Miłość czy magia?

2 dni temu

Będziesz miała ogromną moc, ale pamiętaj wszystko się płaci. Dlatego czarownicom w miłości nie sprzyja los mawiała babcia Jagoda, przekazując Małgorzacie rodzinny dar czarów.

Małgorzata wzięła te słowa do serca. I nieźle, z facetami się nie układało choć co jakiś czas znalazł się w jej okolicy coś w rodzaju potencjalnego partnera, po krótkim obrocie wystrzeliwał z jej orbity prosto w kosmos. Jeden pił, drugi się wywyższał, trzeci aż tak ją rozdrażnił, iż chciała go przemienić w zwierzątko, a jeszcze inny był po prostu ogrywkiem, bez żadnej potrzeby magicznej ingerencji.

W końcu dziedziczna wiedźma rzuciła rękę w górę: Nie mam szczęścia w miłości? To niech tak będzie! Do diabła romans! I zamiast mężczyzny przygarnęła czarnego, zarozumiałego kota, którego nazwała Puszek.

Zaproszenie od starej przyjaciółki z Akademii Ciemnych Sztuk, Elwiry, zaskoczyło ją. Małgorzata rozwijała czarny pergamin, na którym krwistoczerwonymi literami z piórkiem napisano:

Cześć, Małgorzato! My i dziewczyny postanowiłyśmy zorganizować rodzinny obiad w piątek trzynastego. Sabbat to jedno, ale jesteśmy nie tylko koleżankami po fachu, ale i przyjaciółkami, a nasze rodziny adekwatnie nie znają się. Musimy więc spotkać się razem z naszymi drugimi połówkami. Zapraszamy wszystkich u nas. Z Leszkiem jesteśmy od pięciu lat

Kim jest Leszek? pomyślała Małgorzata, desperacko przywołując informacje o życiu prywatnym przyjaciółki. Okazało się, iż wie o nim ledwie wąską cegiełkę.

Diana przyjdzie z Franciszkiem. Bartosz przywiezie Ernesta. A Mariola no nie wiem, czy z Markiem, czy z Maxem (ciągle ją myli imiona). Także przyjdźcie: Ty i twój ukochany. A jeżeli przez cały czas jesteś sama, nie szkodzi, my i tak będziemy cię uwielbiać.

Nic nie szkodzi?! wykrzyknęła Małgorzata. Uwielbiać? Oczywiście, iż będziemy się cieszyć, iż jestem sama!

Co to za czary? Jak przyjaciółkom udało się obejść wieczne przekleństwo czarownic fatalne szczęście w miłości? Elwira ma Leszka! A te trzy dziewczyny już mają facetów. Czy Małgorzata jest najgorsza? Czy może najlepsza? Czy jej dar jest tak potężny, iż miłość po prostu nie działa?

Myślała, gdzie te cztery kobiety znalazły swoich chłopaków, i gdzie ona sama mogłaby ich znaleźć. Zaklęcie przyciągania odrzuciła od razu w Akademii uznawano je za nieprofesjonalne, jakby lekarz leczył wyrostek używając noża chirurgicznego. Pięć dumnych czarownic przysięgło, iż żadnych przyciągaczy nie użyje, choćby pod groźbą niech mi twarz pokryją pryszcze!.

Czas do spotkania zmniejszał się, a kolejka przystojnych mężczyzn, chętnych do udziału w czarodziejskich podglądach, nie mijała drzwi. Im więcej Małgorzata rozmyślała o imprezie, tym pewniej wniosła: trzeba iść, i nie samotna. Oczywiście mogłaby przyjść dumna w samotności, udając, iż jej brak partnera to znak wyższej mocy, ale przyjemniej byłoby mieć przy sobie żywe męskie ramię i zobaczyć zdumione miny przyjaciółek.

Trzy dni przed spotkaniem Małgorzata się nerwowała, w noc przed imprezą panikowała, a kiedy do godziny X zostało pół dnia, straciła zdolność logicznego myślenia, ale zyskała prędkość działania.

Wróciła wzrok na Puszka, który w tej chwili pilnie się wyłaził.

Nie! szepnęła do siebie.

Potem odwróciła się i:

Tak!

Wyciągnęła ze swej pamięci stare zaklęcie i, wypowiadając słowa mocy, przemieniła kota w człowieka.

Mężczyzna wstał wysoki, umięśniony i czarny!

Jesteś Afrykaninem? zdziwiła się czarownica.

