Nowy etap z nowym przyjacielem

2 miesięcy temu

Nowy rozdział z Miłoszem

Mam swój dom — przestronny, z ogrodem, gdzie kwitną jabłonie, i werandą, na której latem tak przyjemnie jest pić herbatę. Moje dzieci dawno już dorosły, mają swoje rodziny i zajęcia. Ja, Bogusia, zostałam sama, ale nie samotna — od kilku lat towarzyszy mi Miłosz, człowiek, z którym chcę dzielić nie tylko wieczory, ale i całe życie. Niedawno zdecydowaliśmy: dość przeciągania, czas się związać i zamieszkać razem. Tym bardziej iż jego syn, Tomek, właśnie wprowadził do ich mieszkania narzeczoną, Kasię, i wszyscy mamy teraz rozpocząć nowy rozdział. Trochę się denerwuję, ale w sercu mam takie ciepło, jakbym znów miała trzydzieści lat i życie dopiero się zaczynało.

Poznaliśmy się z Miłoszem pięć lat temu na potańcówce dla osób „po pięćdziesiątce”. Przyjechałam tam z koleżanką, bardziej z ciekawości, a on stał przy ścianie w eleganckiej koszuli i uśmiechał się jak chłopak. Rozmawialiśmy, potańczyliśmy, a potem zaprosił mnie na kawę. Od tamtej pory już się nie rozstawaliśmy. Miłosz jest wdowcem, rozwiódł się wiele lat temu, sam wychował syna, pracował jako kierowca, a teraz jest na emeryturze, ale wciąż majsterkuje w garażu albo coś naprawia w domu. Jest dobry, ma poczucie humoru i z nim czuję, iż żyję. Ale nigdy nie mieszkaliśmy razem — ja w swoim domu, on w swoim mieszkaniu, i obojgu nam tak było wygodnie. Do teraz.

Wszystko się zmieniło, gdy Tomek, syn Miłosza, ogłosił, iż się żeni. Ma dwadzieścia siedem lat, pracuje jako programista, a jego dziewczyna, Kasia, miła, choć trochę nieśmiała, wprowadziła się do niego. Miłosz opowiedział mi o tym przy kolacji, śmiejąc się: „Bogusiu, wyobraź sobie, te gołąbeczki teraz gospodarują w mojej kawalerce! Kasia już powiesiła nowe firanki!”. Uśmiechnęłam się, ale w głowie przemknęła mi myśl: a gdzie będzie mieszkał Miłosz? Jakby czytając w moich myślach, dodał: „No i właśnie myślę, iż może pora nam zamieszkać razem? Mój dom teraz należy do młodych, a ja chcę być z tobą”. Mało nie upuściłam widelec — nie ze zdziwienia, ale dlatego, iż to brzmiało tak… naturalnie.

Długo dyskutowaliśmy, gdzie się wprowadzić. Mój dom jest większy, przytulniejszy i uwielbiam go — każdy kąt jest tu pełen wspomnień. Miłosz się zgodził: „Bogusiu, twój dom jest jak z bajki, ja tu czuję się jak na wakacjach”. Ale widziałam, iż się martwi — przeprowadzka to dla niego duży krok. Jego mieszkanie było jego twierdzą, miejscem, gdzie wychowywał Tomka, gdzie wszystko było znajome. Ja też się denerwowałam: a co, jeżeli nie znajdziemy wspólnego rytmu? Moje dzieci, syn i córka, dawno już wyprowadzili się na swoje i przywykłam do samotności. Ale myśl o tym, żeby budzić się obok Miłosza, pić z nim poranną kawę, razem pielęgnować w ogrodzie — przeważała wszystkie obawy.

Nazajutrz zadzwoniłam do córki i opowiedziałam o naszej decyzji. Rozśmiała się: „Mamo, nareszcie! Miłosz jest dla ciebie jak rodzony, żyjcie już razem, dość tych randek!”. Syn też mnie wsparł: „Mamo, tylko nie każ mu kosić całego trawnika, to nie chłopak!”. Roześmiałam się, ale w sercu było ciepło — dzieci się dla mnie cieszą. Tomek, gdy Miłosz mu powiedział, trochę się zmieszał: „Tato, a co z mieszkaniem?”. Miłosz odparł: „Synu, to teraz wasz dom z Kasią. A ja zaczynam nowe życie”. Tomek uściskał ojca, a ja widziałam, jak Miłosz jest z niego dumny.

Zaczęliśmy się pakować. Miłosz przywiózł swoje rzeczy — niewiele, kilka walizek, narzędzia i stary odbiornik radiowy, który lubi słuchać wieczorami. Opróżniłam dla niego pół szafy, postawiłam w sypialni jego ulubione fotel. Ale najlepsze było to, iż razem się śmialiśmy, planowaliśmy, dyskutowaliśmy, gdzie powiesić jego trofea wędkarskie. „Bogusiu — mówił — tego szczupaka powieszę w salonie!”. Protestowałam: „Tylko po moim trupie, Miłoszu, to potwór!”. W końcu znalazł miejsce w swoim nowym „gabinecie” — małej pokoju, gdzie będzie naprawiał wędki.

Czasem łapię się na myśli: a co, jeżeli się nie dogadamy? Miłosz lubi porządek, a ja mogę zostawić filiżankę na stole. Uwielbiam kwiaty, a on narzeka, iż „zabierają powietrze”. Ale potem przynosi mi stokrotki z targu i wiem, iż damy radę. Nie jesteśmy młodzi, mamy swoje przyzwyczajenia, ale mamy też coś ważnego — chęć bycia razem. Przypominam sobie jego słowa: „Bogusiu, całe życie pracowałem, a teraz chcę żyć dla nas”. I ja też tego chcę.

Sąsiedzi już zauważyli, iż mam „gospodarza”. Ciocia Jadzia zza płotu mrugnęła: „Bogusiu, brawo, nie dajesz się starości!”. Tylko się uśmiechnęłam — niech sobie gadają, dla mnie liczy się tylko to, iż z Miłoszem rozpoczynamy nowy rozdział. Tomek i Kasia odwiedzili nas w weekend, przynieśli tort, piliśmy herbatę na werandzie i śmialiśmy się, jakbyśmy od zawsze byli rodziną. Kasia szepnęła mi: „Pani Bogusiu, dziękuję, iż przyjęła pani tatę. On teraz promienieje”. Promienieje? A ja świecę się jak latarnia!

Czasem patrzę na nasz dom i myślę: stał się jeszcze bardziej przytulny z Miłoszem. Razem podlewamy jabłonie, on naprawia skrzypiącą furtkę, a ja piekę jego ulubione ciasto z rabarbarem. I choć nie mamy dwudziestu lat, i choć pewnie jeszcze posprzeczamy się o to, gdzie postawić jego wędki, wiem jedno: to nasza szansa na szczęście. Moje dzieci mają swoje życie, Tomek i Kasia budują swoją przyszłość, a my z Miłoszem wreszcie żyjemy dla siebie. I wiesz co? To uczucie — jak wiosna w sercu, choćby gdy za oknem jesień.

Idź do oryginalnego materiału