła koc przy piecu. Tej nocy Burek spał mocno, choć czasem przebierał łapami i cicho skomlał, jakby śnił o pogoni za oddalającym się samochodem.

Przez tygodnie Kasia próbowała odnaleźć jego dawnych właścicieli. Puszczała ogłoszenia, dzwoniła do weterynarzy, rozwieszała plakaty. Nikt się nie odezwał. Z czasem Burek przestał być zagubionym psem, a stał się jej psem.

Pewnego dnia, gdy spacerowali po parku, mały chłopiec podszedł i pogłaskał go po głowie. Burek przymknął oczy, rozkoszując się pieszczotą, a Kasia zrozumiała, iż to zwierzę, choć zdradzone, wciąż potrafiło ufać i kochać bez zastrzeżeń.

Z biegiem czasu Burek odzyskał radość. Bawił się w w

Idź do oryginalnego materiału