Kroniki lasu
Strażnicy lasu
Szedłem przez las w ciemności. Światło księżyca leniwie przedzierało się przez drzewa. Wiatr poruszał wysoka trawą.Nikt nie lubił tego lasu bo jak twierdzą tutejsi przewodnicy zbyt wiele sie tutaj wydarzyło. Wielu podobno udało sie tutaj na wędrówki i nie wrociło do swoich rodzin. Codziennie patroluję ten teren samotnie i nic do tej pory nie wzbudziło mojej uwagi. Moje zmysły wyostrzały sie dopiero kiedy gdzies w zaroślach dobiegł do mnie hałas. zwykle okazywało się,że jest to zwierzę ,które trudno było rozpoznać w ciemności. Stanąłem pośród leśnej ciemności i rozglądałem się jeszcze by upewnić się ,że okolica jest bezpieczna. Nasza osada musi, żyć spokojnie. Wiele wszyscy przeszliśmy. Nasi ojcowie poginęli w bitwach o nasze ziemie ale niewielką część zdołano ocalić. Większość spalono i ograbiono. Przed oczami miałem obraz wbiegającego do chaty ojca ,który w panice nakazał nam uciekać do lasu i przeczekać. Kiedy odeprą ataki demonicznych miał po nas wrócić.....Nie wrócił. Byłem wtedy młodym chłopakiem, który doskonale wiedział, iż nie zobaczy juz ojca. Moje wspomnienia przerwał trzask łamanych gałęzi. Poderwałem się i chwyciłem za miecz. Miałem wrażenie, iż widzę zbliżającą się do mnie postać. Nadciagała bardzo gwałtownie i nie miała pokojowych zamiarów. Dostrzegłem już jej całą sylwetkę. Ogromne białe oczy i wystające zębiska. Potężna atletyczna sylwetka, i długie porośnięte łuskami ramiona. Wyglądała jak połączenie człowieka z rybą. Była znacznie wyższa ode mnie i juz wtedy zdałem sobie sprawę czekającego mnie trudnego zadania. Zamachnęła się na mnie swoim wielkim łapskiem, ale zdążyłem uskoczyć. Kiedy spróbowałem zadać cios mieczem odchyliła się i ponowiła atak. Zostałem trafiony ale cios nie zrobił na mnie większego wrażenia. Zaatakowałem ponownie.Tym razem nie chybiłem. Bestia złapała się na szyję i runęła na ziemię. Oddychała jeszcze więc nie czekałem na jej śmierć. Stanąłem nad nią i patrząc głęboko w martwe i zimne oczy zapytałem:
- Kim jesteś?
Bestia oddychała głęboko i jęczała. Przybliżyłem się i zapytałem ponownie. Kolejny raz bestia nie była w stanie udzielić mi odpowiedzi tylko wydała z siebie głośny jęk i umarła. Rozdział1
Śnieg padał już od kilku dni tworząc gruba pokrywę. Gałęzie drzew uginały się pod ciężarem białego puchu. Mróz na szybach chat namalował białe witraże. Las dookoła opustoszał i zasnął na okres zimy. Dookoła wszystko jakby ucichło i zamilkło. Ktoś otworzył drzwi od jednej z chat i wyszedł na zewnątrz. Człowiek rozglądał się i nasłuchiwał co chwila podchodząc bliżej lasu. Po chwili pojawił się drugi, zaczął się rozglądać i spoglądał na wierzchołki drzew jakby próbował wyczytać z nich jakąś historię. Obaj przystanęli po jakimś czasie i patrzyli na siebie kiwając głowami.
- Podnosimy alarm Tresie? -zapytał jeden
- Nie ma takiej potrzeby Rominie, wydaje mi się ,że jesteśmy chwilowo bezpieczni. Dobrze iż mamy czujność ale dzisiaj nie ma sensu siać niepotrzebnej paniki. Oni zaatakują ale wtedy kiedy nadejdą dni nocy- odpowiedział i popatrzył jeszcze na las.
