Jak Ninka do małżeństwa się szykowała

1 dzień temu

Nikt we wsi nie mógł pojąć, dlaczego Ninie w życiu osobistym tak nie szło. Dziewczyna przecież jak marzenie: gospodarna, ogarnięta, mądra i przystojna. Pracowała jako weterynarz przy dużym gospodarstwie rolnym. Pewnie chodziło o to, iż Nina nie była miejscowa. I, szczerze mówiąc, różniła się od naszych bab.
Gdyby Nina choć trochę tę koronę z głowy ściągnęła, może i chłop zjawiłby się w chacie. Oczywiście, porządnych to teraz ze świeczką szukać, ale chociaż męski duch, rzuciła pani Kazia, rozpoczynając wieczorne obrady bab na przydziałowej kłodzie. Zawsze pierwsza przynosiła nowiny i oceniała zalety i wady sąsiadów. Zwykle wiedziała, co się dzieje we wsi, zanim to się wydarzyło.
Ale zawsze miała partnera do dyskusji panią Jadzię. Przyjaźniły się od młodości i tyle samo czasu się kłóciły. jeżeli Jadzia mówiła białe, Kazia z pianą przy ustach dowodziła, iż czarne.
Babiny jak na komendę odwróciły się do pani Jadzi, wypatrując kolejnego odcinka ich serialu. Nie kazała na siebie długo czekać.
Co ty za nowiny wygadujesz? Żeby w chałupie śmierdziało zbutwiałymi skarpetami, to już naprawdę trzeba nad sobą przejść. Nie, baby, posłuchajcie jej! I niczego od faceta nie trzeba, niech tylko smród po izbie roznosi, a kobieta niech haruje. Fe! Już lepiej z koroną chodzić!
Pani Kazia zaczerwieniła się po uszy.
Co ty za głupoty wypluwasz, kobieto? Babie wypada żyć z chłopem! Żeby w domu chłop był!
A po co mi to? Sama mówisz chłopy zostały tylko po przejściach! Na co on? Żeby mu usługiwać?
Pani Kazia nie wytrzymała, poderwała się z kłody.
Co za głupia baba! A ma się dziecko zrobić?
To ty jesteś głupia! Zrobić dziecko, a potem całe życie dźwigać na grzbiecie tego tak zwanego chłopa! Nie lepiej do miasta pojechać, znaleźć normalnego, przystojnego, i zrobić to samo dziecko? I nie karmić dożynek darmozjada-pijaczka, tylko żyć dla siebie?
Babiny aż ochłonęły. Najzacieklejsze kłótnie przyjaciółek wybuchały właśnie przy temacie moralności. Raz się tak sprzeczały, iż miesiąc do siebie nie gadały. choćby na kłodę nie siadały. Było wtedy w okropnej nudzie. Bo to tak: pani Kazia miała jednego męża, odłożonego do ziemi dwadzieścia lat temu, a pani Jadzia trzech, a teraz nachodził ją Władek-murarz, proponując połączenie gospodarstw. Pani Jadzia sama po siedemdziesiątce, a owemu murarzowi prawie osiemdziesiąt, i tyle.
Nic dziwnego, iż ich koleżeńskie opinie w tej kwestii nigdy się nie pokrywały.
I tym razem skończyłoby się wielkim skandalem, gdyby nie nagle pojawił się obiekt dyskusji.
Witajcie, dziewczyny!
Nina przystanęła i uśmiechnęła się do staruszek.
Witaj, Ninciu! Że to z miasta?
Ze miasta, Katarzyno Janowna. A, przywiozłam kropelki na pchły, więc mówcie, komu kot się drapie, wpadnę, zakroplę.
Ojej, Ninuniu, kotu pchły wypadają! żachnęła się pani Kazia.
Co też pani, Teklo Filipowno. Teraz takie kropelki raz kapniesz i pół roku może futrzak na łóżku spać.
Tu znów włączyła się pani Jadzia. Spojrzała na kumpelkę z pogardą i oznajmiła:
Ninciu, dziękuję, wpadnij do mnie. Ja, w przeciwieństwie do różnych zaściankowych ludzi, co w minionym stuleciu ugrzęźli, rozumiem, jak to dobre. A na takie nie zważaj, nie zdziwiłabym się, gdyby się w bani myły popiołem.
I pani Jadzia zatrzęsła się od chichotu. A pani Kazia czerwieniła się ze złości.
Nina się uśmiechała. Od sześciu lat we wsi przywykła, iż życia osobistego tu nie ma i być nie może, jest tylko publiczne. Z początku się przejmowała, obrażała, ale potem zrozumiała to zupełnie normalne. Martwić się trzeba, gdy o tobie *nie* gadają znaczy nie istniejesz, pustka.
***
Nina przyjechała tu w odpowiedzi na wezwanie serca. Czysta miejska dziewczyna, a od dziecka marzyła, by mieszkać na wsi, leczyć konie, krowy i w ogóle wszelką zwierzynę. Zawsze twierdziła, iż zwierzęta to najwierniejsze i najłagodniejsze stworzenia. Po prostu nie potrafią powiedzieć, gdzie je boli.
Gdy zobaczyła ogłoszenie, iż do nowego gospodarstwa rolnego potrzebny weterynarz, i to z domem, choćby sekundy się nie zastanawiała. Zadzwoniła, przyjechała i została. Dom doprowadziła do ładu w dwa miesiące. Trzeba było pożyczyć trochę forsy od rodziców, ale spłaciła gwałtownie z wypłatą nie oszukiwali.
Rodzice parę razy ją odwiedzili. Mówili, iż wszystko super i pięknie, a potem namawiali do powrotu
Następnego ranka, gdy pierwsze promienie słońca musnęły podwórko, Nina już przygotowywała torby z lekarstwami, uśmiechając się na myśl o swoich prawdziwie oddanych pacjentach, którzy nigdy nie mieliby pretensji, iż muszą poczekać aż ich weterynarz spełni społeczeństwu oczekiwania względem panny na wydaniu.

Idź do oryginalnego materiału