Proszę, nie bądź tak nieuprzejmy. Masz coś przeciwko, iż jestem czarny? odparł kot, lekko oblizując rękę i patrząc z takim nonszalancją, jakby cały świat był jego podwórkiem.

Nie, nie mam ale zaraz, co z twoim głosem? wysoki falset głosu Puszka nie pasował do wizerunku alfasamca, którego Małgorzata chciała przedstawić przyjaciółkom.

Co? podniósł brew. Nie pamiętasz tego strasznego dnia? Och, tak dla ciebie ten dzień nie był straszny. Nie przeżyłaś tego: igieł, białych ścian, człowieka w białym kitlu, którego nazywałaś weterynarzem. Przebudzenie zrozumienie

Przynajmniej nie biegasz po wszystkich zaułkach dzielnicy westchnęła Małgorzata.

Wszystko dla twojej wygody. Co więc chcesz ode mnie? Albo po prostu testujesz kolejne zaklęcie?

Jedziesz na bal! Czy raczej na rodzinny obiad Małgorzata drżała, a jej wyjaśnienia mieszały się w niezgrabny sposób. Musisz coś zrobić z głosem. Powiedzmy, iż się przeziębiłeś. W sumie zgubiłeś go. Będziesz milczał, ja będę mówiła. Będziesz nazywany Aleks. Twoim zadaniem jest zrobić wrażenie zakochanego kawalera. Rozumiesz?

Kot tylko zamruczał i kontynuował wyłuskiwanie swojego futra. Małgorzata, niepewna, czy Puszek zrozumiał, dopytała:

Co zamierzasz zrobić, gdy przyjdziemy do domu?

Nie lubię obcych mieszkań odparł, bawiąc się zwisającym z sufitu amuletem gwałtownie przeskoczę do najdalszego pokoju, znajdę dobrą łóżko i wślizgnę się pod nie. Będę syczeć na każdego, kto mnie wyciągnie, a w razie potrzeby daję pazurkiem

Nie, nie, nie! Nie chcesz się chować! Nie chcę pazurków! krzyknęła Małgorzata. Nie pomogę ci, jeżeli będziesz grozić.

Co to za żarty? zapytał kot, patrząc na nią z pogardą.

Bo inaczej zaczęła, ale spojrzała w jego oczy i zrozumiała, iż zastraszanie nie ma sensu. Zmiękczając ton, dodała: jeżeli zrobisz, co mówię, nakarmię cię wyłącznie wykwintną wątróbką.

I łososiem.

A twarz nie pęknie?

A jak nie znajdę toalety na przyjęciu, znajdę czyjeś buty?

Dobra, i łosoś.

I walerianę będziesz pił.

Żegnaj!

To ty się pożenisz z wstydem, który ci przydarzę.

Szantaż! westchnęła Małgorzata. Ty, perwersyjna kocurko!

W końcu dotarły przed drzwi Elwiry. Małgorzata szepnęła PuszkowiAleksowi:

Zrób wrażenie, ale milcz.

Mogę mruczeć, to zawsze działa.

Spróbuj, a odetnę ci ogon!

Wy, ludzie, maniacy zawsze chce się coś odciąć.

Sss

Współczuwając szczęście, Małgorzata skrzyżowała palce i naciśnęła dzwonek. Przywitała je gospodarczyni z wysokim, atletycznym blondynem. Na chwilę Małgorzata pomyślała, iż Puszek zasycze, ale gdy się odwróciła, kot stał tam, uśmiechnięty i niewinny.

Wszyscy goście już byli. Franciszek wypasiony brunet o bladej twarzy i idealnej sylwetce, budził w Małgorzacie niepokojące wrażenie, jakby trzeba było coś poprawić. Bartosz przypominał skałę masywny, niezdarny, z ciężkim spojrzeniem. Marek (albo Max, jak go Mariola nazywała zmiennie) był zwykłym gościem, patrzącym na swoją dziewczynę z miłością, nie odrywając się od niej ani sekundy.

AleksPuszek zachowywał się przyzwoicie. Raz chwycił zwisający pasek spódnicy Bartosza, gdy ta odwróciła się plecami, ale Małgorzata gwałtownie zabrała mu zabawkę, grożąc brakiem łososia.

Wszystko szło gładko. Aleks milczał. Przyjaciółki opowiadały o swoich związkach, jak się spotkali, plany na przyszłość. Małgorzata z trudem wymyślała romantyczną historię o czarnym kawalerze, ale przynajmniej nie czuła się najgorsza. W drugiej połowie wieczoru trochę się uspokoiła, aż nagle

Aleks wstał z krzesła.

