Jak Ninka planowała swoje wesele

1 tydzień temu

Nikt we wsi nie rozumiał, dlaczego Jagodzie tak w życiu osobistym nie idzie. Przecież dziewczyna jak marzenie, wszystko przy niej, rozgarnięta, ładna. I praca porządna, weterynarz w dużym gospodarstwie rolnym. Pewnie rzecz w tym, iż Jagoda nie tutejsza. I, nie oszukujmy się, różniła się od miejscowych kobiet.

— Gdyby Jagódka tę swoją koronę choć odrobinę przesunęła, patrzcie, i chłopina w chacie by się zjawił. Oczywiście, porządnych to i z latarką nie znaleźć, ale zawsze męski duch — oznajmiła Pani Ewa, rozpoczynając debatę wśród babć, które wieczorem zasiadły na przydrożnych kłodach. Zawsze pierwsza zaczynała roztrząsać zalety i wady mieszkańców wsi. We wsi o wszystkich nowinach wiedziała wcześniej, niż się wydarzyły.

Ale zawsze miała oponentkę — Panią Zofię. Przyjaźniły się od młodości i tyle samo czasu się spierały. jeżeli Pani Zofia mówiła białe, to Pani Ewa z pianą na ustach dowodziła, iż czarne.

Wszystkie babcie natychmiast zwróciły się ku Pani Zofii, oczekując kolejnego odcinka komedii. Ta nie kazała czekać.
— Co też za nowości? Żeby w chałupie śmierdziało brudnymi skarpetami, to trzeba przez siebie przeskoczyć. Nie, baby, posłuchajcie jej! I niczego od chłopa nie potrzeba, niech sobie tylko smród po domu roznosi, a kobieta będzie harować. Tfu, lepiej już z koroną chodzić!

Pani Ewa choćby się zaczerwieniła.
— O czym ty pleciesz, nie rozumiejąc? Kobiecie przystoi żyć z mężczyzną! Żeby chłop w chałupie był!
— Nie, ty mi powiedz, po co? Sama mówisz, chłopy same same obiboki zostały! Na co taki? Żeby go pielęgnować?
Pani Ewa nie wytrzymała, poderwała się.
— Oto głupia baba! A dziecko urodzić trzeba?
— To ty jesteś głupia baba! Dziecko urodzić, a potem całe życie ciągnąć na sobie tego rzekomego chłopa! Czy nie łatwiej do miasta pojechać, znaleźć normalnego, przystojnego, i zrobić to samo dziecko? I nie karmić całe życie darmozjada-pijaka, tylko żyć dla własnej przyjemności?
Baby oniemiały. Najgorętsze kłótnie wybuchały między przyjaciółkami właśnie na tle moralności. Raz choćby tak się pogniewały, iż miesiąc nie rozmawiały. choćby na kłody nie wychodziły. Czego to babcie się wtedy nie nachodziły? A sęk w tym, iż Pani Ewa miała jednego męża, którego już jakieś dwadzieścia lat temu pochowała, a Pani Zofia trzech, i teraz jeszcze chodził do niej Władek-murarz, proponując połączenie gospodarstw. Pani Zofia już po siedemdziesiątce, a byłemu murarzowi ledwie nie osiemdziesiąt, i nic.
Dlatego opinie przyjaciółek w tym temacie zawsze były odmienne.
I teraz też mogło się skończyć potężną awanturą, gdyby nie pojawił się obiekt dyskusji.
— Dzień dobry, dziewczyny!
Jagoda przystanęła i spojrzała na staruszki z uśmiechem.
— Witaj, Jagódko! Że to z miasta?
— Ze miasta, Pani Zofio. A tak w ogóle, przywiozłam krople na pchły, więc mówcie, kto ma koty drapiące, wstąpię, zakroplę.
— Oj, Jagoda, kotom powinny pchły być!
— Ależ coście, Pani Ewo. Teraz takie kropelki — raz zakropisz, pół roku możesz swojego włochatego z łóżka nie przepędzać.
Tu znowu zabrała głos Pani Zofia. Poglądając z góry na koleżankę, rzekła:
— Jagódko, dziękuję, do mnie wstąp. Ja, w przeciwieństwie do rozmaitych ludzi zabłąkanych w popiegłym wieku, rozumiem, jak to dobre. A na takich nie zwracaj uwagi, nie zdziwię się, jeżeli się myją w łaźni popiołem.
I Pani Zofia zatrzęsła się drobnym dygotem ze śmiechu. A Pani Ewa zaczerwieniła się ze złości.
Jagoda się uśmiechnęła. Przez sześć lat życia we wsi przywykła, iż życia prywatki tu nie ma i być nie może, jest tylko gminne. Na początku się przejmowała, obrażała, ale pojęła — to zupełnie w porządku. Martwić się trzeba, gdy o tobie nie mówią — znaczy, iż jako osobistości nie istniejesz, marne zero.
***
Jagoda przyjechała tu z głosem serca. Całkowicie miejska dziewczyna, z jakichś przyczyn od dziecka marzyła, by żyć na wsi, leczyć konie, krowy i ogólnie wszelkie stworzenia. Zawsze twierdziła, iż zwierzęta to istoty najwierniejsze i najlepsze. Po prostu nie umieją powiedzieć, co je boli.
Gdy ujrzała ogłoszenie, iż potrzeba weterynarza w nowe gospodarstwo rolne, a do tego z domem do dyspozycji,
Jagoda pomyślała o tym wszystkim, głaszcząc swojego wiernego Ryjka po grzbiecie, i zrozumiała, iż prawdziwe szczęście ma już pod swoim dachem, gdzie żadna korona nigdy nie będzie jej ciążyć.

Idź do oryginalnego materiału