Dramat za zamkniętymi drzwiami
Gdy wolontariuszki przekroczyły próg mieszkania, uderzył je odór amoniaku, który natychmiast zaczął gryźć w oczy. Podłogi, łóżka, kuchenne szafki – wszystko było oblepione moczem i odchodami. Ten obraz zostanie w pamięci na zawsze. Koty – kilkadziesiąt – żyły w tym piekle, otoczone własnymi ekskrementami, bez cienia godności i szansy na normalne życie.
Niektóre nie potrafiły już chodzić. Ich ciała były wyniszczone, oczy i uszy pełne ropy. Węzły chłonne tak spuchnięte, iż głowy wyglądały jak groteskowe balony. Biegunkę i wymioty widać było na każdej powierzchni, jak milczące świadectwo choroby i cierpienia.
A właściciele?
Dla nich wszystko było w porządku. – „Tylko trochę posprzątamy” – powiedzieli, jakby tragedia, która rozgrywała się na ich oczach, była jedynie chwilowym nieporządkiem. Ale taki odór i taki syf nie powstaje w kilka dni. To miesiące, a może lata obojętności, ignorancji i braku empatii.
Dziś z tego domu wyjechało 27 kotów. 27 istnień, które wreszcie mają szansę odetchnąć czystym powietrzem, zjeść pełnowartościowy posiłek i poczuć dotyk, który nie rani. Nie wiemy jednak, ile zginęło w męczarniach, ile chorób rozwinęło się w tym smrodzie i brudzie. Ich koszmar się skończył. Nie wróci.
Interwencja, która rozdziera serce
To kolejna taka interwencja. Kolejni ludzie, którzy pogubili się w swoim postrzeganiu dobra i zła, myląc pomoc z krzywdą. Tak wygląda znęcanie się w czystej postaci. Nie, nie z braku wiedzy. Z braku empatii.
Ogromne podziękowania należą się wszystkim służbom i organizacjom, które uczestniczyły w tej dramatycznej akcji. Szczególne wyrazy wdzięczności kierujemy do Schroniska dla Zwierząt w Skałowie – za natychmiastową reakcję, zaangażowanie i serce okazane tym skrzywdzonym istotom.
Jak można pomóc?
27 kotów to 27 nowych historii, które dopiero się zaczynają. Potrzebują leczenia, karmy, opieki i – przede wszystkim – miłości, która naprawdę leczy. Każda pomoc się liczy.
Bo prawdziwa miłość to nie słowa. To czyny. A czyny mogą ocalić życie.