Dzisiaj zabrałem moją córkę do schroniska, żeby wybrać pieska, ale zatrzymała się przed klatką najsmutniejszego psa i nie chciała iść dalej
Ściskałem małą rączkę mojej dwuletniej córeczki, Zosi, gdy przekraczaliśmy próg miejskiego schroniska. Poranne słońce wpadało przez szerokie okna, rozświetlając rzędy klatek, z których na odwiedzających patrzyły pełne nadziei oczy. W powietrzu mieszały się charakterystyczne dźwięki szczekanie, skomlenie, szelest słomy i stuk pazurów o podłogę.
No córuś uśmiechnąłem się ciepło wybierzemy sobie przyjaciela?
Zosia skinęła głową, a w jej oczach zabłysła radość. Od dawna marzyła o własnym psie, codziennie przyglądała się przez okno, jak sąsiedzkie dzieci bawią się ze swoimi pupilami.
W moich wyobrażeniach ten dzień wyglądał inaczej. Widziałem, jak wybieramy uroczego szczeniaka może golden retrievera lub wesołego labradora który będzie dorastał razem z Zosią. Posłuszny, zdrowy, piękny idealny domowy przyjaciel.
Przeszliśmy obok klatek ze skaczącymi szczeniakami, eleganckimi dorosłymi psami i puszystymi kociętami. Pokazywałem Zosi najsympatyczniejsze zwierzęta, ale ona zdawała się ich nie widzieć.
Aż nagle stanęła jak wryta.
W najdalszym kącie, w półmroku klatki, leżał pies, którego widok mimowolnie wykrzywił mi twarz. Ten pitbull wyglądał strasznie splątana sierść, podrażniona skóra, wycieńczone ciało. Odwrócony do ściany, jakby wstydził się swojego stanu.
Zosiu, chodźmy powiedziałem szybko. Popatrz, tam są takie śliczne szczeniaczki.
Ale moja córeczka przytknęła nosek do krat.
Tato, co z nim? Chory? szepnęła.
Tak, córeczko, chory westchnął pracownik schroniska. To Burek. Jest tu już ponad pół roku. Ale urwał, nie kończąc zdania.
Zmarszczyłem brwi. Dla mnie pitbulle zawsze były symbolem agresji i niebezpieczeństwa. A ten jeszcze chory. Co jeżeli jest zaraźliwy? Co jeżeli nieprzewidywalny?
Zosiu, idziemy powiedziałem już stanowczo. Jest tu mnóstwo innych psów.
Ale dziewczynka usiadła przed klatką, jakby wrosła w podłogę.
Tego chcę oznajmiła zdecydowanie.
Kogo? Zosiu, nie, to wykluczone. Popatrz tylko jest bardzo chory. Poza tym pitbulle są niebezpieczne.
Pracownik schroniska, który przedstawił się jako Krzysztof, smutno pokiwał głową.
Burek nie jest zły. Jest raczej złamany. Jako szczeniak został porzucony, bo uznali go za brzydkiego. Znaleziono go już chorego, z infekcjami. Jedna rodzina go adoptowała, ale oddali go po kilku tygodniach stwierdzili, iż jest zbyt apatyczny.
Czułem, jak w moim sercu walczy litość z rozsądkiem. W domu mamy małe dziecko, porządek, ciepło. Po co wprowadzać tam tyle problemów?
Ma poważne problemy skórne, potrzebna jest operacja, bardzo droga kontynuował Krzysztof. Schronisko nie może tego opłacić. jeżeli w ciągu miesiąca nie znajdzie się dla niego dom urwał.
Uśpią go szepnąłem ledwo słyszalnie.
Niestety tak.
Zosia cały czas siedziała przed klatką, nie odrywając wzroku od psa.
Pieseczku zawołała cicho. Pieseczku, popatrz na mnie.
Nic się nie zmieniło.
Ja jestem Zosia. A ty kim jesteś?
Już chciałem podnieść córkę i wyjść, ale coś mnie powstrzymało.
Nazywa się Burek powiedziałem.
Burek powtórzyła dziewczynka. Ładne imię. Burek, zaprzyjaźnijmy się.
I nagle stał się cud. Pies powoli podniósł głowę i spotkał się wzrokiem z Zosią. W jego oczach było tyle głębokiego smutku, iż aż ścisnęło mnie w sercu.
Mogę go pogłaskać? zapytała córka.
No nie wiem zawahał się Krzysztof. Boi się ludzi, nie pozwala się dotykać.
Spróbujmy? Jej głos był tak szczery, iż nie dało się odmówić.
Krzysztof ostrożnie otworzył klatkę. Na dźwięk zamka Burek skulił się w kącie i cicho zaskomlał.
Zosiu, nie! krzyknąłem.
Ale dziewczynka już weszła do środka. Ukucnęła na środku i wyciągnęła rączkę w stronę psa.
Nie bój się, Burek szepnęła cieniutkim głosikiem. Nie zrobię ci krzywdy, chcę się tylko zaprzyjaźnić.
Pies przez chwilę obserwował ją uważnie. Potem, krok po kroku, bardzo ostrożnie, zaczął się zbliżać. Obwąchał wyciągniętą dłoń, a w końcu nieśmiało ją polizał.
Zosia wybuchnęła radosnym śmiechem:
Tato, patrz! Pocałował mnie!
Coś się we mnie zmieniło. Po raz pierwszy od miesięcy w oczach psa pojawiła się iskra nadziei. Patrzył na moją córkę z taką czułością, jakby bał się ją skrzywdzić, i lizał jej rączkę.
Tato powiedziała poważnie Zosia, głaszcząc Burka po głowie on jest taki smutny. Bardzo potrzebuje rodziny.
Nigdy czegoś takiego nie widziałem zdumiał się Krzysztof, obserwując tę scenę. Patrzcie tylko! Uśmiecha się! Naprawdę się uśmiecha!
I rzeczywiście wyraz pyska Burka jakby rozświetlił się od środka. Ogon zaczął merdać, a w oczach nie było już śladu smutku i bólu.
Ale jest chory westchnąłem. A leczenie będzie bardzo drogie
Ja zapłacę powiedziałem nagle, sam sobie zaskoczony. Całość.
Krzysztof uśmiechnął się szeroko:
Jest tylko jedno ale. Zgodnie z przepisami zwierzę musi przejść całe leczenie, zanim trafi do nowego domu.
Skinąłem głową, rozumiejąc, iż to logiczne. Ale minęło zaledwie kilka dni, gdy zadzwonił telefon.
Panie Janie? W głosie Krzysztofa słychać było niepokój. Mógłby pan przyjść? Burek przestał jeść, ciągle skomle. Myślimy, iż tęskni za panią córką.
Już jesteśmy w drodze odpowiedziałem bez wahania.
W schronisku Burek leżał w kącie,