Lepiej w ciasnym wynajmowanym mieszkaniu niż pod jednym dachem z teściową

polregion.pl 6 godzin temu

Lepiej gnieździć się w wynajętym kawalerku, niż mieszkać pod jednym dachem z teściową.

— Krzysiu, ile można?! — głos Anety załamał się w szept, w którym brzmiało zmęczenie i rozpacz. — Jesteśmy małżeństwem od dwóch lat, a wciąż mieszkamy u twojej mamy. Jak długo to ma trwać?

— Co znowu ci nie pasuje? — zmarszczył brwi mąż. — Mamy dach nad głową, wszystko pod ręką. Nie masz swojego mieszkania, a na wynajem nas nie stać. Mama gotuje, pomaga, dba o nas. Co jest nie tak?

— Wolałabym tłoczyć się w wynajętej klitce, niż żyć z twoją matką… — cicho rzuciła Aneta.

Krzysztof tylko rozłożył ręce.

— jeżeli chcesz, jedź do swojej matki na wieś, rzuć pracę. Ja zostaję. Przywykłem do miasta.

Te słowa zabolały Anetę najbardziej. Tak, pochodziła z małej wsi pod Lublinem, gdzie została jej matka. Ale czy to jej wina, iż los rzucił ją do miasta, gdzie poznała męża, znalazła pracę, zaczęła budować życie? A teraz jakby sugerowano: ty tu jesteś nikim.

Życie pod jednym dachem z teściową stawało się nie do zniesienia. Dla Krzysztofa oczywiście wszystko było wygodne — przecież dla matki był idealnym synem, ona go nie krytykowała, nie pouczała. Ale Aneta miała grać rolę wroga — obcej, która rzekomo „odebrała” matce syna.

Barbara Stanisławowa owdowiała młodo. Syna wychowała sama. I teraz całe jej życie to Krzysztof. Dlatego od początku widziała w Anecie rywalkę. Na pozór — uprzejma, miła. Ale gdy tylko Krzysztof wychodził z pokoju, zaczynała się zimna kontrola.

Najpierw teściowa krytykowała, jak Aneta myje naczynia i ustawia kubki na półce. Potem drażniła ją herbata — raz za słodka, raz za gorzka, raz „zupełnie bez smaku”. Pewnego razu oskarżyła choćby Anetę, iż nie dba o zdrowie jej syna, skoro wsypuje do herbaty cukier.

Gotowanie stało się osobnym tematem. Każde danie przyrządzone przez Anetę Barbara Stanisławowa albo ignorowała, albo wyrzucała. Kobieta coraz częściej czuła się tu jak intruz. Wychodziła wcześnie do pracy, a wieczorami starała się zostać jak najdłużej — byle tylko nie wracać do mieszkania, gdzie każdy drobiazg stawał się pretekstem do pretensji.

Nawet jeżeli na nocnej szafce leżała chusteczka — teściowa od razu zaczynała drwić, iż „tylko do brudu przywykła”. Ani jednego ciepłego słowa, ani odrobiny szacunku. Tylko pretensje, ironia, chłód.

Pewnego dnia Aneta nie wytrzymała. Spakowała torbę i wyjechała do matki — do tej samej wsi, z której niegdyś wyruszyła za marzeniami. Siedziała przy oknie i płakała. Nie z powodu urazy — ze zmęczenia. Bo zabrakło sił, by walczyć. Zabrakło męża u boku.

Minął czas. Ból przygasł. Wtedy przyszło zrozumienie: nie trzeba było milczeć. Trzeba było wcześniej powiedzieć Krzysztofowi, otwarcie, stanowczo, bez ogródek. Poprosić, zażądać wsparcia, a nie znosić wszystko w samotności. Bo gdy mąż milczy — to też jest odpowiedź.

Teraz Aneta wie: życie z obcą kobietą, choćby jeżeli to matka męża, to zawsze ryzyko. Zwłaszcza gdy zostajesz sama w tym „trójkącie”. Ale najważniejsze — nie poddawać się. Rodzinę można ocalić, jeżeli walczy się razem. A nie samotnie — za dwoje.

A ty co sądzisz: kto miał rację — Aneta czy Krzysztof? Da się żyć z teściową, czy trzeba odejść przy pierwszych oznakach presji?

Idź do oryginalnego materiału