Milczenie teściowej od trzech miesięcy: Wybór urlopu zamiast wsparcia finansowego na remont

polregion.pl 2 tygodni temu

Cześć, słuchaj, muszę ci opowiedzieć, co się u nas dzieje… Moja teściowa nie odzywa się do nas już trzy miesiące, bo pojechaliśmy na wakacje, zamiast dać jej pieniądze na remont.

Mam na imię Kinga. Mieszkamy z mężem, Jackiem, w małym miasteczku pod Poznaniem, mamy dwoje dzieci i dopiero co uwolniliśmy się z pęt kredytu hipotecznego. Zamiast cieszyć się tą upragnioną wolnością, znaleźliśmy się w centrum rodzinnej burzy. Moja teściowa, Wanda Nowak, od trzech miesięcy traktuje nas jak powietrze, oskarżając, iż wydaliśmy pieniądze na wakacje zamiast na jej „konieczny” remont. Jej uraza wisi nad nami jak ciężka chmura, a rodzina męża zasypuje nas pretensjami. Nie wiem, jak rozwiązać ten konflikt, ale czuję, iż nasza racja tonie w ich niesprawiedliwych oskarżeniach.

Nasze życie nigdy nie było łatwe. Ja i Jacek pracujemy na pełnych obrotach, wychowując córkę Zosię, która chodzi do szóstej klasy, i syna Wojtka, ucznia trzeciej klasy. Przez lata hipoteka trzymała nas w żelaznym uścisku. Nie było mowy o wakacjach – najwyżej odwiedzaliśmy moich rodziców w sąsiednim mieście. Mają przytulny dom z ogrodem, gdzie dzieciaki uwielbiają spędzać czas: łowią ryby z dziadkiem, zajadają się babcinymi pierogami i zbierają jagody. Te krótkie wyjazdy były jedyną euforią dla Zosi i Wojtka, podczas gdy my z Jacem harowaliśmy, żeby spłacić kredyt. O prawdziwych podróżach choćby nie śmieliśmy marzyć.

W tym roku, po raz pierwszy od lat, postanowiliśmy wyrwać się z tej rutyny. Hipoteka była już za nami, a my odłożyliśmy trochę grosza. Zaproponowałam wyjazd do mojej kuzynki nad morze. Jacek od razu się zgodził: „Kinga, zasłużyliśmy na odpoczynek”. Spakowaliśmy walizki, zabrali dzieci i pojechaliśmy, nie mając pojęcia, iż te wakacje staną się zarzewiem rodzinnej wojny. Byliśmy tak zmęczeni ciągłym odmawianiem sobie wszystkiego, iż po prostu chcieliśmy odetchnąć morskim powietrzem, usłyszeć śmiech dzieci na plaży, poczuć, iż żyjemy.

Teściowa, Wanda, od zawsze dawała nam jasno do zrozumienia, iż nie pomoże z wnukami. „Wychowałam swoje trzy, teraz chcę żyć dla siebie” – oświadczyła, gdy urodziła się Zosia. Jacek ma jeszcze brata i siostrę, więc teściowa uważała, iż swoje już zrobiła. Zaakceptowaliśmy to i nigdy nie nalegaliśmy na pomoc. Widziała wnuki raz na kilka miesięcy – wpadała na godzinę, przynosiła cukierki i uciekała. Nie oceniałam jej – wychowanie dwójki to już wyzwanie, a co dopiero trójki! Ale jej dystans i tak bolał.

Cztery lata temu Wanda poszła na emeryturę. „W końcu będę żyć dla siebie!” – ogłosiła. Jej dni wypełniły się basenem, spotkaniami z koleżankami, teatrem i wyjazdami do sanatoriów. Cieszyła się życiem, ale emerytura nie wystarczała na jej potrzeby. Dzieci pomagały jej finansowo, choć każdy miał swoje problemy. Siostra Jacka odmawiała, tłumacząc się trudną sytuacją. Brat czasem przysyłał jakieś grosze. My z Jackiem, dopóki spłacaliśmy kredyt, pomagaliśmy inaczej – przywoziliśmy zakupy, naprawialiśmy kran, zawoziliśmy ją na różne sprawy. Nie prosiła o pieniądze, wiedząc, iż sami ledwo wiążemy koniec z końcem.

