Matka przyprowadziła swoją córeczkę, by wybrały pieska ze schroniska, ale dziewczynka zatrzymała się przy klatce najsmutniejszego psa i nie chciała iść dalej bez niego
Łucja mocno trzymała małą rączkę swojej dwuletniej córeczki, Zosi, gdy przekraczały próg miejskiego schroniska dla zwierząt. Poranne promienie słońca prześwitywały przez szerokie okna, rozświetlając rzędy klatek, z których na gości patrzyły pełne nadziei oczy. W powietrzu mieszały się charakterystyczne dźwięki tego miejsca szczekanie, żałosne miauczenie, szelest słomy i stuk pazurów o podłogę.
No cóż, kochanie uśmiechnęła się ciepło Łucja wybierzemy sobie przyjaciela?
Zosia skinęła głową, a jej oczy błysnęły z radosnym podekscytowaniem. Już od dawna marzyła o własnym piesku, codziennie z zachwytem obserwując przez okno, jak sąsiedzkie dzieci bawią się ze swoimi pupilami na podwórku.
Łucja w swoich snach widziała ten dzień zupełnie inaczej. Wyobrażała sobie, iż wybiorą uroczego szczeniaczka złotego retrievera lub wesołego labradora który będzie dorastał razem z Zosią. Posłuszny, zdrowy, piękny idealny domowy pupil.
Przeszły obok klatek ze skaczącymi szczeniakami, eleganckimi dorosłymi psami i puszystymi kociętami. Łucja wskazywała na najbardziej sympatyczne zwierzaki, ale dziewczynka zdawała się ich nie zauważać.
I nagle Zosia stanęła jak wryta.
W najdalszym kącie, w półmroku klatki, leżał pies, którego widok mimowolnie wykrzywił Łucji usta. Pitbull był w strasznym stanie sierść w kołtunach, podrażniona skóra, wycieńczone ciało. Odwrócony do ściany, jakby wstydził się swojego wyglądu.
Zosiu, chodźmy powiedziała pospiesznie Łucja. Zobacz, tam są takie słodkie szczeniaczki.
Ale dziewczynka przywarła nosem do krat klatki.
Mamo, co z nim? Chory? szepnęła.
Tak, kochanie, chory westchnął pracownik schroniska, który się do nich zbliżył. To Bronek. Jest tu już ponad pół roku. Ale mężczyzna urwał, nie dokończył zdania.
Łucja zmarszczyła brwi. Dla niej pitbulle zawsze były symbolem agresji i niebezpieczeństwa. A ten do tego chory. Co, jeżeli jest zaraźliwy? Co, jeżeli nieprzewidywalny?
Zosiu, chodź powiedziała już ostrzej. Jest tu wiele innych piesków.
Ale dziewczynka usiadła na podłodze tuż przed klatką, jakby wrosła w posadzkę.
Tego chcę oznajmiła stanowczo.
Kogo? Zosiu, nie, to wykluczone. Popatrz tylko na niego jest bardzo chory. Poza tym, pitbulle są niebezpieczne.
Pracownik schroniska, który przedstawił się jako Mikołaj, smutno pokiwał głową.
Bronek nie jest zły. On jest raczej złamany. Wyrzucili go jako szczeniaka, bo uznali, iż jest brzydki w porównaniu z innymi. Znaleźli go już chorego, z infekcjami. Jedna rodzina go adoptowała, ale po kilku tygodniach oddali powiedzieli, iż jest zbyt apatyczny.
Łucja czuła, jak w jej sercu walczy współczucie z rozsądkiem. W domu jest małe dziecko, porządek, ciepło. Po co wnosić tam tyle problemów?
Ma poważną chorobę skóry, potrzebuje operacji, bardzo drogiej ciągnął Mikołaj. Schronisko nie może tego sfinansować. jeżeli w ciągu miesiąca nie znajdzie się dla niego dom urwał.
Uśpią go szepnęła ledwo słyszalnie Łucja.
Niestety tak.
Zosia cały czas siedziała przed klatką, nie odrywając wzroku od psa.
Piesku zawołała cicho. Piesku, popatrz na mnie.
Nic się nie zmieniło.
Ja jestem Zosia. A ty jak się nazywasz?
Łucja już miała podnieść córeczkę i zabrać ją stamtąd, ale coś ją powstrzymało.
Mówią na niego Bronek powiedziała.
Bronek powtórzyła dziewczynka. Ładne imię. Bronek, zaprzyjaźnijmy się.
I nagle stał się cud. Pies powoli uniósł głowę i spotkał się wzrokiem z Zosią. W jego oczach było tyle głębokiego smutku, iż Łucji serce ścisnęło się z bólu.
Mogę go pogłaskać? zapytała dziewczynka.
No nie wiem zawahał się Mikołaj. Boi się ludzi, nie pozwala się dotykać.
Możemy spróbować? Jej głos był tak szczery, iż nie dało się odmówić.
Mikołaj ostrożnie otworzył klatkę. Na dźwięk zamka Bronek skulił się w kącie i cicho zaskomlał.
Zosiu, nie! krzyknęła Łucja.
Ale dziewczynka już weszła do środka. Przysiadła na środku klatki i wyciągnęła małą rączkę w stronę psa.
Nie bój się, Bronek szepnęła cienkim głosikiem. Nie zrobię ci krzywdy, tylko chcę się zaprzyjaźnić.
Pies przez kilka minut uważnie obserwował małą dziewczynkę. Potem krok po kroku, bardzo ostrożnie, zaczął się do niej zbliżać. Długo obwąchiwał wyciągniętą dłoń, aż w końcu nieśmiało ją polizał.
Zosia wybuchnęła radosnym śmiechem:
Mamo, patrz! Pocałował mnie!
Coś zmieniło się w duszy Łucji. Po raz pierwszy od miesięcy w oczach psa pojawiła się iskra nadziei. Patrzył na dziewczynkę z taką czułością, jakby bał się jej skrzywdzić, i nieśmiało lizał jej rączkę.
Mamo powiedziała poważnie Zosia, głaszcząc Bronka po głowie on jest taki smutny. Bardzo potrzebuje rodziny.
Nigdy czegoś takiego nie widziałem zdumiał się Mikołaj, obserwując tę scenę. Patrzcie tylko! Uśmiecha się! Naprawdę, uśmiecha się!
Rzeczywiście wyraz pyska Bronka jakby rozświetlił się od środka. Ogon zaczął merdać, a w oczach nie było już smutku i bólu.
Ale jest chory westchnęła Łucja. A leczenie będzie bardzo drogie
Ja zapłacę powiedziała nagle, sama zaskoczona swoimi słowami. W całości.
Mikołaj szeroko się uśmiechnął:
Jest tylko jedno ale. Zgodnie z przepisami zwierzęta muszą przejść całe leczenie, zanim trafią do nowego domu.
Łuc

1 tydzień temu







