Kiedy mąż Anny zmarł, troje dzieci przyjechało, aby się pożegnać, pocieszyć matkę i ją wesprzeć. Następnego dnia wyjechali do miasta, a Anna została zupełnie sama. Czekała na telefony i wizyty dzieci, tylko tym żyła, ale na próżno – dzieci nie miały czasu dla matki. – Mamo, nie martw się, kochamy cię! – mówiła Alina, średnia córka. – Jesteś silna, poradzisz sobie ze wszystkim – dodawała.

przytulnosc.pl 4 godzin temu

Pewnego razu Michał, dobry mąż i kochający ojciec, nie wrócił do domu. Żona, Anna, na początku myślała, iż jak zwykle zatrzymał się na polu lub przy gospodarstwie.

Jednak po kilku godzinach dotarła do niej smutna wiadomość, iż jej męża już nie ma. Świat Anny przewrócił się do góry nogami.

Michał był bardzo dobrym człowiekiem. Wszyscy w wiosce go lubili i szanowali: dobry, pracowity, zawsze gotowy do pomocy.

Anna i Michał przeżyli razem ponad trzydzieści lat. Mieli troje dzieci, które dawno już dorosły i wyprowadziły się do dużych miast, aby studiować i pracować.

Oni zostali sami w starym domu na skraju wioski, gdzie wszystko oddychało spokojem i prostotą wiejskiego życia.

Brak męża był dla Anny ogromnym ciosem. Straciła nie tylko swoją drugą połówkę, ale także nadzieję, iż kiedyś będzie łatwiej. Nie miała już z kim porozmawiać, kogo poprosić o radę czy wsparcie w trudnych chwilach.

I od tego momentu zaczął się jej nowy świat — świat samotności i ciszy.

Dzieci przyjechały, by pożegnać ojca, ale po zakończeniu wszystkich obrzędów ich życie wróciło do swojego rytmu.

Zaczęły dzwonić do matki tylko w weekendy, pytając o jej sprawy. Były to jednak krótkie rozmowy, bo każde z nich miało wiele na głowie — pracę, swoje rodziny, problemy.

Pewnego razu najstarszy syn, Jarosław, powiedział:

– Mamo, mamy tyle pracy, ciągle jesteśmy zajęci, a jeszcze dzieci… Nie martw się, iż nie przyjedziemy w ten weekend, na pewno przyjedziemy następnym razem!

Ale ten „następny raz” wciąż się nie zdarzał.

Anna dobrze rozumiała, iż jej dzieci pracują, iż ich życie toczy się już nie na wsi, ale w miastach, gdzie trudno znaleźć czas na wizytę u starej matki.

Sama nie chciała być dla nich ciężarem, więc za każdym razem, gdy dzwonili, starała się nie mówić o swoich problemach. Ale czasami było jej ciężko, bo każdy dzień dłużył się niemiłosiernie, a wieczorami, gdy robiło się ciemno, Anna czuła się zupełnie niepotrzebna.

– Mamo, nie martw się, kochamy cię! – mówiła Alina, średnia córka.

– Jesteś silna, dasz sobie radę – dodawał najmłodszy syn, Paweł, gdy dzwonił w weekendy.

Anna mieszkała w tym samym domu, który zbudowali razem z Michałem. Razem uprawiali ogród, wstawiali nowe okna i sadzili drzewa. Teraz wszystko to pozostało jedynie wspomnieniem. choćby ich duży sad, pełen niegdyś śmiechu i radosnych rozmów, stał się pusty.

Siedząc na ławce przed domem, Anna czuła, iż nadchodzi jesień jej życia. Miała rękawice do pracy w ogrodzie, ale brakowało jej sił, by dbać o ziemię tak jak kiedyś.

Pewnego wieczoru Anna znów podniosła słuchawkę. To była Alina.

– Mamo, cześć! Jak się masz? – zapytała córka po drugiej stronie.

– Wszystko dobrze, córciu, jak zawsze – Anna starała się ukryć swoje uczucia. – Trochę ciężej mi ostatnio, nie wszystko nadążam zrobić. A ty jak tam?

– U mnie dobrze, mamo! Ale jesteśmy tutaj bardzo zajęci. Dzisiaj miałam ważne spotkanie w pracy, a jutro będzie jeszcze ważniejsze. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Kocham cię, zadzwonię jeszcze.

Anna choćby nie przygotowywała się na swoje urodziny, wiedziała, iż dzieci nie przyjadą, jak zawsze. Tylko zadzwonią — i tak było.

Znowu cisza. Anna odłożyła telefon i patrzyła na stary zegar na ścianie. Miał już wiele lat, a każde jego tyknięcie cicho przypominało jej, jak wiele czasu minęło i jak wszystko się zmieniło.

Jej dzieci, które kiedyś siedziały na jej kolanach i obiecywały, iż zawsze będą blisko, teraz były tak odległe jak to miasto, które pochłonęło ich czas i uwagę.

Tak mijały dni. Anna zaczęła przyzwyczajać się do tego, iż już nikt na nią nie czeka i nikt do niej nie przyjeżdża. I choć nie mogła wypowiedzieć swoich trosk, w jej duszy powoli rysowała się wielka pustka.

Starała się znaleźć nowe zajęcia, pomagała innym we wsi, ale nie mogła zagłuszyć swojej samotności. Czasem siedziała na ławce w ogrodzie i patrzyła na pustą drogę, mając nadzieję zobaczyć, jak ktoś z dzieci przyjeżdża do niej.

Pewnego dnia, zimą, zebrała się na odwagę i zadzwoniła do dzieci.

– Cześć, mamo! – usłyszała znajomy głos Jarosława. – Właśnie wróciliśmy z wycieczki, mamy tyle spraw na głowie. Jak mogę ci pomóc?

– Nic, synku. Chciałam tylko usłyszeć twój głos.

Anna zamilkła na kilka sekund. I choćby w tym momencie, gdy dzieci nie mogły do niej przyjechać, czuła ciepło słysząc ich głos, choćby na krótką chwilę. Bo choćby jeżeli ich dni były wypełnione obowiązkami, wiedziała, iż nie zapomnieli o swojej matce.

Nie prosiła już dzieci, by przyjeżdżały, nie chciała im przeszkadzać, pogodziła się z tym, iż już nie przyjadą. Może jej dzieci nie zawsze były blisko, ale wciąż były częścią jej życia, a to dawało jej siłę.

Czasem jednak matka zastanawiała się, co zrobiła nie tak, iż dzieci nie mają już dla niej czasu?

Idź do oryginalnego materiału