Ale gdy tylko zamknęliśmy hipotekę, teściowa zaczęła mówić o remoncie. „Moje mieszkanie wymaga odświeżenia! Trzeba zmienić tapety, podłogi, hydraulikę” – oznajmiła. Jej mieszkanie wyglądało całkiem przyzwoicie, ale Wanda twierdziła, iż remont to konieczność co pięć lat. Tymczasem nasze mieszkanie, w którym od zakupu nie było żadnego remontu, potrzebowało go o wiele bardziej. Ale teściowa nie chciała tego słuchać. Jej zachcianki były ważniejsze i oczekiwała, iż sfinansujemy jej „odnowę”.

Nie powiedzieliśmy teściowej o wyjeździe. Po co? Nie mamy ani zwierząt, ani kwiatków, dzieci były z nami. Nie byliśmy przyzwyczajeni do zdawania relacji z naszych planów. Ale nad morzem nagle zadzwoniła do Jacka, domagając się pomocy w jakiejś sprawie. „Mamo, jesteśmy nad morzem, nie mogę teraz” – odparł. Wanda, przyzwyczajona, iż jeździmy tylko do moich rodziców, zdziwiła się: „Kiedy wracacie?” Gdy usłyszała, iż dopiero za kilka tygodni, poprosiła, żeby Jacek przyjechał w weekend. „Ale przecież nie jesteśmy u rodziców, tylko nad morzem!” – zaśmiał się. Odpowiedziała sucho: „Rozumiem” – i rzuciła słuchawkę.

Po powrocie do domu spotkał nas jej gniew. Tego samego dnia wpadła do nas jak burza: „Jak mogliście! choćby nie powiedzieliście, iż wyjeżdżacie!” Jacek osłupiał: „Mamo, co mieliśmy mówić? Pojechaliśmy na wakacje. Ty też nie relacjonujesz swoich wyjazdów”. Wanda wybuchła: „Skąd u was pieniądze na morze, skoro na remont mojego mieszkania nie ma?” Jacek nie wytrzymał: „Mamo, ja się nie wtrącam w twoje wydatki na sanatoria. Dlaczego my nie możemy pojechać na wakacje?” Warknęła tylko: „Niewdzięczni!” – i wyszła, trzaskając drzwiami.

Od tamtej pory teściowa nie odbiera telefonów, nie otwiera nam drzwi, choćby nie pogratulowała Wojtkowi urodzin. Brat i siostra Jacka rzucili się na nas z oskarżeniami. Szczególnie dokłada jego szwagierka, która sama nie pomaga teściowej i nie zaprasza jej do siebie, ale uważa, iż my powinniśmy finansować jej zachcianki. „Jesteście egoistami, zraniliście mamę!” – wrzeszczała przez telefon. Jestem wściekła. Dlaczego mamy poświęcać swoje szczęście dla kaprysów teściowej? Moi rodzice stoją po naszej stronie: „Dobrze zrobiliście, iż pojechaliście. To wasze życie”.

Ja i Jacek nie czujemy się winni. Nie musimy wydawać wszystkich pieniędzy na teściową – mamy przecież dzieci i swoje marzenia. Ale jej uraza i ataki rodziny zatruwają nam życie. Jak wytłumaczyć Wandzie, iż nie ma prawa wymagać od nas takich poświęceń? Może ktoś z waszych znajomych przechodził przez coś podobnego? Jak się pogodzić, nie rezygnując z własnych zasad? Boję się, iż ten konflikt zniszczy naszą rodzinę, ale nie zamierzam się poddawać. Czy naprawdę nie zasługujemy na odrobinę własnego szczęścia?

Idź do oryginalnego materiału