Nie dam się dłużej zastraszać

21 godzin temu

Daję spokój! – wrzasnęła Weronika, walnąwszy pięścią w kaloryfer. – Pierwsza w nocy, a oni tam koncert rockowy odwalają!

– Mamo, uspokój się – westchnęła córka Olga, nie odrywając wzroku od telefonu. – Pogadasz z nimi jutro.

– Ile można gadać! Miesiąc znoszę tych… tych… – zamachała rękami, szukając słów. – Narkomanów jakichś!

– Mamo, nie wrzeszcz tak. Zbudzisz Zosię.

– A niech się budzi! Niech wie, w jakim domu mieszka! – Weronika podeszła do okna i szeroko je otworzyła. – Hej, wy tam na górze! Dość już tego ryczenia!

Z okna na trzecim piętrze wychyliła się rozczochrana głowa młodego chłopaka.

– Babciu, sama nie drzyj ryja! Ludzie śpią!

– Jaką ja ci babcia, baranie! – wściekła się Weronika. – Zaraz wezwę dzielnicowego!

– No to wzywaj! – krzyknął chłopak i zatrzasnął okno.

Muzyka zrobiła się tylko głośniejsza.

Weronika usiadła na kanapie i złapała się za serce. Ręce jej drżały, oddech się urywał. Olga w końcu oderwała wzrok od telefonu i spojrzała na matkę.

– Mamo, co ty? Wziąć tabletki?

– Daj mi krople walerianowe – wyszeptała Weronika.

Olga przyniosła lekarstwo i szklankę wody. Matka wypiła krople i opadła na poduszki.

– Nie mogę już, Olu. Zupełnie nie daję rady. Dawniej mieszkała tu taka porządna kamienica. Cisza była, spokój. A teraz…

Machnęła ręką w stronę sufitu, skąd dobiegał łomot perkusji.

– A kiedy oni się wprowadzili? – spytała Olga.

– Miesiąc temu. Młoda para. Wydawali się normalni, kulturalni. Witali się na klatce, uśmiechali. A okazali się…

Weronika nie dokończyła. Na górze coś z hukiem upadło, potem rozległy się krzyki i śmiechy.

– Na pewno ćpuny – zamruczała. – Normalni ludzie o pierwszej w nocy śpią.

Olga przeciągnęła się i ziewnęła.

– Mamo, jadę do domu. Już późno.

– Nie zostawiaj mnie samej z tymi… świrakami!

– Mamo, no co ja mogę zrobić? Ja jutro do pracy, Zosia do szkoły. Sama ogarnij sąsiadów.

Olga spakowała się i wyszła. Weronika została sama w mieszkaniu, gdzie każdy dźwięk z góry odbijał się bólem w sercu.

Wyjęła z szuflady notes i notatnika i znalazła numer dzielnicowego. Nie odbierali. Spróbowała dodzwonić się na komisariat.

– Słucham – odezwał się zmęczony głos.

– Dobry wieczór, dzwoni Weronika Nowak z ulicy Ogrodowej. Sąsiedzi grają głośno muzykę i nie dają spać.

– Która godzina?

– Już pierwsza w nocy!

– Rozumiem. Zapiszę pana zgłoszenie. Patrol przyjedzie, jak będzie możliwość.

– A kiedy to będzie?

– Nie mogę powiedzieć. Dużo zgłoszeń.

Weronika odłożyła słuchawkę i zaciśnęła pięści. Patrol przyjedzie, jak będzie możliwość. A kiedy to będzie? Rano? Jutro? Za tydzień?

Podeszła do okna i spojrzała na ulicę. Pustawo, cicho, tylko latarnie świecą. A w jej domu dzieje się istne piekło. Muzyka grzmi, ludzie tupią, wrzeszczą. I nikogo to nie obchodzi.

Weronika przypomniała sobie, jak żyło się dawniej. Trzydzieści lat w tym mieszkaniu. Widziała, jak zmieniali się sąsiedzi, jak rodziły się i wyrastały dzieci. Wszyscy się znali, szanowali. Po dziesiątej wieczorem była idealna cisza.

A teraz to. Młodzież nasprowadzała się nie wiadomo skąd, myśli, iż im wszystko wolno. Rodzice pewnie bogate, mieszkania kupują, a wychowania zero.

Na górze zagrała nowa piosenka. Weronika rozpoznała melodię – coś nowoczesnego, z wyciem gitar i łomotem. Ściany drżały od basu.

Nie wytrzymała i znów podeszła do okna.

– Wyłączcie tę muzykę! – krzyknęła z całych sił. – Ludzie śpią!

Nikt nie odpowiedział. Muzyka dalej grzmiała.

Weronika narzuciła szlafrok i wyszła na klatkę schodową. Weszła piętro wyżej i zadzwoniła do drzwi. Długo nikt nie otwierał, w końcu rozległy się kroki.

– Kto tam? – zapytał męski głos.

– Sąsiadka z dołu. Proszę otworzyć.

Drzwi uchyliły się na łańcuchu. W szparze pojawiło się oko młodego faceta.

– Czego chcesz?

– Młody człowieku, czy można ciszej z tą muzyką? Już pierwsza w nocy.

– A co, przeszkadzamy?

– Oczywiście, iż przeszkadzacie! Jak tu spać przy takim hałasie?

Facet prychnął i już chciał drzwi zamknąć, ale Weronika zdążyła wsunąć nogę w szparę.

– Czekaj! Rozmawiam z tobą!

– Babciu, nie nabijaj się. Nikomu nie przeszkadzamy.

– Jak nie przeszkadzacie? Cała kamienica słyszy waszą muzykę!

– To nie nasz problem. U nas w mieszkaniu robimy, co chcemy
A potem tylko czasem, jak odlegli sąsiedzi zrobiło się za głośno, Wanda Pawłowska uśmiechała się porozumiewawczo do młynka do mięsa stojącego na honorowym miejscu w kredensie, gotowa zawsze stanąć w obronie swego spokoju, ale teraz wiedząc już, iż rozmowa i domowe pierogi czasem działają lepiej niż jakikolwiek młotek.

Idź do oryginalnego materiału