Między młotem a kowadłem: mama potrzebuje pomocy, a mąż stanowczo odmawia

polregion.pl 2 tygodni temu

Między dwoma ogniami: mama potrzebuje pomocy, a mój mąż kategorycznie odmawia

Nazywam się Kasia, mam dwadzieścia dziewięć lat. Sześć lat temu wyszłam za mąż za Rafała, mamy cudowną córeczkę Anię – ma cztery lata. Żyjemy zwyczajnym życiem młodej rodziny: oboje pracujemy, spłacamy kredyt, liczymy każdą złotówkę, próbujemy ogarnąć codzienność. Ostatnio pracuję zdalnie – dzięki temu więcej czasu spędzam z Anią, a pomaga mi w tym moja mama.

Mama uwielbia swoją wnuczkę. Zabiera ją na swoją działkę, bawi się z nią, uczy ją. To dla nas ogromne wsparcie. Ania uwielbia jeździć do babci – to dla niej prawdziwa przygoda. Ma tam huśtawkę, ogródek, piaskownicę. Ale każda pomoc ma swoją drugą stronę.

Mama jest energiczna. Na emeryturze, ale ciągle w ruchu. Zawsze coś wymyśla, organizuje. W tym roku postanowiła wybudować altankę na działce. Samodzielnie, bez konsultacji z nami, zamówiła materiały budowlane, a potem postawiła mnie przed faktem:

– Kasia, powiedz Rafałowi, żeby przyjechał pomóc rozładować. Sama nie dam rady.

Skinęłam głową, choć doskonale wiedziałam, jaka będzie jego reakcja. Nie zmieniła się od dwóch lat:

– To działka twojej mamy, Kasia. Niech sobie sama radzi. Ja tam nie jadę. Mam tylko jeden wolny dzień w tygodniu. Leżę na kanapie i nikomu nie zamierzam pomagać. Koniec!

Rozumiem męża. Naprawdę dużo pracuje. Czasem choćby w weekendy siedzi przy laptopie, kończy pilne zlecenia. Potrzebujemy pieniędzy – kredyt, dziecko rośnie. Ale z drugiej strony – to przecież moja mama. Tyle razy nam pomogła. Co tydzień zabiera Anię. Nie narzuca się, nie miesza w nasze życie. A teraz – zwykła prośba o rozładowanie desek. A Rafał powiedział: „nie”.

Materiały przywieźli w piątek rano. Mama zadzwoniła w panice – nie miała komu pomóc. Rzuciłam wszystko, wsadziłam Anię do samochodu i pojechałam. Razem z mamą nosiłyśmy deski, cement, jakieś belki. Nie mówię już, jak to było ciężko. Mama potem ledwo się wyprostowała. Ale najbardziej zabolało ją, iż zięć choćby nie próbował pomóc.

– Kasia, on w ogóle jest mężczyzną? To jak? Ja chyba nie prosiłam o remont całego domu? Tylko o dwie godziny pomocy! – syczała, otrzepując ręce z kurzu.

A ja stałam i milczałam. Było mi wstyd. Przed mamą. Przed sobą. Przed córką, która patrzyła na to wszystko i nie rozumiała, dlaczego babcia jest zła, a mama smutna.

Kiedy wróciłam do domu, panowała lodowata cisza. Spróbowałam wytłumaczyć, iż to nie fanaberia – to prośba mamy, która zawsze nam pomaga. Ale Rafał tylko machnął ręką:

– Ty w ogóle słuchasz, co mówię? Ja dźwigam wszystko na swoich barkach! Nie mam obowiązku jej pomagać! To jej działka, jej budowa, jej problemy!

Nie wiem, co teraz robić. Znalazłam się między młotem a kowadłem. Z jednej strony – mama, która zawsze przy nas, która szczerze pomaga, dba o nas. Z drugiej – mąż, zmęczony, zirytowany, przekonany, iż nic mu się nie należy. A mnie serce pęka – bo oboje mają trochę racji.

Kocham Rafała. Jestem wdzięczna mamie. Ale nie rozumiem, dlaczego moja rodzina stała się dla nich polem bitwy. Dlaczego ciągle muszę się tłumaczyć? Dlaczego z prostej prośby rodzi się awantura, która zatruwa cały tydzień?

Jestem zmęczona. Zmęczona byciem buforem. Zmęczona mediacją, tłumaczeniami, błaganiami. Chcę, żeby mama czuła się ważna i szanowana, a Rafał – żeby zrozumiał, iż czasem pomoc to nie obowiązek, ale zwykły szacunek dla kobiety, która zawsze przy nim stoi.

Czasem myślę – może powinnam być twardsza? Albo przeciwnie – bardziej ustępliwa? A może milczeć i robić swoje? Nie wiem.

Ale wiem jedno – nie chcę, żeby moja córka kiedykolwiek znalazła się w takiej sytuacji. Chcę, żeby żyła w miłości, zrozumieniu i szacunku. Żeby między jej mężem a babcią nie było wojen.

Tylko jak to osiągnąć… na to odpowiedzi jeszcze nie mam.

Idź do oryginalnego materiału