Oddał Bogu ducha. Tragiczna śmierć 3-latka w folwarku pod Horodłem

3 dni temu
W cyklu Wieści z minionej niedzieli wracamy dziś do wydarzeń sprzed ponad 120 lat. Gazeta Świąteczna z 13 października 1901 roku przyniosła poruszający list z guberni lubelskiej. Tragedia dziecka, które wpadło w tryby młocarni, nie była odosobniona. Na przełomie XIX i XX wieku mechanizacja wsi niosła ze sobą nie tylko postęp, ale także nowe zagrożenia. Szczególnie narażone były dzieci, które od najmłodszych lat angażowano w prace w gospodarstwie. Wiele z tych problemów – choć w innych realiach – pozostaje aktualnych do dziś.Gazeta Świąteczna, 13 października 1901 r., str. 5Oddał Bogu duchaGumienny folwarku Ciołków pod Horodłem, w gubernji lubelskiéj, idąc w dniu 1-ym października rano do roboty, zabrał ze sobą trzyletniego synka. W stodole młócono na młocarni. Dziecko zaczęło ciekawie przyglądać się kręcącym się kołom. Po chwili ojcu wypadło wyjść po coś ze stodoły.Chłopczyk zbliżył się pocichu do młocarni i widząc, iż nikt nie zwraca nań uwagi, wsadził rączkę pomiędzy tryby, które mu ją w okamgnieniu urwały. Posłano zaraz po doktora, ale tymczasem biedne dziecko cierpiało straszny ból i krwią broczyło. Doktor zrobił opatrunek, choć widział, iż to się już na nic nie przyda. Jakoż nazajutrz chłopaczek w ciężkich cierpieniach oddał Bogu ducha. Oboje rodzice z żalu i rozpaczy pomdleli tak, iż ledwie ich się docucono.Mechanizacja i ryzykoTragedia wydarzyła się w Ciołkowie – wówczas folwarku należącym do parafii Horodło, dziś wsi w gminie Horodło, powiecie hrubieszowskim, województwie lubelskim. Był to region typowo rolniczy, z przewagą dużych majątków ziemskich i niewielkich wsi chłopskich. Horodło, do którego parafii należał Ciołków, miało swoje miejsce w historii – to tu w 1413 roku zawarto unię polsko-litewską. Jednak na przełomie XIX i XX wieku była to zwykła miejscowość rolnicza, w której modernizacja postępowała powoli. Mechanizacja – jak młocarnie – docierała głównie do folwarków, nie do chłopskich gospodarstw.Pod koniec XIX wieku na ziemiach Królestwa Polskiego wprowadzano coraz więcej maszyn rolniczych. Najbardziej powszechne były młocarnie, sieczkarnie, kieraty czy lokomobile parowe. Wcześniej zboże młócono tradycyjnie cepami, co było żmudne i powolne. Młocarnia potrafiła przyspieszyć pracę kilkanaście razy – w folwarku, gdzie zatrudniano kilkudziesięciu robotników, pozwalała gwałtownie przygotować ziarno na sprzedaż i siew.PRZECZYTAJ TEŻ: Zamość: Żaden „Anioł Śmierci”. Pacjentka szpitala „papieskiego” zmarła śmiercią naturalnąNowoczesność niosła jednak zagrożenie. Maszyny nie miały żadnych osłon czy zabezpieczeń, a ruchome tryby były łatwo dostępne. W prasie z przełomu XIX i XX wieku, np. w Gazecie Świątecznej i Kurierze Warszawskim, regularnie pojawiały się doniesienia o wypadkach: dzieci traciły ręce w sieczkarniach, kobiety wciągały do trybów spódnice, mężczyźni ginęli w młocarniach. Statystyki policyjne z guberni siedleckiej wskazują, iż pożary i wypadki w czasie żniw były dwiema najczęstszymi przyczynami nieszczęść na wsi.„Chłopczyk zbliżył się pocichu do młocarni i widząc, iż nikt nie zwraca nań uwagi, wsadził rączkę pomiędzy tryby, które mu ją w okamgnieniu urwały” – donosiła Gazeta ŚwiątecznaDzieci w gospodarstwieWypadek w Ciołkowie pokazuje także, jak powszechne było zabieranie dzieci do pracy. Choć ten trzylatek nie wykonywał czynności roboczych, towarzyszył ojcu w stodole – i to wystarczyło, by doszło do tragedii. Na przełomie XIX i XX wieku dzieci były częścią siły roboczej na wsi. Już kilkulatki pasły gęsi i krowy, starsze dzieci pomagały przy żniwach, nosiły wodę, karmiły zwierzęta. Badania historyków (m.in. Andrzeja Wyczańskiego i Józefa Chałasińskiego) pokazują, iż w gospodarstwach chłopskich praca dzieci była koniecznością ekonomiczną. Edukacja szkolna często schodziła na drugi plan – w niektórych wsiach połowa