Mężczyźni wrócili do swoich domów, które tworzyły razem niewielką osadę. Mieszkało w nich kilkanaście rodzin i wszyscy trudnili się uprawianiem ziemi oraz łowieniem ryb. Kiedyś to wioska otaczała las i ludzie ,żyli tutaj w pełnym szczęsciu szanując przyrodę i pobliskie zwierzęta. Czasy obecne nie są pełne harmoni i dobrobytu a ci co przetrwali próbują za wszelką cenę bronić pozostałości swoich ziem. Kilku z nich z pokolenia na pokolenie zostaje strażnikami lasu i patroluje pobliskie tereny by wiedzieć o nadciągającym zagrożeniu.Księżyc świecił w pełni dodając mrocznej aury niewielkiej osadzie. Na drzewach obudziły się sowy by zacząć nocne polowania. Kilka osobników bezszelestnie przelatywało pomiędzy drzewami bacznie obserwując teren. Gdzieś w głębi lasu świeciły się oczy całej watahy wilków, która w ciszy przemierzała las by znaleźć swoja ofiarę. Skrzypienie śniegu i trzask wystajacej gałęzi pobudził czujność całego stada. Zwierzęta stanęły i obserwowały miejsce dobiegającego hałasu a niektóre pokazywały rządne krwi zęby. Powoli zaczęły zblizać się do celu gdy usłyszały kolejny niepokojacy dźwięk by po chwili przyspieszyć i zacząć atak. Do wioski dobiegły odgłosy walki , które przerodziły się w psi skowyt a potem ucichły. Zapanowała niepokojąca cisza. Tres zerwał się z łóżka i podbiegł do drzwi. Spojrzał przez niewielkie okno i widział tylko spokojny las. Wpatrywał się dalej mrużąc oczy jakby chciał pomoc sobie lepiej się skoncentrować. Wzrokiem namierzył swoje ubranie i zaczął je zakładać. Miecz włożył do pochwy, odwrocił głowę by spojrzeć na śpiącą kobietę i swojego syna po czym otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz. Skierował sie do domu po drugiej stronie i zapukał do drzwi. Romin poderwał się wystraszony z łóżka, chwycił za miecz i podszedł do drzwi. Okienko pokryte szronem nie pozwoliło mu zobaczyć niczego po drugiej stronie . Skierował się do okna w małej kuchni i odetchnął z ulgą. Ubrany w strój strażnika otworzył drzwi i powiedział:
-Musiało sie coś stać skoro budzisz mnie w środku nocy w taki mróz!
-Wybacz bracie ale coś przerwało mi sen ,wydaje mi się,że coś stało się w lesie. Chodźmy sprawdzić.
Ruszyli w stronę lasu co chwila zapadając się w śniegu. Gwałtowne opady nie pozwalały im dobrze widzieć zwłaszcza w ciemności.
- Jesteś pewien ,że coś słyszałeś?- zapytał Romin
- Usłyszałem skowyt wilków co raczej tutaj sie nie zdaża. Musiały albo zostać zaatakowane przez coś potężniejszego albo kilka osobników mogło zginąć- odpowiedział Tres i stanął rozglądając sie po lesie. Romin chciał jeszcze o coś zapytać ale ujrzał skierowaną w swoją strone dłoń brata. To znak by zachować milczenie i dokładniej nasłuchiwać. Wiatr delikatnie podrywał śnieg i kołysał drzewami. Nasłuchiwali nasycając sie nocą i ciszą ,która ich otaczała. Czytali las węchem jakby próbowali zrozumieć co napisał im gdzieś w oddali. Oglądali każde drzewo ,które było w zasięgu ich wzroku. Tres zauważył ślady łap na śniegu, które nieregularnie się urywały a potem powracały jakby częściej. Oglądał je dokładnie licząc każdy a potem wstał powoli i szepnął do Romina:
- Wyciągaj powoli miecz, bez hałasu.
