Mężczyzna zostawił psa w gorącym samochodzie: po stłuczeniu okna wydarzyło się coś nieprzewidywalnego

8 godzin temu

Wczoraj był piekielnie upalny dzień. Powietrze stało nieruchomo, chodniki parzyły w stopy, a ja marzyłam tylko o tym, by wrócić do domu i włączyć klimatyzację. Postanowiłam jednak wstąpić jeszcze do sklepu po zakupy.

Na parkingu coś zwróciło moją uwagę dziwny niepokój. Odwróciłam się i zobaczyłam ją. Owczarek niemiecki, uwięziony w rozgrzanym samochodzie. Szyby zaparowane, pies dyszał ciężko, język zwisający bezwładnie. Widać było, iż ledwo zipie. Na przedniej szybie przyklejona była kartka z numerem telefonu. Zadzwoniłam. Odebrał mężczyzna.

Pana pies się dusi! Proszę natychmiast wrócić i otworzyć okno! powiedziałam, trzęsąc się ze złości.

Zostawiłem mu wodę. To nie pana sprawa odparł zimno.

Woda była, owszem, ale w zamkniętej butelce. Czy ten człowiek naprawdę myśli, iż pies sam ją otworzy? Nie miałam wyboru. Podniosłam kamień i z całej siły uderzyłam w szybę. Roztrzaskała się z hukiem, alarm zawył, ale już wyciągałam zwierzę na zewnątrz. Pies osunął się na ziemię, łapiąc powietrze. Polewałam go wodą, gdy nagle pojawił się właściciel, wściekły.

Co pani odwalila?! Zaraz wezwę policję! krzyczał.

I wezwał. Tylko iż policjanci, wysłuchawszy obu stron i zobaczywszy psa, orzekli coś zupełnie innego. *On* dostał mandat i zarzuty za znęcanie się nad zwierzęciem. Mnie podziękowali.

A pies?

Teraz śpi u mnie w domu. Wierna, szczęśliwa kłoda futra, która o mało nie zginęła przez czyjeś niedbalstwo. Gdyby sytuacja się powtórzyła, znów rozbiłabym szybę. Bez wahania.

Nie rozumiem ludzi, którzy traktują zwierzęta jak przedmioty. One czują, cierpią, kochają. To nie zabawki.

Idź do oryginalnego materiału