dzieci opuszczała zajęcia w okresie letnim, aby pomagać rodzicom w polu. Nie było też świadomości zagrożeń: dla rodziców naturalne było, iż dziecko „uczy się życia” od najmłodszych lat, obserwując dorosłych w pracy.PRZECZYTAJ TEŻ: Ziemia zabrała dzieci. Od tragedii w Gorajcu-Zastawiu minęło właśnie 60 latW realiach wsi przełomu XIX i XX wieku dzieci od najmłodszych lat uczestniczyły w pracach gospodarskich – często jeszcze zanim nauczyły się dobrze mówić czy pisać. Najmłodsze, kilkuletnie dzieci wysyłano na „pasionkę”, czyli do pilnowania gęsi, kaczek czy bydła. Jak pisała Joanna Kuciel-Frydryszak w książce „Chłopki – opowieść o naszych babkach”, już pięcio- czy sześciolatki bywały pełnoprawnymi pracownikami w gospodarstwie – odpowiedzialnymi za całodzienne wypasanie zwierząt, niezależnie od pogody Dla wielu rodzin była to konieczność ekonomiczna: każde dodatkowe ręce do pracy oznaczały większe szanse na utrzymanie się z ziemi.Starsze dzieci pomagały przy żniwach, kopaniu ziemniaków, karmieniu zwierząt czy porządkach w obejściu. Z czasem wciągano je również do cięższych prac, takich jak młócenie, przenoszenie siana czy obsługa prostych narzędzi rolniczych. Nie brakowało wypadków – maszyny rolnicze, wówczas coraz częściej używane, stanowiły szczególne zagrożenie. Obciążanie dzieci pracą w gospodarstwie odbywało się kosztem edukacji. Wielu z nich nie uczęszczało regularnie do szkoły – rodziny wolały, by pomagały w domu lub pasły bydło. W efekcie analfabetyzm jeszcze długo pozostawał na polskiej wsi zjawiskiem powszechnym.Najmłodsze, kilkuletnie dzieci wysyłano na „pasionkę”, czyli do pilnowania gęsi, kaczek czy bydła; źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe; okolice Drawska Pomorskiego, 1964 r.Dzieci na wsi wczoraj i dziśProblem pracy dzieci w gospodarstwach rolnych nie zniknął całkowicie. Już w XIX i na początku XX wieku dzieci stanowiły nieodłączną część wiejskiej siły roboczej – pasły bydło, nosiły wodę, pomagały przy młócce czy zbiorach. Badania Joanny Kuciel-Frydryszak („Chłopki”) pokazują, iż od najmłodszych lat obowiązki dzieci na wsi były traktowane jako naturalne, a wypadki – od pogryzień przez zwierzęta po urazy w stodołach – stanowiły ponury element codzienności.PRZECZYTAJ: Tyszowce: Czy w bufecie u Kalmuka będzie muzeum? Historyczny budynek ma szansę na nowe życieRównież w okresie powojennym problem pozostawał istotny. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego z lat 70. XX wieku choćby 60% dzieci na wsi w wieku szkolnym pomagało w gospodarstwach rolnych, a co piąte wykonywało prace uznawane za szczególnie niebezpieczne (np. przy zwierzętach hodowlanych czy maszynach). Dziś, mimo zakazów dotyczących zatrudniania nieletnich w pracach niebezpiecznych, sytuacja nie została całkowicie rozwiązana. Raporty Państwowej Inspekcji Pracy oraz badania Instytutu Medycyny Wsi w Lublinie wskazują, iż najmłodsi przez cały czas ulegają wypadkom podczas pracy przy zwierzętach czy maszynach rolniczych. W 2020 roku wypadki w rolnictwie stanowiły blisko 30% wszystkich zdarzeń, w których poszkodowane były dzieci.Dane Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego pokazują poprawę, ale nie eliminację zagrożenia. W 1993 roku wskaźnik wypadkowości w rolnictwie indywidualnym wynosił 24,6 na 1000 ubezpieczonych. W 2024 roku spadł do 7,8, a liczba zgłoszonych wypadków zmniejszyła się do 9 930 – o ponad 7% mniej niż rok wcześniej. Wypłacono jednak 38 odszkodowań z tytułu śmierci wskutek pracy w gospodarstwie. Najwięcej zdarzeń ma miejsce latem, w czasie żniw, gdy dzieci częściej przebywają w obejściu i bywają angażowane do pomocy. Problemem pozostaje brak pełnych danych – KRUS od 2005 roku nie prowadzi już statystyk dotyczących liczby poszkodowanych poniżej 16. roku życia. Oznacza to, iż faktyczna skala zjawiska może być większa, niż pokazują to oficjalne raporty.
Idź do oryginalnego materiału