Mam dwóch synów, obaj są już dawno żonaci. Wychowałam ich na porządnych ludzi i uważam, iż to efekt mojego konsekwentnego wychowania. Jako matka chłopców musiałam wprowadzać w domu dyscyplinę. Moi synowie dobrze się uczyli i pomagali w obowiązkach domowych – zmywali naczynia, sprzątali w swoich pokojach.
Prezenty to zupełnie inna historia. Pamiętam, iż mój starszy syn kiedyś bardzo chciał rower. Obiecaliśmy z mężem, iż go dostanie, jeżeli zakończy rok szkolny bez żadnej trójki. I tak było zawsze – nie kupowaliśmy zbędnych rzeczy, a to, czego dzieci pragnęły, musiały sobie jakoś „zasłużyć”.
A co dziś widzę w rodzinie mojego syna? Synowa absolutnie źle wychowuje dzieci. Kocham wnuki i bardzo się cieszę, iż mam dwóch cudownych chłopców. Są dobrzy i mądrzy, ale ich mama, czyli moja synowa, popełnia błędy. Pozwala im na zbyt wiele. Niedawno kupiła starszemu telefon, który kosztował tyle, ile wynosi moja półroczna emerytura. Byłam w szoku – po co dziecku tak drogi sprzęt?
Ilekroć przychodzę do nich z wizytą, dzieci biegają po domu, rozrabiają i krzyczą. Gdy zwracam im uwagę, odpowiadają, iż mama im pozwoliła. A synowa natychmiast ich broni. Uważam, iż dzieci powinny być bardziej opanowane. W przeciwnym razie gwałtownie wejdą rodzicom na głowę i staną się nie do okiełznania.
Dzieci trzeba wychowywać w umiarze, by słuchały i szanowały dorosłych. jeżeli chodzi o zachcianki – tu też nie ma żadnych granic. Rodzice kupują im wszystko, czego zapragną, pozwalają im na wszystko. Wydaje mi się, iż takie dzieci niczego nie będą w życiu cenić. Skoro wszystko dostają, nie muszą się o nic starać. To moim zdaniem bardzo źle wpływa na dyscyplinę.
Osobiście dawałam prezenty synowi tylko wtedy, gdy na nie zasłużył – dobrym zachowaniem i nauką. Wiedział, iż jeżeli czegoś chce, musi się starać. Prezenty były nagrodą, a nie pustym wydatkiem. A moja synowa uważa zupełnie inaczej – jej zdaniem dzieci trzeba rozpieszczać „ot tak”.
Poza tym wnuki nie są w ogóle przyzwyczajone do pomocy w domu. A przecież mają już dziewięć i siedem lat – można im powierzyć drobne obowiązki, np. podlewanie kwiatów czy mycie naczyń. Dzięki temu nauczą się odpowiedzialności i zrozumieją, iż każdy ma swoje zadania. Ale synowa zawsze mówi, iż nie chce odbierać im dzieciństwa i iż dzieci powinny się bawić, a nie wykonywać prace domowe. Mówi, iż jak dorosną, to jeszcze się napracują.
Nie mogę znaleźć wspólnego języka z synową w kwestii wychowania dzieci. Robi wszystko po swojemu – i w moim przekonaniu niewłaściwie. Moje rady i sugestie puszcza mimo uszu. A kiedy próbuję powiedzieć jej, jak byłoby lepiej, od razu się obraża i odpowiada złośliwie.
Nie wiem już, jak z nią rozmawiać. Jej podejście może doprowadzić do braku dyscypliny i braku szacunku ze strony dzieci – a ona tego nie rozumie. Przecież jestem starsza, mam większe doświadczenie i wiem, co jest dobre. Boję się, żeby nie przegapić momentu, w którym będzie już za późno. Tylko jak przekonać do tego moją synową?