W ogóle "sklep budowlany" to duże uproszczenie. Gdyby chodziło tylko o cement, farby czy płyty kartonowo-gipsowe, tego tematu być może w ogóle by nie było. U nas to wielkie hipermarkety, w których da się przepaść na pół dnia.
Można zacząć wśród półek dla budowlańców, przejść przez alejki z projektami łazienek czy sypialni, a skończyć na urządzaniu ogródka albo balkonu i wąchać kwiatki na wystawce z roślinami. To właśnie Polska remontowa. Bo niby jedziemy do sklepu, gdzie znajdziemy wszystko do odnowienia mieszkania, ale w praktyce to trochę nasze... hobby.
Wiosna, więc przydałby się... "remoncik"
– Pamiętam, jak była pandemia. Najpierw wszystko zamknięte i pełen lockdown, a później można było robić zakupy. I wszyscy rzucili się na te sklepy, bo to był idealny czas na remonty czy budowę. I tak nic nie działało, więc ludzie przyjeżdżali choćby dla zabicia czasu – wspomina Agnieszka, pracownica jednego z takich hipermarketów.
Dzisiaj już tam nie pracuje, ale przeżyła "covidowe" oblężenie. Prawda jest taka, iż wtedy ludzie remontowali mieszkania, bo im się nudziło. Dzisiaj łatwiej to rozłożyć w czasie, bo wszystko mamy otwarte. A wyznacznikiem rewolucji w mieszkaniu czy ogrodzie stała się wiosna.
Karolina mieszka w domu pod Krakowem. Ma taras, mały ogródek, o który dbają wspólnie z mężem. Jak zaczyna się wiosna, oni i ich sąsiedzi ruszają do akcji, wystarczy pierwszy ciepły dzień. Takie kwietniowe czy majowe porządki to szybki pretekst, by pojechać do "budowlanego". Zapytałem więc wprost, na czym polega ten fenomen.
– Bo tam jest wszystko, dosłownie. Poduszka na taras brakująca śrubka do skręcenia fotela, kora do uzupełniania rabaty. A przy okazji wezmę jeszcze nowego kwiatka, spray na owady i bratki do doniczki – wylicza.
– Mniej jeżdżenia i mniej szukania – dorzuca mi Mateusz, też mieszkaniec domu jednorodzinnego, ale z większą działką. Podaje trzy najpopularniejsze marki sklepów budowlanych i zaznacza, iż wszystkie ma w pobliżu. – Każdy chce coś zrobić na lato, nie ma się co dziwić. Zbudować altanę, zadbać o trawnik. choćby jak nie znajdzie czegoś w jednym sklepie, pojedzie parę kilometrów dalej do drugiego i pewnie to dostanie – mówi.
"Bo u sąsiadów, to już coś robią!"
W tym wszystkim włączają się też sąsiedzkie podchody. Jak jeden coś zrobi, drugi czuje presję. Aż w końcu podobnie pomyśli pół osiedla. – Sąsiad zrobił balkon na wiosnę, więc my też już myślimy i pojechaliśmy do sklepu. No i oprócz leżaka oraz innych drobiazgów od razu wzięliśmy przy okazji nowe kwiaty i doniczki – wylicza Karolina.
Trochę inaczej jest w miastach, bo tam popularna stała się głównie walka w stylu "kto będzie miał najlepszy balkon". A żeby zrobić go w nowoczesnym stylu, wiadomo, trzeba pojechać... do budowlanego.
Rozmawiam z Dorotą, która mieszka w bloku na warszawskiej Woli. Kiedy pytam o wiosenny remontowy szał Polaków, od razu wie, o co mi chodzi. – Idzie wiosna, zbliżają się święta i długi weekend. Moi sąsiedzi też z tym ruszają – opowiada.
– Dokładnie wczoraj sędziwa sąsiadka zagadnęła mnie na klatce z pytaniem, czy polecam jej ekipę remontową, która parę miesięcy temu (z dużym opóźnieniem) zakończyła remont u nas. Odradziłam. Ucieszyła się, iż mogłyśmy porozmawiać, bo była już z panami umówiona na remont łazieneczki – tłumaczy nam Dorota.
Jeśli chodzi o wiosenne remonty, to wiek chyba nie gra roli. W bloku czy w domu – zawsze da się coś odświeżyć albo przerobić. Na moim osiedlu w stolicy zaczęło się już na początku marca, kiedy mieliśmy pierwszą eksplozję ciepła. Ludzie poczuli, iż "to już". Na dwóch piętrach w sąsiednim bloku ruszyli ze skuwaniem ścian.
– Poza sąsiadką, która nosi się z zamiarem remontu, dwóch innych mieszkańców jest w trakcie. Przed blokami stoją kontenery na gruz i poremontowe odpady – dodaje Dorota w nawiązaniu do swojej okolicy.
Weekend w "budowlanym"? Oblężenie
Żeby było jasne, nie mówimy o nowych osiedlach, gdzie każdy dopiero się wprowadza i w każdym mieszkaniu trwa wyścig z czasem. To po prostu kumulacja pomysłów. Tyle iż efekt czasami jest podobny. – Od rana do 17:00 wiercenie, szpachlowanie. A do tego panowie w okienko pukają, bo spółdzielnia postanowiła wyremontować elewację bloku – żali się jeszcze Dorota.
Nic dziwnego, iż kiedy zaczyna się weekend, wszyscy z samego rana ruszają do hipermarketów. – U nas otwierało się o 6:30 i zwykle jest tak, iż najwcześniej przyjeżdżają klienci, którzy mają do kupienia spore gabaryty. Długie listwy, narzędzia, ciężkie typowo budowlane zakupy. Oni chcą mieć to z głowy przed tłumem, który wpadnie kilka godzin później. Ale nie jest to reguła – zauważa Agnieszka, była pracownica "budowlanego".
A teraz jeden przykład z pierwszego weekendu kwietnia. Pojechałem w sobotę kupić dwa wiadra farby, bo szykuje mi się malowanie. W sklepie byłem po 14:00 i w zasadzie miałem szczęście, iż w ogóle zaparkowałem. Moje zakupy to nic, biorąc pod uwagę, iż ludzie wychodzili już z meblami ogrodowymi, które akurat były wystawione w promocji.
Nie oszukujmy się – w takim sklepie trudno spędzić 10 minut. Łatwo włącza się tryb, iż wszystko nagle może być potrzebne i wędrujemy między alejkami. – Myślisz, iż po co wykłada się mnóstwo rzeczy obok kas? Ludzie łapią się na tym, iż widzą typowo wiosenne gadżety. I gwałtownie kalkulują, co jeszcze wziąć do koszyka – przekonuje Agnieszka.
Z kolei Mateusz mówi mi coś kompletnie innego. – Zgadzam się, iż wiosna to remontowy szał, ale ceny materiałów i ogólnie wykończeniówka to jest kosmos. Jak ktoś musi coś zrobić, to nie ma wyjścia. Wydaje mi się jednak, iż teraz każdy ostrożniej planuje wydatki. Przecież materiały to jedno, a gdzie pieniądze dla ekipy? No, chyba iż ktoś lubi bawić się w to samemu, ale nie każdy da radę – wskazuje.
Tymczasem remonty i balkonowe zawody realizowane są już w najlepsze. Wystarczy przejść się po osiedlach i posłuchać odgłosów z klatek schodowych. – wiosna pełną parą i zaczynają się remontowe historie Polaków – śmieje się na koniec Dorota.