Romin wydobył miecz i stanął w gotowości mocno napinając całą sylwetkę. Serce zaczęło mu mocniej bić i poczuł nagły wzrost agresji. Zza pleców dobiegł go odgłos kroków i poczuł powiew zimego powietrza na plecach. Odwrocił się gwałtownie i zobaczył biegnącą na niego niewielką, czarną postać o demonicznie białych oczach. Zbliżała się bardzo gwałtownie podnosząc gwałtownie ramiona i rozpoczęła atak. Romin odskoczył i zrobił szybkie cięcie mieczem trafiając postać prosto w głowę. Zjawa przewróciła się wydając z siebie syczący dźwięk połączony z przekleństwami jakie wydobywają z siebie osoby opętane przez demoniczne siły. W panice zaczął szukać wzrokiem brata ale uspokoił się gdy ujrzał go wykonujacego obrotowe ciosy powalające dwóch napastników. Zawsze był od niego lepszy i nigdy nie mógł dorównać swojemu starszemu bratu. Lepiej walczył i miał bogatszą wiedzę o lesie i wszystkim co jest z nim związane. Raczej go podziwiał i stawiał za wzór niż próbował z nim rywalizować. Był dumny z takiego brata i wiedział,że jego mądrość pomoże mu stać się jeszcze lepszym niż jest teraz. Tres szedł w stronę brata głośno oddychając.
- Świetnie sobie poradziłeś bracie- rzekł i położył mu ręke na ramieniu
- Dzięki ,ale uważam ,że ty wziałeś na siebie ich więcej. Czy to była jakaś mała armia leśnych duchów?-zapytał
- Raczej topieliki, te małe przebrzydłe zjawy ,które wychodzą z wody zawsze kiedy zaczyna się zima. choćby nasz ojciec z nimi kiedyś walczył ale nigdy sam nie wiedział skąd się one biorą- schował miecz i zaczął zmierzać w stronę wioski.
- Nie zabiły wilków ale jak widać skutecznie je wystraszyły- Romin podrapał się po głowie i spojrzał jeszcze w miejsce w którym stoczyli walkę.
- Chodźmy się wyspać a jutro musimy powiadomić resztę mieszkańców o tej sytuacji, żeby wiedzieli o ich obecności i mieli się na baczności.
Doszli do swoich domów i stanęli jeszcze na chwilę by posłuchać nocy.
- Spij dobrze Rominie- odparł Tres i otworzył drzwi od swojej chaty.
W geście wzajemności brat machnął mu ręką i wszedł do domu.
Rozdział 2
Słońce skromnie zaczęło pokazywać swoją obecność ogrzewając wioskę swoimi promieniami. Mróz dawał się we znaki całej przyrodzie a las jakby zasnął i zamierzał się obudzić dopiero na wiosnę. Gile siadały na drewnianym płocie w poszukiwaniu pożywienia. Mieszkańcy wioski zaczęli sypać wygłodniałym ptakom ziarna by przetrwały srogą zimę. Zwierzęta zlatywały na ziemię wydając charakterystyczne dzwięki zapraszajace inne osobniki do uczty. Ktoś chwycił za sznur i poruszył dzwon. Dźwięk narastał gromadząc wszystkich mieszkańcow na wolnym placu, gdzie zawsze odbywały się tego typu spędy.Ludzie zbiegli się głośno przy tym dyskutując a potem nagle ucichli i spoglądali na swojego rezydenta. Tres stanął na środku i zaczął przemawiać:
- Witajcie! Nie chce was niepokoić ale muszę was ostrzec przed niebezpieczeństwem, które czycha w lesie. Dzisiaj w nocy ja i mój brat Romin zabilismy kilku topielików ,ktore zamierzały wejść do naszej wioski i porwać nasze dzieci. Proszę was nie wychodzcie z dziećmi choćby przed dom o zmroku. Te małe bestie pojawiaja się gdy nadchodzi zima. Od lat ich tutaj nie było, to pierwsza zima od dziesięciu lat kiedy zaczęły się pojawiać. Nie wiem dlaczego znów wróciły ale będziemy teraz częściej chodzić po lesie by zapewnic wam bezpieczeństwo.
-Jestem gotowy wodzu!-krzyknął ktoś z tłumu
- Będe miał na uwadze ale skoro przychodzą topieliki to oznacza, iż Demonicy sprawdzają nas czy przez cały czas potrafimy się bronić! Tresie oni niedługo nadejdą, musimy się zbroić - jeden z mężczyzn wyszedl przed szereg, wyjął miecz i podniósł go do góry.
