Obrażona teściowa odcięła się od rodziny: “Już jej nie mam

1 dzień temu

Zawsze myślałam, iż im więcej korzeni ma rodzina, tym mocniejsze jest drzewo. Krewni, choćby nowi, choćby nie zawsze bliscy — to wciąż ludzie, których los połączył w jedno. Z mężem staraliśmy się budować dobre relacje ze wszystkimi: zarówno z rodzicami zięcia, jak i z dalszą rodziną. Zwłaszcza po ślubie naszej najstarszej córki, Ewy. W końcu dzieci zbliżają ludzi. Cieszyliśmy się, iż trafił jej się porządny chłopak — Tomek, spokojny, charakterny, ale nie chamski. Mieszka na razie w wynajmowanym mieszkaniu w Szczecinie, a my pomagamy im trochę oszczędzać na własne. Niełatwo, oczywiście, ale jakoś dajemy radę. Nam też nie spadło z nieba.

Z matką Tomka, Haliną Piotrowną, na początku układało się całkiem nieźle. Mieszka w Gdańsku, więc kontakt głównie przez telefon i rzadkie wizyty. Rozmawiałyśmy grzecznie, po partnersku, wszystko zdawało się iść swoim torem. Ale pod koniec grudnia coś pękło. I to nie po naszej stronie.

Przed świętami zadzwoniłam do Ewy — zwyczajnie, z serca:
— Córeńko, cześć! A już myśleliście, gdzie spędzicie Sylwestra?
— O, mamo, jeszcze nie zdecydowaliśmy…
— To może do nas? Dom duży, miejsca mnóstwo, ojciec już lampki po ogrodzie rozwiesił. Choinka stoi, karaoke gotowe. I Halinę Piotrownę zaproście — tata pojedzie, przywiezie i odstawi. Niech z nami świętuje, po co ma sama siedzieć?

Ewa obiecała pogadać z mężem i oddzwonić. Wieczorem powiedziała, iż przyjadą, ale jego mama — nie. Podobno ma zwyczaj spędzać Sylwestra cicho, albo z przyjaciółmi, albo w domu. Zrobiło mi się dziwnie. No jak to? Nie może raz z rodziną, z dziećmi? Przecież zapraszałam ją szczerze. Postanowiłam sama do niej zadzwonić.

— Halina, no co ty? Sama w domu — smutno! Przyjeżdżaj do nas, słowo, będziesz gościem, osobny pokój przygotuję, możesz choćby swoich znajomych zabrać, jak chcesz. A u nas — kiełbaski z grilla, fajerwerki, śpiewy. Będzie wesoło, swojsko!

Ale ona tylko się wykręcała:
— Nie wiem. Od dziesięciu lat zawsze z przyjaciółmi. jeżeli mnie zaproszą — pójdę. Nie — to telewizor, koc i spać… Z wiekiem, wiesz, hałas już nie cieszy.

Nie naciskałam. Pomyślałam: „Może naprawdę nie chce”. Ale nazajutrz dzwoni Ewa. Głos ma zmieszany, prawie płacze:
— Mamo, teściowa się obraziła… Powiedziała, iż ją zdradziliśmy. Że ja „odbieram jej syna”, iż powinni razem świętować. Proponowała imprezę u siebie — w swoim dwupokojowym mieszkanku… Wyobrażasz?

Zamarłam. Więc my jesteśmy źli, bo zaprosiliśmy ich do dużego domu, gdzie wszyscy się zmieszczą? Mamy pięć wolnych pokoi, ogród, miejsce na ognisko i zabawę. A u niej — ciasna kawalerka, gdzie ledwo para osób się upchnie. choćby gdybyśmy się tam wepchnęli — co dalej? Godzinę posiedzieć, „Sylwestra z Dwójką” obejrzeć i wracać? A przecież Sylwester to czas radości, bliskości.

A na koniec rzuciła im w twarz:
— Skoro nie mam już rodziny, pójdę do przyjaciół.
Dołożyła jeszcze, iż nie liczmy na jej pomoc przy mieszkaniu. Bo pieniędzy, oczywiście, nie ma.

Spojrzeliśmy z mężem na siebie. On tylko sapnął:
— I dobrze. Nie prosiliśmy.

Wiecie, zawsze znajdą się tacy ludzie — obrażą się, choćby gdy zaprosisz ich z dobroci serca. Bo dla nich życzliwość to słabość, a każde odstępstwo od ich planów — zdrada. Halina Piotrowna okazała się właśnie taka. Sama odeszła, sama się obraziła, sama zatrzasnęła drzwi. Powiedzieć, iż nam nie żal — skłamałabym. SzkodA Ewa z Tomkiem będą świętować z tymi, dla których rodzina to nie obowiązek, ale radość.

Idź do oryginalnego materiału