Kobieta zażądała, żeby mnie i mojego psa wyrzucono z samolotu, i nas obrażała – ale wtedy zdarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego

1 tydzień temu

Dawno temu, gdy musiałam lecieć do rodziców, przeżyłam coś, co zapadło mi w pamięć. Cierpiąc na zespół stresu pourazowego po ciężkim wypadku, zawsze podróżuję z certyfikowanym psem asystującym. Ten wyszkolony zwierzak to nie tylko towarzysz wyczuwa ataki paniki, pomaga mi oddychać spokojniej i powstrzymuje mnie przed pogrążeniem się w lęku. Bez niego nie dałabym rady.
Spokojnie zajęliśmy swoje miejsca: ja przy oknie, pies u moich stóp wszystko zgodnie z przepisami. Spokój jednak nie trwał długo.
Kobieta w średnim wieku zatrzymała się nagle, zobaczywszy psa, z grymasem obrzydzenia na twarzy. Wybuchnęła:
To ma być żart? Nie zamierzam siedzieć obok tego brudnego psiska!
To wyszkolony pies asystujący medycznie odpowiedziałam spokojnie. Będzie leżał u moich stóp przez cały lot. I nie jest brudny.
To obrzydliwe warknęła. Pasażerowie z psami powinni siedzieć w specjalnej części. A jeżeli mam alergię? Niech ten pies jedzie w luku bagażowym!
Byłam bliska płaczu. Podeszła stewardesa.
Czy jest jakiś problem? zapytała uprzejmie.
Owszem! wykrzyknęła kobieta. Tu jest pies. Mam alergię i nie czuję się bezpiecznie.
Stewardesa odpowiedziała stanowczo, ale spokojnie:
Proszę pani, to certyfikowany pies asystujący. Ma pełne prawo być na pokładzie. I tu zostanie.
Nie obchodzą mnie przepisy syknęła kobieta. Może ugryźć! Żądam, żeby ona i ten pies zostali usunięci z samolotu.
Pies zachowywał się wzorowo spokojny i skupiony, jak przystało na wyszkolone zwierzę. Ja jednak czułam, jak oddech staje się cięższy. Panika zaczynała mnie ogarniać. Stewardesa spytała cicho:
Ma pani dokumenty?
Drżącymi rękami podałam zaświadczenie i legitymację psa. Przejrzała je, uśmiechnęła się i oznajmiła:
Dziękuję. Wszystko jest w porządku. Może pani zostać.
Kobieta przewróciła oczami:
Niewiarygodne! Ten pies choćby nie wygląda na prawdziwego psa asystującego!
Zapewniam panią, iż jest odparła stewardesa. Może pani usiąść, albo znajdziemy pani inne miejsce.
Nie mam zamiaru się przesiadać! To ona ma to zwierzę!
W takim razie, proszę pani, musi pani pozostać na swoim miejscu zgodnie z przepisami w przeciwnym razie będziemy musieli poprosić o opuszczenie samolotu powiedziała stewardesa stanowczo.
I wtedy stało się coś zupełnie niespodziewanego, co sprawiło, iż kobieta pożałowała każdego słowa i obelgi. Kapitan podszedł do nas. Spojrzał surowo i rzekł chłodnym tonem:
Czy naprawdę ma pani alergię na psy? Może pokaże pani zaświadczenie lekarskie?
Kobieta zawahała się i mruknęła:
Nie Nie muszę siedzieć obok psa, jeżeli nie chcę.
W takim razie proszę opuścić samolot oznajmił zimno. Dziś pani nie poleci. I osobiście zadbam, by nigdy więcej nie latała pani naszą linią.
W kabinie rozległy się brawa. Ktoś choćby krzyknął: Brawo!.
Kobieta zaczęła krzyczeć, grozić, przeklinać ale nikt już jej nie słuchał. Była wściekła, ale całkowicie osamotniona. W końcu eskortowano ją z pokładu.
Siedziałam na swoim miejscu, z dłonią spoczywającą na ciepłym grzbiecie mojego psa. Wciąż leżał spokojnie u moich stóp tak, jak powinien.

Idź do oryginalnego materiału