Mam dwa koty psoty, ale każdy psoci inaczej. Czyli jest kotem psotem po swojemu. To fantastyczne, iż każdy kot ma inną osobowość kocią, choć nikt ich tego nie uczył. Takie po prostu są. To tak jak z ludźmi: każdy jest inny. Niejednokrotnie bliźniacy z tej samej rodziny są zupełnie różni. No może trochę przesadziłam, bo to nie ludzie są jak koty, tylko odwrotnie: koty wykazują cechy podobne do ludzkich. Tym razem to nie o personifikację moich kotów chodzi. Nie chcę im przypisać cech ludzkich, bo to są tylko (i aż) koty. Koty specjalne, bo koty moje. Każdy kto kiedykolwiek miał koło siebie zwierzątko, wie o czym mówię. A to, iż zwierzątka domowe upodobniają się do właścicieli urosło już do legendy. Szczególnie jest to widoczne przy pieskach. Jak pan wściekły to i piesek wściekły. Jak pani rozhisteryzowana to i psinka rozhisteryzowana. Jak psinka bojąca się wszystkiego, to i pańcia bojąca się wszystkiego. No znów mnie poniosło, bo to nie pancia uczy się bać wszystkiego od psinki, tylko psinka od pańci. A może po prostu pańcia wybiera pupilka podobnego do siebie? Takiego jak ona: zastraszonego i niepewnego siebie?
Nic podobnego z moimi kotami. Po prostu się znalazły w moim domu. Długo by o tym mówić. Ale są. I tak jak ludzi przyjmuje się bezwarunkowo i z zaufaniem dobra, tak i postępuje się ze zwierzaczkami.
Więc mam tee dwa koty psoty, każdy psocący na swój sposób. Widać to szczególnie wyraźnie podczas mojego pobytu z nimi w czasie lata na wsi. A wyjeżdżam z nimi, bo co mam zrobić? Co prawda zawsze je może ktoś odwiedzać co drugi dzień, ale to nie to samo. I one tęsknią, i ja tęsknię. I piesek tęskni za nimi też.
Jeden z tych kotów nie boi się niczego. Przez pół dnia lata jak oszalały po kotydżu: tam i z powrotem, na górę, w dół. Drugi stoicko zadowolony siedzi na parapecie okna i obserwuje swoje królestwo. Ulubionym przedmiotem tego pierwszego jest papierowa torba na zakupy. Najpierw się w niej bawi, a potem w niej siedzi i czeka na mysz. Myszy nie ma już drugi rok, ale on pamięta, iż kiedyś była, zanim się nie wyniosła. Drugi podchodzi do torby papierowej zdecydowanie nieufnie, Okrąża ją, szturcha łapą, ale za nic do niej nie wejdzie. No niby oba koty są z tej samej rodziny, ale jak różne! Wymagają także różnego podejścia. Pierwszy rzadko przychodzi na kolana, ale za to lubi, żeby go nosić; drugi wskakuje na kolana przy każdej nadarzającej się okazji, natomiast nie da się nosić. Oba koty mają też odmienne kulinarne gusta. Nie muszę chyba dodawać, iż oba są zupełnie różne jeżeli chodzi o kolor i rozmiar. Ach, i twarze (przepraszam pyszczki) mają też różne.
Dobrze te cechy rozróżniać – tak jak dostrzegać bogactwo naszego świata. I cieszyć się nim.
Michalinka, Toronto, 8 września, 2024