Cały tłum zaczął agresywnie krzyczeć. Wszyscy mieszkańcy wioski zaczeli głośno dyskutować a cała wrzawa wydawala się niezrozumiała. Tres uspokajał swoich ludzi podnosząc wysoko dłonie.
- Gordonie! Nie podnośmy paniki w wiosce!Nie znany jest nam czas kiedy mogą zaatakować, bądźmy przygotowani i pamiętajmy o tym. Jedno mogą wam zagwarantować, iż zrobię wszystko żebyście byli bezpieczni bo taki jest mój obowiązek. Wrócicie teraz do swoich domów i zajmiecie się swoimi dziećmi.
Tres odwrocił się i zaczął kierować w stronę swojego domu ale ktoś próbował go zatrzymać łapiąc go za ramię.Gwałtownie zatrzymał się i ujrzał przed sobą Gordona. Jego twarz było mieszanką podekscytowania i złości. Wojownik położył dłonie na biodra i zapytał:
-Ja tego tak nie zostawię Tresie!Ty i twój brat coś przed nami ukrywacie! Dlaczego tylko we dwójkę patrolujecie las?.
Wódz spojrzał na swojego kompana z lekkim grymasem i nie wiedział jakiej udzielić mu odpowiedzi. Spojrzał mu głęboko w oczy i położył dłoń na ramieniu.
-Długo miałeś kłopoty ze zdrowiem po ostatniej potyczce z wilcami Gordonie, nie miałem sumienia zlecać ci patrolowania lasu. Chciałem poczekać aż dojdziesz do siebie,ale skoro pytasz to oznacza,że jesteś gotów by dalej chodzić w nocy po lesie. Dzisiejszej nocy wybierzesz się razem z Aksisem i sprawdzicie czy nic się nie dzieje.
Gordon spuścił głowę pokazując tym samym, iż jego pretensje są niepotrzebne.
-Przepraszam wodzu, jednak źle zrozumiałem tą całą sytuację. Starzeję się ale wciąż potrzebuję walczyć, chce czuć się potrzebny jako strażnik i wojwnik- zawiesił wzrok gdzieś daleko oglądając jakby wspomnienia ze swojego życia.
-Twoje ogromne doświadczenie jest nam potrzebne cały czas Gordonie - Tres uśmiechnął się do swojego kompana- wypoczywaj w nocy musisz być gotowy.
Nieopodal ujrzeli wychodzącego z chaty Romina, który na ich widok uśmiechnął się i bez słowa zaczął rąbać drzewo do kominka. Jego siła była jego atutem co było widać po sposobie w jaki posługiwał się siekierą. choćby wielkie pniaki przecinały się bez trudu a on sam nie czuł się w ogóle zmęczony. Gdy Gordon zamknął drzwi Tress popatrzył na swojego brat po czym zapytał:
- Wszystko w porządku młody?
-Ze mną tak bracie ale Adell zaczyna się bać. Dziś nie spała prawie całą noc, stała i patrzyła na las przez okno. Zaczynamy wszyscy żyć w strachu ,sam zaczynam mieć obawy o naszą przyszłość.
Tress spojrzał gdzieś daleko i westchnął:
-Ja też zaczynam się bać ale nie mogę tego pokazywać bo wtedy naprawdę zaczęła by się niepotrzebna panika a jak sam wiesz to by zaburzyło naszą harmonię. Musimy być zorganizowani i opanowani bo tylko tak możemy chronić nasze dobra- poklepał brata po plecach i dodał na koniec -dziś w nocy Gordon i Aksis przejdą się po lesie,mam nadzieję,że nic złego ich tam nie spotka.
Tress zamknął drzwi od chaty i usiadł przy stole by zjeść kolację ze swoją żoną. Kobieta podeszła do niego i objęła go za szyję dając mu czułego całusa. Odwzajemnił uczucie serdecznym uśmiechem. Spojrzał na płomień w szklanym kloszu i popadł w głębokie zamyślenie.