Daję spokój! – wrzasnęła Weronika, walnąwszy pięścią w kaloryfer. – Pierwsza w nocy, a oni tam koncert rockowy odwalają!
– Mamo, uspokój się – westchnęła córka Olga, nie odrywając wzroku od telefonu. – Pogadasz z nimi jutro.
– Ile można gadać! Miesiąc znoszę tych… tych… – zamachała rękami, szukając słów. – Narkomanów jakichś!
– Mamo, nie wrzeszcz tak. Zbudzisz Zosię.
– A niech się budzi! Niech wie, w jakim domu mieszka! – Weronika podeszła do okna i szeroko je otworzyła. – Hej, wy tam na górze! Dość już tego ryczenia!
Z okna na trzecim piętrze wychyliła się rozczochrana głowa młodego chłopaka.
– Babciu, sama nie drzyj ryja! Ludzie śpią!
– Jaką ja ci babcia, baranie! – wściekła się Weronika. – Zaraz wezwę dzielnicowego!
– No to wzywaj! – krzyknął chłopak i zatrzasnął okno.
Muzyka zrobiła się tylko głośniejsza.
Weronika usiadła na kanapie i złapała się za serce. Ręce jej drżały, oddech się urywał. Olga w końcu oderwała wzrok od telefonu i spojrzała na matkę.
– Mamo, co ty? Wziąć tabletki?
– Daj mi krople walerianowe – wyszeptała Weronika.
Olga przyniosła lekarstwo i szklankę wody. Matka wypiła krople i opadła na poduszki.
– Nie mogę już, Olu. Zupełnie nie daję rady. Dawniej mieszkała tu taka porządna kamienica. Cisza była, spokój. A teraz…
Machnęła ręką w stronę sufitu, skąd dobiegał łomot perkusji.
– A kiedy oni się wprowadzili? – spytała Olga.
– Miesiąc temu. Młoda para. Wydawali się normalni, kulturalni. Witali się na klatce, uśmiechali. A okazali się…
Weronika nie dokończyła. Na górze coś z hukiem upadło, potem rozległy się krzyki i śmiechy.
– Na pewno ćpuny – zamruczała. – Normalni ludzie o pierwszej w nocy śpią.
Olga przeciągnęła się i ziewnęła.
– Mamo, jadę do domu. Już późno.
– Nie zostawiaj mnie samej z tymi… świrakami!
– Mamo, no co ja mogę zrobić? Ja jutro do pracy, Zosia do szkoły. Sama ogarnij sąsiadów.
Olga spakowała się i wyszła. Weronika została sama w mieszkaniu, gdzie każdy dźwięk z góry odbijał się bólem w sercu.
Wyjęła z szuflady notes i notatnika i znalazła numer dzielnicowego. Nie odbierali. Spróbowała dodzwonić się na komisariat.
– Słucham – odezwał się zmęczony głos.
– Dobry wieczór, dzwoni Weronika Nowak z ulicy Ogrodowej. Sąsiedzi grają głośno muzykę i nie dają spać.
– Która godzina?
– Już pierwsza w nocy!
– Rozumiem. Zapiszę pana zgłoszenie. Patrol przyjedzie, jak będzie możliwość.
– A kiedy to będzie?
– Nie mogę powiedzieć. Dużo zgłoszeń.
Weronika odłożyła słuchawkę i zaciśnęła pięści. Patrol przyjedzie, jak będzie możliwość. A kiedy to będzie? Rano? Jutro? Za tydzień?
Podeszła do okna i spojrzała na ulicę. Pustawo, cicho, tylko latarnie świecą. A w jej domu dzieje się istne piekło. Muzyka grzmi, ludzie tupią, wrzeszczą. I nikogo to nie obchodzi.
Weronika przypomniała sobie, jak żyło się dawniej. Trzydzieści lat w tym mieszkaniu. Widziała, jak zmieniali się sąsiedzi, jak rodziły się i wyrastały dzieci. Wszyscy się znali, szanowali. Po dziesiątej wieczorem była idealna cisza.
A teraz to. Młodzież nasprowadzała się nie wiadomo skąd, myśli, iż im wszystko wolno. Rodzice pewnie bogate, mieszkania kupują, a wychowania zero.
Na górze zagrała nowa piosenka. Weronika rozpoznała melodię – coś nowoczesnego, z wyciem gitar i łomotem. Ściany drżały od basu.
Nie wytrzymała i znów podeszła do okna.
– Wyłączcie tę muzykę! – krzyknęła z całych sił. – Ludzie śpią!
Nikt nie odpowiedział. Muzyka dalej grzmiała.
Weronika narzuciła szlafrok i wyszła na klatkę schodową. Weszła piętro wyżej i zadzwoniła do drzwi. Długo nikt nie otwierał, w końcu rozległy się kroki.
– Kto tam? – zapytał męski głos.
– Sąsiadka z dołu. Proszę otworzyć.
Drzwi uchyliły się na łańcuchu. W szparze pojawiło się oko młodego faceta.
– Czego chcesz?
– Młody człowieku, czy można ciszej z tą muzyką? Już pierwsza w nocy.
– A co, przeszkadzamy?
– Oczywiście, iż przeszkadzacie! Jak tu spać przy takim hałasie?
Facet prychnął i już chciał drzwi zamknąć, ale Weronika zdążyła wsunąć nogę w szparę.
– Czekaj! Rozmawiam z tobą!
– Babciu, nie nabijaj się. Nikomu nie przeszkadzamy.
– Jak nie przeszkadzacie? Cała kamienica słyszy waszą muzykę!
– To nie nasz problem. U nas w mieszkaniu robimy, co chcemy
A potem tylko czasem, jak odlegli sąsiedzi zrobiło się za głośno, Wanda Pawłowska uśmiechała się porozumiewawczo do młynka do mięsa stojącego na honorowym miejscu w kredensie, gotowa zawsze stanąć w obronie swego spokoju, ale teraz wiedząc już, iż rozmowa i domowe pierogi czasem działają lepiej niż jakikolwiek młotek.