Mama zabrała córeczkę, by wybrały szczeniaczka ze schroniska, ale dziewczynka zatrzymała się przy klatce najsmutniejszego pieska i nie chciała iść dalej bez niego…

3 dni temu

Dzisiaj przyprowadziłem swoją córkę do schroniska, żeby wybrały sobie psa, ale stanęła przed klatką najsmutniejszego pieska i nie chciała iść dalej

Ściskałem małą rączkę mojej dwuletniej córki, Zosi, gdy przekroczyliśmy próg miejskiego schroniska dla zwierząt. Poranne słońce prześwitywało przez szerokie okna, rozświetlając rzędy klatek, z których patrzyły na nas pełne nadziei oczy. W powietrzu unosiła się mieszanina dźwięków szczekanie, miauczenie, szelest słomy i stukot pazurów o podłogę.

No córuś uśmiechnąłem się ciepło wybierzemy sobie przyjaciela?

Zosia skinęła głową, a jej oczy zabłysły z radości. Od dawna marzyła o własnym psie, codziennie obserwując z okna, jak sąsiedzkie dzieci bawią się ze swoimi pupilami.

W moich wyobrażeniach ten dzień wyglądał inaczej. Myślałem o uroczym szczeniaczku może golden retrieverze lub wesołym labradorze który dorastałby razem z Zosią. Posłuszny, zdrowy, piękny idealny towarzysz.

Przeszliśmy obok klatek ze szczeniakami, eleganckimi dorosłymi psami i puszystymi kociętami. Wskazywałem Zosi te najsympatyczniejsze, ale ona zdawała się ich nie zauważać.

Aż nagle stanęła jak wryta.

W najdalszym kącie, w półmroku klatki, leżał pies, którego widok mimowolnie wykrzywił moją twarz. Ten amstaff wyglądał strasznie splątana sierść, podrażniona skóra, wychudzone ciało. Odwrócony był do ściany, jakby wstydził się swojego wyglądu.

Zosiu, chodźmy powiedziałem szybko. Popatrz, tam są takie śliczne szczeniaczki.

Ale moja córka przycisnęła nosek do krat.

Tato, co z nim? Chory? szepnęła.

Tak, córeczko, chory westchnął pracownik schroniska. To Brutus. Jest z nami już ponad pół roku. Ale urwał, nie kończąc zdania.

Zmarszczyłem brwi. Dla mnie amstaffy zawsze były symbolem agresji i zagrożenia. A ten jeszcze chory. Co jeżeli jest zaraźliwy? Co jeżeli jest nieprzewidywalny?

Zosiu, idziemy powiedziałem już twardszym tonem. Jest tu tyle innych psów.

Ale córka usiadła przed klatką, jakby wrosła w podłogę.

Tego chcę oznajmiła stanowczo.

Kogo? Zosiu, nie, to wykluczone. Popatrz tylko jest bardzo chory. Poza tym, amstaffy są niebezpieczne.

Pracownik, który przedstawił się jako Bartek, smutno pokręcił głową.

Brutus nie jest zły. On jest raczej złamany. Wyrzucili go jako szczeniaka, bo uznali, iż jest brzydki. Znaleźli go już chorego, z infekcjami. Jedna rodzina go adoptowała, ale po kilku tygodniach oddali mówili, iż jest zbyt apatyczny.

Czułem, jak w moim sercu walczą żal i rozsądek. W domu mamy małe dziecko, porządek, ciepło. Po co wprowadzać tam tyle problemów?

Ma poważne problemy skórne, potrzebuje operacji, to bardzo drogie kontynuował Bartek. Schronisko nie może tego opłacić. jeżeli w ciągu miesiąca nie znajdzie się dla niego dom urwał.

Uśpią go szepnąłem ledwo słyszalnie.

Niestety tak.

Zosia cały czas siedziała przed klatką, nie odrywając wzroku od psa.

Piesku zawołała cichutko. Piesku, popatrz na mnie.

Nic się nie zmieniło.

Ja jestem Zosia. A ty kim jesteś?

Już chciałem podnieść córkę i zabrać stąd, ale coś mnie powstrzymało.

Mówią na niego Brutus powiedziałem.

Brutus powtórzyła dziewczynka. Ładne imię. Brutus, zaprzyjaźnijmy się.

I nagle stał się cud. Pies powoli uniósł głowę i spotkał się wzrokiem z Zosią. W jego oczach był tak głęboki smutek, iż aż ścisnęło mnie w sercu.

Mogę go pogłaskać? zapytała Zosia.

No nie wiem zawahał się Bartek. Boi się ludzi, nie pozwala się dotykać.

Spróbujemy? Jej głos był tak szczery, iż nie sposób było odmówić.

Bartek ostrożnie otworzył klatkę. Na dźwięk zamka Brutus zwinął się w kłębek w kącie i cicho zaskowytał.

Zosiu, nie! krzyknąłem.

Ale córka już weszła do środka. Przysiadła na środku i wyciągnęła rączkę w stronę psa.

Nie bój się, Brutus szepnęła cieniutkim głosem. Nie zrobię ci krzywdy, tylko chcę się zaprzyjaźnić.

Pies przez kilka minut uważnie obserwował małą dziewczynkę. Potem krok po kroku, bardzo ostrożnie, zaczął się zbliżać. Obwąchał wyciągniętą dłoń, a w końcu nieśmiało ją polizał.

Zosia wybuchnęła radosnym śmiechem:
Tato, patrz! Pocałował mnie!

Coś zmieniło się w moim sercu. Po raz pierwszy od miesięcy w oczach psa pojawiła się iskra nadziei. Patrzył na moją córkę z taką czułością, jakby bał się jej skrzywdzić, i delikatnie lizał jej rękę.

Tato powiedziała poważnie Zosia, głaszcząc Brutusa po głowie on jest taki smutny. Bardzo potrzebuje rodziny.

Nigdy czegoś takiego nie widziałem zdumiał się Bartek, patrząc na tę scenę. Spójrzcie tylko! Uśmiecha się! Naprawdę!

I rzeczywiście wyraz pyska Brutusa jakby rozświetlił się od środka. Ogon zaczął merdać, a w oczach nie było już śladu smutku i bólu.

Ale jest chory westchnąłem. A leczenie będzie bardzo drogie

Ja zapłacę powiedziałem nagle, sam sobie zaskoczony. Całość.

Bartek szeroko się uśmiechnął:
Jest tylko jedno ale. Zgodnie z regulaminem zwierzę musi przejść całe leczenie, zanim trafi do nowego domu.

Skinąłem głową, rozumiejąc, iż to logiczne. Ale minęły zaledwie dwa dni, gdy zadzwonił telefon.

Panie Marku? W głosie Bartka słychać było niepokój. Mógłby pan przyjechać? Brutus przestał jeść, ciągle skamle. Chyba tęskni za pańską córką.

Już jedziemy odpowiedziałem bez wahania.

W schronisku Brutus leżał w kącie, wpatrzony w ścianę. Ale gdy tylko zobaczył Zosię, jakby ożył poderwał się, z euforią merd

Idź do oryginalnego materiału