Pies uwięziony w gorącym samochodzie: nieoczekiwane konsekwencje mojej decyzji o ratunku

polregion.pl 2 godzin temu

Pewnego dusznego dnia słońce prażyło tak mocno, iż choćby chodniki zdawały się topnieć pod stopami. Marzyłam tylko o powrocie do domu, gdzie czekał klimatyzowany chłód. Najpierw jednak postanowiłam wstąpić do sklepu po zakupy.

Na parkingu coś zwróciło moją uwagę dziwny niepokój, jakby szept pod powiekami. Obejrzałam się i zobaczyłam ją: sukę owczarka niemieckiego, uwięzioną w rozgrzanym samochodzie. Szyby zaparowane od gorąca, pies dyszał ciężko, język zwisał bezwładnie. Wiedziałam to granica wytrzymałości. Gdy na zewnątrz jest trzydzieści stopni, w aucie temperatura sięga piekła.

Znalazłam kartkę z numerem telefonu na przedniej szybie. Zadzwoniłam. Odebrał mężczyzna, głos zimny jak lód.

Pani psu jest niedobrze, musi pan natychmiast wrócić! powiedziałam, starając się zachować spokój.

Zostawiłem mu wodę. To nie pana sprawa odparł, jakby rozmawiał o zepsutej żarówce.

Woda? Tak, stała zamknięta w butelce. Wściekłość wezbrała we mnie. Jak niby pies miał się napić? Nie czekałam dłużej. Chwyciłam kamień i uderzyłam w szybę. Szkło rozprysło się z hukiem, alarm zawył, ale mnie to już nie obchodziło.

Wyciągnęłam psa na zewnątrz. Osunął się na ziemię, wciąż dysząc, ale żywy. Polewałam go wodą, szukając pomocy.

Wtedy pojawił się właściciel, twarz wykrzywiona wściekłością.

Co pani odpierdala?! Wezwę policję! krzyczał.

I wezwał. Tylko iż gdy przyjechali funkcjonariusze, stało się coś nieoczekiwanego. Wysłuchali obu stron, spojrzeli na psa i to jego ukarali mandatem. Wytoczyli mu sprawę za znęcanie się, a mnie podziękowali.

A pies?

Teraz śpi u moich stóp, najedzony, bezpieczny. Ten sam owczarek, który wczoraj omal nie umarł przez czyjąś głupotę, dziś merda ogonem, gdy wracam do domu. I wiecie co? Gdybym miała wybór jeszcze raz też bym rozbiła tę szybę. Bez wahania.

Nie pojmuję ludzi, dla których zwierzęta to przedmioty. One czują, cierpią, kochają. Nie są zabawkami.

Idź do oryginalnego materiału