Za mało mu się knofi to i noc przeżyj
No, tym razem w końcu chyba nie przyjedziesz na trzy dni? Nigdy jak zawsze? Po prostu pokażmy się dłużej. Wiktoria! Dlaczego siedzisz z militem?
Pani Ewa, dziękuję za urodziny. Boże, nie choruj, odbijaj się! Jak tylko sami dogodzimy, natychmiast się do ciebie zgłosimy.
Wiktoria nie spuszczała wzroku z telefonu, próbując jak najszybciej zakończyć rozmowę.
Świrowała dłonią po ekranie, a w myślach mruczała: Ach, cóż za przeboj Choć rozmowa była jakaś miła, ciotka Ewa dziś czulejsza, niż jej się kiedykolwiek zdarza, i co to za pretekst jej jubileusz A jednak od początku do końca czuło się zapach alkoholu. A ja bym już chętnie odwinęła butelkę.
Wiktoria nienawidziła jazdy na wczasach do swojej mamy męża w Polsce. W tym roku wreszcie przypaść mieli razem z mężem Piotrem urlop, po wielu latach rozkładania kart w tabelce Google. Przygotowała się, iż ten urlop byłby szansą na rzeczywiste odpoczynek bez zakłóceń, bez błędów, bez karzących uśmiechów. Rozmawiała z Piotrem, warto by było w tym roku odwalić się od masłożerego domu, ale Piotr nie chciał wysłuchiwać żadnych argumentów. Tak wychowywał się w rodzinie. Szacunkiem dla starszych, domy klanu i tak trzeba strzegąć. Nieodpowiednio będzie, gdyby młodsza pokolenie zaczęła unikać owej tradycji.
Wiktro, wiem, iż mama się robiła, ale to tak raz na roku. Przecież dzieci będą za nią tęsknić. Oni nie mają swojej babci i dziadka w stolicy, tutaj, w Warszawie.
Piotrze, może to powiedzieć w innym tonie Nie masz przypadkiem wrażenia, iż wcale to nie ty jedna zostajesz zainteresowana tymi wizytami?
O co ci chodzi? Piotr zaczął się irytować, unosząc brew.
No, iż twoi rodzice już tak długo żyją z dala od nas, są one zadowoloni, prowadzą wieżę. Dzieci nie są im potrzebne. Twoja matka zawsze w mailach słownie mnie prosi, by wysłać jej zdjęcia starszego chłopca czy filmik z młodszego. I to by było wszystko. Czy kiedykolwiek pytała, jak się miewają, jak się uczą, czy są chory, czy mam kłopoty? Dla niej wnuki to tylko pretekst, by pokazać świetne zdjęcia przyjaciołkom i sąsiadom. To dla niej proces tworzenia idealnej ramki. A skutki? Wcale.
Wiktro, to są twoje absurdalne myśli. Życzymy się daleko. Nie mają możliwości pogłówkować z Piotro, wysadzić go w przedszkole, przywitać starszych synów ze szkoły.
Masz rację.
Czy to wszystko po to? Chyba nie masz takich pretensji. Twoja mama też mieszka w innym mieście, ale ona jak Mikołaj, który przynosi wszystko nad nami. Wiesz, jak wiele razy musiała wziąć dzień wolny, kupić bilecik i pojechać do nas. To było w ciągu roku. Z twojej mamy i ojca takiej życzliwości nie widzimy.
Cóż, moja teściowa to brylant. O to nie zaprzeczam. Moja mama Aneta, to nasza kreska kreskówki, jak niby nie uczyć się od niej? Kiedykolwiek wchodzimy do niej, jedyną rzeczą, jaką robi, to połączenie z dzieciakami do wieczora. Biega z nimi na rowery, kąpa ich, bawi się w to czy to. Ona ich niecierpliwość i oddanie to coś z przepływu.
Piotrze, czemu wtedy sześć razy na rok nie masz z nimi tu starego pała, a w naszym domu? To normalne w rodzinie. Ciepło, oko do siebie, kawałek serca.
Wiktro, cóż się wreszcie wydarzyło? Ciebie i dzieci bawić się w domu u moich?
Nagle Viktoria zacisnęła usta, jakby próbowała się powstrzymać, by nie wybuchnąć. Ale to był ten dzień, by przestać być milczącem i bezwolnym.
W tym domu nie czuję się dobrze. I dzieci też. Niepokoję się, niepewna siebie. Nie wiem, jak adekwatnie to wypowiedzieć.
Jak to tak? Przecież u rodziców mamy świetny dowóz, rozbudowane pokoje, czystość, wygoda. Co jeszcze by mogło brakować?
Cóż, Piotrze, mamy taką mówkę: Miękko steli, końskie spali. Właśnie to jest moją obecnością w domu u mojej mamy.
Coś nowego. Czyżbyś wcześniej milczała? Myślałem, iż ciebie i dzieci ma dobro. Wypoczynek w domu u rodziców. To było dla mnie idealne. A teraz jak to nie tak, Wiktro?
Wszystko. Od tej chwili, jak znaleźliśmy się w ich domu, cały ich poczucie równowagi i spokoju się rozbija.
Wcale tego nie zauważałem. Wydaje się, iż wydumujesz. Z czasem zdążasz być stanowczym.
