Polska wprowadza surowe ograniczenia na import towarów po wykryciu pryszczycy w południowej Słowacji. W powiecie Dunajská Streda stwierdzono trzy ogniska tej wyjątkowo zaraźliwej choroby, co skłoniło polskie władze do natychmiastowego działania. Nowe regulacje mają zapobiec katastrofie epizootycznej, która mogłaby sparaliżować sektor hodowlany w kraju.

Fot. Shutterstock
Wprowadzony zakaz obejmuje cały wachlarz produktów i surowców pochodzących od zwierząt parzystokopytnych – zarówno hodowlanych, jak i dzikich. Dotyczy on nie tylko żywych zwierząt i materiału biologicznego, ale także mięsa świeżego, mielonego, podrobów, produktów surowych oraz mechanicznie oddzielonego mięsa i osłonek. Dodatkowo na listę zakazanych artykułów trafiły mleko surowe, siara, przetwory mleczne, produkty uboczne pochodzenia zwierzęcego i ich pochodne, a także pasze, obornik, słoma i siano.
Rozporządzenie weszło w życie dzień po ogłoszeniu i obowiązuje do czasu wdrożenia rozwiązań przez Komisję Europejską. W międzyczasie na przejściach granicznych trwa intensywna kontrola transportów, którą nadzorują Inspekcja Weterynaryjna, policja, Krajowa Administracja Skarbowa i Inspekcja Transportu Drogowego. Celem tych działań jest niedopuszczenie do przeniknięcia wirusa na terytorium Polski.
Pryszczyca, wywoływana przez wirusa FMDV, to jedna z najbardziej zakaźnych chorób zwierząt gospodarskich. Atakuje głównie bydło, trzodę chlewną i owce, a jej wystąpienie wiąże się z koniecznością wybicia całych stad w zakażonych gospodarstwach. Polska pozostaje wolna od tej choroby od 1971 roku, a uzyskany status kraju wolnego od pryszczycy, nadany przez Światową Organizację Zdrowia Zwierząt (WOAH), jest niezwykle istotny z punktu widzenia eksportu produktów pochodzenia zwierzęcego.
W Słowacji w odpowiedzi na epidemię rozpoczęto likwidację zwierząt w promieniu 3 km od ognisk choroby. Wprowadzono też zakazy wstępu do lasów na terenach powiatów Komárno i Dunajská Streda oraz zamknięto wszystkie ogrody zoologiczne w kraju.
Choć pryszczyca nie jest groźna dla ludzi, jej ewentualne rozprzestrzenienie się w Polsce mogłoby mieć dramatyczne konsekwencje gospodarcze. Eksperci wskazują, iż straty mogłyby sięgać miliardów złotych, gdyby choroba dotarła do dużych hodowli. Dlatego polskie służby weterynaryjne i sanitarne utrzymują najwyższy poziom czujności.
Sytuacja rozwija się dynamicznie, a polski resort rolnictwa pozostaje w stałym kontakcie z Komisją Europejską oraz służbami weterynaryjnymi państw sąsiednich, by skoordynować działania i zapobiec eskalacji kryzysu.
Źródło: PAP.pl/warszawawpigulce.pl