Dokąd? zalała go w ucho.

Muszę rzekł on równie groźnie.

Gdzie są buty? Gdzie pokój?

Oczywiście, wiem. Uspokój się.

Odszedł, a Małgorzata siedziała jak na kolcach. Czy nie pomyli toalety z garderobą? Czy nie zakopałby się? Czy nie wrzuciłby wszystkiego do muszli? Po pół godzinie kot nie wrócił. Spojrzała na to, co robią goście: Diana poprawiała krawat Francuskiego, Bartosz namawiała Ernesta, by nie miał kamiennej maski, a Mariola słuchała kolejnego wyznania MarkaMaxa. Elwira patrzyła niechętnie na Leśka, który żuł kość z kurczaka.

Małgorzata wymamrotała: Gdzie to zwierzak?! I odkryła go w kuchni na stole!

Zejdź! krzyknęła z półszepem. Zejdź ze stołu! Co robisz?

Tu jest kiełbasa odpowiedział Aleks, zgrzytając i mrucząc.

I w twojej misce! Ta sama!

Naprawdę? mruczenie się nasiliło.

Zejdź natychmiast! Nie zawstydzaj mnie!

Małgorzata szarpała Puszka, który opierał się jak byk. W końcu spadł na podłogę, ciągnąc za sobą stos naczyń, i upadł nie na cztery łapki, ale na kość, jak człowiek.

W tym momencie weszła Elwira.

Co się stało? Aleks, czujesz się źle?

Tak! Małgorzata chwyciła za pomoc. On się przeraził!

Zaraz pomogę wyciągnęła z szafki mały flakon, nalała łyżeczkę i podała leżącemu Aleksowi wraz z szklanką wody, mówiąc: Wypij, uspokój się.

Zanim Małgorzata zdążyła zrozumieć, co Elwira podaje, Aleks wypchnął wodę, wypił cały flakon i wciągnął go do góry.

Nie wolno mu waleriany! zawołała Małgorzata, dopiero potem zrozumiawszy błąd.

Można! krzyknął kot, podnosząc się jakby cały świat nagle stał się dozwolony. Teraz wszystko mogę!

Wpadł w popłoch i pobiegł po domu, trąc jedną z leżących na stole puszek piwa.

Co z nim? zdziwiła się Elwira.

Alergia alergia na walerianę wymamrotała Małgorzata, ruszając za dzikim pupilem.

Dogoniła go w sypialni, gdzie skakał po oparciu kanapy, zawisł na zasłonie, zerwał żaluzję i przewrócił się po dywanie. Kiedy Małgorzata próbowała go złapać, AleksPuszek podskoczył z błyskiem w oku i pobiegł w stronę spiżarni.

Krrrr skrzynka! rozległ się jego radosny okrzyk.

Złapali go wszyscy razem tłum ludzi skupił się na kocie w ludzkiej skórze, który z trudem wkładał się do kartonu po mikrofalówce, który pękał i się rozlatał, nie chcąc przyjąć jego czarnego ciała.

To mój kot! zaśmiała się Diana.

Małgorzata jedynie potrząsnęła głową i zrobić klasyczny gest kapitana Picarda facepalm.

To naprawdę alergia? zmrużyła oczy Elwira.

Dajcie spokój oświadczył Aleks, nie przerywając mruczenia jestem kotem!

Cholera! Małgorzata walczyła o zaklęcie, które pozwoliłoby mu zniknąć pod ziemię.

Jak mogłaś? wykrzyknęła Diana.

Kastratowany kot dodał sarkastycznie, rozrywając się w połamanym kartonie.

Małgorzato rzuciła z goryczy Bartosz, a cisza rozeszła się po pokoju, dopóki nie przerwał ją głośny śmiech Diny.

Jego bladej twarzy przybrały odcienie szkarłatu, a głowa odrywała się od ciała, aż w końcu

Ups! i Diny zbladła równie mocno.

Co się stało? zapytała Elwira, drżąc z rozdrażnienia.

Dina, patrząc w powietrze, wymamrotała: Ożywiłam Franka Z zombie wszystko jest niepewne Jego głowa jest na jednym ciele, a tułów PoW ten sposób wszyscy zrozumieli, iż najgorsze zaklęcia to te, które nie dają im okazji do wspólnego picia wódki przy starej chacie.

Idź do oryginalnego materiału