Nowy początek z przyjacielem

6 dni temu

Nowy etap z Michałem

Mam swój dom — przestronny, z ogrodem, w którym kwitną jabłonie, i werandą, gdzie latem tak przyjemnie jest pić herbatę. Moje dzieci od dawna dorosły, mają własne rodziny i sprawy. Ja, Halina, zostałam sama, ale nie samotna — od kilku lat u mojego boku jest Michał, człowiek, z którym chcę dzielić nie tylko wieczory, ale i całe życie. Niedawno postanowiliśmy: dość zwlekania, czas się wprowadzić i zacząć żyć razem. Tym bardziej, iż jego syn Bartek właśnie sprowadził do ich mieszkania narzeczoną, Kingę, i wszyscy jesteśmy gotowi na nowy rozdział. Denerwuję się, ale w sercu czuję takie ciepło, jakby znów miałam trzydzieści lat i życie dopiero się zaczynało.

Poznaliśmy się z Michałem pięć lat temu na potańcówce dla tych „po pięćdziesiątce”. Przyszłam tam z koleżanką, bardziej z ciekawości, a on stał przy ścianie w wyprasowanej koszuli i uśmiechał się jak chłopiec. Rozmawialiśmy, potańczyliśmy, a potem zaprosił mnie na kawę. Od tamtej pory już się nie rozstawaliśmy. Michał jest wdowcem, sam wychował syna, pracował jako kierowca, a teraz jest na emeryturze, ale wciąż majsterkuje w garażu lub coś naprawia. Jest dobry, ma poczucie humoru i z nim czuję się żywa. Ale nigdy nie mieszkaliśmy razem — ja w swoim domu, on w swoim mieszkaniu, i tak nam było dobrze. Aż do pewnego momentu.

Wszystko się zmieniło, gdy Bartek, syn Michała, oznajmił, iż się żeni. Ma dwadzieścia siedem lat, pracuje jako programista, a jego dziewczyna, Kinga, miła, choć trochę nieśmiała, wprowadziła się do niego. Michał opowiedział mi o tym przy kolacji, śmiejąc się: „Halina, wyobraź sobie, te gołąbeczki teraz rządzą w mojej kawalerce! Kinga już powiesiła nowe zasłony!” Uśmiechnęłam się, ale przebiegła mi przez głowę myśl: a gdzie teraz będzie mieszkał Michał? Jakby czytając w moich myślach, dodał: „Myślę, iż może czas, żebyśmy zamieszkali razem? Mój dom należy teraz do młodych, a ja chcę być z tobą”. O mało nie upuściłam widelca — nie ze zdziwienia, ale dlatego, iż to brzmiało tak naturalnie.

Długo dyskutowaliśmy, gdzie zamieszkać. Mój dom jest większy, przytulniejszy, i uwielbiam go — każdy kąt jest tu pełen wspomnień. Michał przytaknął: „Halina, twój dom to jak bajka, czuję się tam jak na wakacjach”. Ale widziałam, iż się martwi — przeprowadzka to dla niego duży krok. Jego mieszkanie było jego twierdzą, miejscem, gdzie wychował Bartka, gdzie wszystko było znajome. Ja też się denerwowałam: a jeżeli okaże się, iż będzie nam za ciasno? Moje dzieci, syn i córka, dawno wyprowadziły się na swoje, przywykłam do swojego rytmu. Ale myśl o tym, żeby budzić się obok Michała, pić z nim poranną kawę, wspólnie pracować w ogrodzie, przeważyła wszystkie obawy.

Następnego dnia zadzwoniłam do córki, opowiedziałam o naszej decyzji. Roześmiała się: „Mamo, w końcu! Michał jest dla ciebie jak rodzony, żyjcie już razem, dość tych odwiedzin!” Syn też mnie wsparł: „Mamo, tylko nie każ mu kosić całego trawnika, to nie młodzieniec!” Zaśmiałam się, ale w sercu zrobiło mi się ciepło — dzieci cieszą się moim szczęściem. Za to Bartek, gdy Michał mu powiedział, trochę się zmieszał: „Tato, a co z mieszkaniem?” Michał odparł: „Synu, to teraz wasz dom z Kingą. A ja zaczynam nowe życie”. Bartek uściskał ojca, a ja widziałam dumę w oczach Michała.

Zaczęliśmy przygotowania do przeprowadzki. Michał przywiózł swoje rzeczy — niewiele, kilka walizek, narzędzia i stary odbiornik radiowy, którego słucha wieczorami. Opróżniłam dla niego pół szafy, postawiłam w sypialni jego ulubiony fotel. Ale najważniejsze, iż razem się śmialiśmy, planowaliśmy, spieraliśmy, gdzie zawiesić jego wędkarskie trofea. „Halina — mówił — tego szczupaka powieszę w salonie!” Oburzałam się: „Tylko po moim trupie, Michał, straszny jest!” Ale w końcu znalazł miejsce w swoim nowym „gabinecie” — małym pokoju, gdzie będzie naprawiał wędki.

Czasem łapię się na myśli: a jeżeli się nie dogadamy? Michał lubi porządek, a ja zostawiam kubek na stole. Uwielbiam kwiaty, a on narzeka, iż „przeszkadzają oddychać”. Ale potem przynosi mi rumianki z targu i wiem — damy radę. Nie jesteśmy idealni, mamy swoje przyzwyczajenia, ale jest coś ważłe — chęć bycia razem. Przypomina mi się, jak kiedyś powiedział: „Halina, całe życie pracowałem, teraz chcę żyć dla nas”. I ja też tego chcę.

Sąsiedzi już zauważyli, iż mam „gospodarza”. Sąsiadka Wanda, mieszkająca za płotem, mrugnęła do mnie: „Halinko, brawo, nie dajesz się starości!” Tylko się uśmiechnęłam — niech gadają. Ważne, iż z Michałem zaczynamy nowy etap. Bartek i Kinga odwiedzili nas w weekend, przynieśli tort, piliśmy herbatę na werandzie, śmialiśmy się, jakbyśmy od zawsze byli rodziną. Kinga szepnęła mi: „Pani Halino, dziękuję, iż przyjęła pani tatę. Teraz taki promienieje”. Promienieje? Ja sama świecę się jak latarnia!

Czasem spoglądam na swój dom i myślę — stał się jeszcze przytulniejszy z Michałem. Razem podlewamy jabłonie, on naprawia skrzypiącą furtkę, a ja piekę jego ulubione ciasto z wiśniami. I choć nie mamy dwudziestu lat, choć pewnie jeszcze posprzeczamy się o miejsce na jego wędki, wiem jedno: to nasza szansa na szczęście. Moje dzieci znalazły swoje miejsce, Bartek z Kingą budują swoją przyszłość, a my z Michałem wreszcie żyjemy dla siebie. I, wiecie, to uczucie — jak wiosna w sercu, choćby jeżeli za oknem jesień.

Idź do oryginalnego materiału