Nikt we wsi nie pojmował, czemu Krysi tak pech w życiu osobistym. Dziewczyna przecież ogarnięta, wszystko przy niej, mądra, urodziwa. I pracę ma dobrą, weterynarz przy dużym gospodarstwie rolnym. Pewnie wszystko przez to, iż Krysia nie tutejsza. I, szczerze mówiąc, różniła się Kryska od miejscowych bab.
Gdyby Kryśka lachę z głowy trochę zsunęła, zobaczylibyście, może i jakiś chłopski duch w domu by się pojawił. Pewnie, porządnych trudno znaleźć, ale zawsze jakiś męski zapach rozpoczęła Kowalska dyskusję wśród babć, które wieczorem usiadły na pieńkach. Ona zawsze pierwsza rozpoczynała ocenianie zalet i wad mieszkańców wsi. Na wiosce o wszystkich nowinach dowiadywała się wcześniej, zanim się zdarzyły.
Miała jednak wieczną przeciwniczkę Nowakową. Przyjaźniły się od młodości i tyle samo czasu się sprzeczały. jeżeli Nowakowa mówiła białe, Kowalska z pianą w ustach przekonywała, iż czarne.
Babcie natychmiast zwróciły się do Nowakowej, czekając na kolejny odcinek komedii. Nie zawiodła.
Co to za wieści? Żeby w domu śmierdziało nieświeżymi skarpetami, trzeba iść na kompromis. Nie, baby, słuchajcie jej! I niczego od chłopa nie potrzeba, niech tylko zapach roznosi, a baba niech haruje. Wstyd, lepiej chodzić z tą lachą!
Kowalska aż poczerwieniała.
Co ty pleciesz, pleciesz, nie rozumiejąc? Babie przystoi żyć z chłopem! Żeby chłop w domu był!
Nie, wytłumacz mi, po co? Sama mówisz, chłopaki tylko obiboki zostały! Na co on? Żeby się nim opiekować?
Kowalska nie wytrzymała, zerwała się.
Ot, głupia baba! A dzieciaka trzeba urodzić!
To ty głupia baba! Dzieciaka urodzić, a potem ciągnąć na sobie tego tak zwanego chłopa całe życie! Nie łatwiej do miasta pojechać, znaleźć porządnego, przystojnego, i dzieciaka zrobić? I nie karmić przez życie pasożyta-pijaka, tylko żyć dla siebie?
Baby oniemiały. Najgorętsze kłótnie wybuchały między przyjaciółkami właśnie o moralność. Raz tak się pokłóciły, iż przez miesiąc nie rozmawiały. choćby na pieńki nie wychodziły. Babciom wtedy okropnie nudno było. A rzecz w tym, iż Kowalska miała jednego męża, którego już ze dwadzieścia lat temu pochowała, a Nowakowa trzech, a teraz zaglądał do niej Władek-piecemistrz, proponując połączenie gospodarstw. Nowakowa sama po siedemdziesiątce, a były piecemistrz pewnie pod osiemdziesiątkę, i nic.
Dlatego poglądy przyjaciółek na ten temat zawsze były różne.
I teraz mogło się skończyć wielkim skandalem, gdyby nie pojawił się obiekt dyskusji.
Witajcie, dziewczynki!
Krysia stanęła i patrzyła na staruszki z uśmiechem.
Witaj, Krysiu! Jakbyś z miasta?
Ze miasta, Katarzyno Nowakowa. Przywiozłam, przy okazji, krople na pchły, więc mówcie, komu koty drapie, przyjdę, zakroplę.
Oj, Krysiu, kotom należą się pchły!
No co wy, Jadwigo Kowalska. Teraz takie kropeczki jedną kapkę i pół roku możecie kudłacza bez obawy na łóżko wpuścić.
Tutaj znów zabrała głos Nowakowa. Spojrzawszy z wyższością na przyjaciółkę, rzekła:
Krysiu, dziękuję, wpadnij do mnie. Ja, w odróżnieniu od niektórych zacofanych osób żyjących w minionym stuleciu, wiem, jak to dobrze. A na takie nie zważaj, nie zdziwię się, jeżeli mydło znają tylko ze słyszenia.
I Nowakowa zatrzęsła się drobnym dreszczem ze śmiechu. A Kowalska aż poczerwieniała ze złości.
Krysia się uśmiechała. Po sześciu latach życia na wsi przywykła, iż tu życie prywatne nie istnieje i istnieć nie może, jest tylko życie wspólnotowe. Na początku przeżywała, obrażała się, później zrozumiała to całkiem normalne. Smucić się trzeba, gdy o tobie nie mówią znaczy, iż ciebie nie ma, jesteś pustym miejscem.
***
Krysia przyjechała tu z powołania. Dziewczyna czysto miejska, od dziecka marzyła żyć na wsi, leczyć konie, krowy i wszelkie stworzenia. Zawsze mówiła, iż zwierzęta są najwierniejszymi i najłagodniejszymi istotami. Po prostu nie potrafią powiedzieć, co je boli.
Gdy zobaczyła ogłoszenie, iż potrzebny weterynarz do nowego gospodarstwa rolnego, a do tego z domem, nie myślała ani sekundy. Natychmiast zadzwoniła, przyjechała i została. Dom doprowadziła do porządku w dwa miesiące. Mus
Położyła się, rozważając, iż zaśnięcie dziś będzie trudne, ale gdy tylko głowę oparła na poduszce, błyskawicznie zapadła w spokojny, głęboki sen, uśmiechając się do siebie przez sen jak dziecko uszczęśliwione brakiem obowiązków wobec kogokolwiek poza sobą samą i swoim zwierzyńcem. Następnego poranka zwierzęta obudziły ją głośnym domaganiem się śniadania, a gdy Krysia otworzyła okno, ujrzała Nowakową i Kowalską siedzące razem na pieńkach, spokojnie plotkujące, które na jej widok przyjaznym skinieniem głowy pokazały, iż całym sercem akceptują jej wybór życia bez męża i bez wiana na głowie. Patrzyła na świt i słuchała gdakania kur, parskania prosiaka i cichej wrzawy babć na skraju podwórka, czując niezmierzoną lekkość istnienia i całkowite pogodzenie się z samotnością, która wcale samotnością już nie była, ale pełnią życia uporządkowanego po jej własnej myśli, gdzie człowiekowi potrzeba tylko słońca, ziemi pod stopami i oddechu bydła w zagrodzie, by wiedzieć, iż wszystko jest dokładnie takie, jakie być powinno. Zamknęła furtkę od podwórka i poszła nakarmić prosiaka.