Piotrze, drogi mój, ty wcale nie patrzysz, iż w domu rodziców chcesz jak najczęściej być z nimi razem, a sam pojawiasz się tylko zwijając się przy domowej roboty. Ja słyszę każde słowo, które twoja matka mówi. Widzę ten jej wyraz twarzy. My jesteśmy razem od dziesięciu lat, a dla niej wydaje się, iż do dziś nie daje sobie za nas pokój. Czy może choćby i twojego istnienia naszego mała radość.
Co za gówno, Wiktro! Chcesz mnie dopiero teraz do tego doprowadzić?
Tak, pójdziesz na wizyty, ale postaraj się bardziej uważać na to, co dzieje się w ich domu. To powinno wszystko poprawić.
Na tym się zgodzili.
Następne dni Wiktoria pakowała toaletkę, a Piotr chodził jakby z gębą. Miałby tę rozdrażniłość z żoną w nerwach. Tę trzygodzinową podróż do rodziców w zachodniej Polsce omal nie przekłuła. W rezultacie przypominała się sobie utęskniona koleżanka.
Cześć, kochani! Wiktora ją wiedziała, iż ta nagle zamilczę, ale widząc kardiogramy, już nic nie mogło jej zaskoczyć. Piotr po drugim podejściu patrzył na nią z wyrazem: No co ci było mi chodzi, żebym nie wiedział, jak jasna jasna mama wcale nie będzie tak uczucie?.
Syneczku, wszystkie paczki, szafka górna. Nie stawiaj się tak, jakby to było coś czegoś.
Piotrek od razu ruszył góra na oddzielenie.
I co znowu tyle rzeczy. Nie wiesz, jak pakować? Bieg po to, które trzeba odgonić. Moja też skarz się, bo to dzieć odbiera mu czas.
Pani Ewo, no skąd taki masz komentarz! Wiktora powiedziała wysoki głos, by Piotr to słyszał.
Pani Ewa oszołomiła się. W której innej karcie by była na chwilę zamilczeć i zacząć tak oszczotnie odpowiadać.
Piotr zje sobie, co chce, pełną kreską, jak mu na to robiła mama. Czyżby on wcale miał ciało w jednym z nas? Po prostu mógłbyś trochę odczuć więcej autentycznych warunków tutaj, bo przecież mamy pięć osobników, nie bieg po to, Bulla. A poza tym, dzieciaki się bawią w błocie na dowozie, zmieniają się prali to i to chyba niby nie zawsze jest wygodne.
Pani Ewa popatrzyła na Wiktora, jakby poproszenują ją: Czy życzenie ogólne?
Tymczasem Piotr zszedł na dół i słyszał każdą lekcję.
No, idźmy do stołu. Obiad kolacyjny, przecież mieliście z daleka.
Enter their domowe rozbójnik, dziadek z ogródka.
O, już to przyjedli. Co znowu rozbili? Kurczak? Pani Ewa przed nią wszechmiar ukrywała by się wszystko. Buntownicze dzieciaki.
Chłopcy, jak poprawiali się, aż nieco zmniejszyli się.
Moi synowie niczego nie rozbili, skąpanie się nie powinno przemóc.
Dziadek zgarbił się i położył dłoń na tulipanach.
Wiktorek, siedź jak człowiek. Piotrek, nie przystaje się tak coś tak do stołu.
Wiktora by tę postawę ustabilizować.
Pani Ewo, dzieci to jeszcze nie asperty, nie umą długo siedzieć cicho. Spróbuj być bardziej tolerancyjnym.
Pani Ewa zaszuwała się na wpół, szepnęła: To po co ona tu
Końcowo, Vic rozstała się z posile i zmierzyła się z dzbanem. Wyciągnęła łyżkę, zaczęła się brzydzić, ale nagle
Co ty robisz! Pani Ewa krzyknęła Tą łyżkowicą tylko do zup. Nigdy mięsa nie jakie. Jakąś ty pierdołą? Kto cię uczył?! Jaki absurd! Jak to Piotr z tobą jeszcze żyje?
Wiktora była już na skrajnym punkcie.
A skąd wiedziała, iż nie mogę nikogo karmić, aż do twojej dozwy? Co to za zakładnik?
Ja ją przejmę mówiła i rusza do basenu.
Wystarczy! Piotr wybiegł z ławy. Mam tylko jedno pytanie. Dlaczego każeś nam przychodzić, jeżeli ci się to ciężej? W końcu to jest moja rodzina. Uwielniałeś nas, gdy patrzyłeś na nas na zdjęciach. A teraz jak to wygląda? Muszę się pogodzić z tym, iż było wszystko nie tak. Wolałbym z wami nie przyprowadzać nikogo.
Piotr pobiegł do dzieci. Serce mu bolo, ale Wiktora miała rację.
Rano, gdy oprzytomiała, Pani Ewa zorientowała się, iż trzy pokoje są puste. Syn, jego żona i wnuki zniknęli. W tym samym momencie Piotr jechał w kierunku Wysokiego Strzebowic, mając jeszcze jedno życzenie spokojne wycieczki.
Wiktora siedziała w aucie, objęła dzieci i uśmiechnęła się.