Jest to trzeci wpis z serii 12 artykułów opracowanych na podstawie książki „Sztuka zrozumienia, czyli jak naprawdę kochać swoje dziecko” Rossa Campbella, Pisma Świętego oraz obserwacji i własnych doświadczeń autorki.
Słowa mają potężną moc oddziaływania, szczególnie w okresie kształtowania się psychiki dziecka, jego poczucia własnej wartości, jego postrzegania świata. Słowa, które jako rodzice do niego wypowiadamy, mają na nie ogromny wpływ. Kiedyś pewne dziecko stwierdziło z przekonaniem: „Nie umiem rysować”. Dlaczego uważało, iż to jest prawda o nim? Otóż jakiś czas wcześniej mama tak mu powiedziała. To, co powie mama lub tata, dla dzieci jest prawdą absolutną, niepodważalną. Z wiekiem możemy zacząć to weryfikować, ale nie jest to łatwe i niekiedy wymaga wiele lat, wysiłku i pracy. A zatem pragnąc dobra dzieci, chcemy jako rodzice, aby nasze słowa były dla nich dobre, budujące.
Rodzicom łatwo przychodzi narzekanie na dzieci, bo „jak zwykle…”, bo „ty nigdy…” i tu mamy cały szereg powodów do krytykowania. Niestety takie słowa mają negatywny wpływ na dzieci, sprawiają, iż czują się one nieudolne. Dodatkowo, jeżeli tego typu komunikaty wychodzą z naszych ust często, dzieci w miarę dorastania będą unikały kontaktu z nami, przebywanie z nami będzie dla nich przykre. Będą się coraz bardziej emocjonalnie od nas oddalały i izolowały, zamykały na nas. Czy nie byłoby wspaniale, gdyby dzieci mogły od nas otrzymywać akceptację i nie potrzebowały szukać jej u innych, poza domem rodzinnym?
Bóg stworzył świat i wszystko, co nas otacza, swoim słowem, a nas ukształtował na swój obraz i podobieństwo (Rdz 1,7). Nasze słowa też mają moc tworzenia – tworzenia w naszych dzieciach psychicznego obrazu siebie i otaczającego świata. Słowa mogą być budujące, wzmacniające, ale mogą też niszczyć i podkopywać poczucie własnej wartości. Nasze słowa mogą być otulające dla dziecka, pełne czułości i miłości, ale mogą to być też słowa ostre, twarde, pełne krytyki, upokarzania i poniżania dziecka. Bóg przedstawia tę prawdę w następujący sposób: „Kto mówi nierozważnie, rani jak miecz; ale język mędrców leczy” (Prz 12,18). Z jednej strony słowa mogą ranić jak ostry miecz, szczególnie dzieci, które są delikatne, emocjonalne, czułe na to, w jaki sposób się z nimi komunikujemy. Z drugiej strony język mędrców leczy, a więc na przykład gdy dziecko ma jakiś kłopot, jest zranione, przeżywa coś trudnego, nasze słowa mogą działać na nie kojąco, uzdrawiająco.
A zatem za każdym razem zanim zaczniemy mówić do naszych dzieci, możemy zadać sobie pytanie, jaki jest nasz cel, czy chcemy powiedzieć do dziecka słowa, które będą raniące, czy takie, które będą leczące. W każdej chwili mamy wybór, to jest zawsze nasza decyzja.
Pismo Święte daje też wskazówkę: „Niech żadne nieprzyzwoite słowo nie wychodzi z ust waszych, ale tylko dobre, które może budować, gdy zajdzie potrzeba, aby przyniosło błogosławieństwo tym, którzy go słuchają” (Ef 4,29). Za każdym razem, gdy wypowiadamy słowa do naszych dzieci, one się w nich niejako gromadzą, budują ich obraz samych siebie, obraz świata, nas jako rodziców, a także Boga. W chwili rozmowy, ale też kiedyś w przyszłości, gdy zajdzie potrzeba, gdy dzieci staną przed różnymi dylematami, wyzwaniami, mogą odwołać się do tego, co od nas usłyszały – to je może pokrzepić, dodać otuchy i wiary, iż sobie poradzą.
Bóg jako doskonały Rodzic uczy nas mówienia pełnych czułości, subtelnych, łagodnych słów. Daje nam przykład, jak to robić. Kieruje do nas następujące słowa: „Jesteś w moich oczach drogi, cenny i Ja cię miłuję” (Iz 43,4). Nie szczędźmy dzieciom słów zachęty, miłości, aprobaty. Wyrażajmy swoją miłość słowami, bądźmy w tym kreatywni. Niech to nie będzie nudne i zawsze takie samo. Zaskakujmy nasze dzieci. Sprawiajmy im przyjemność naszymi słowami, tak po prostu, bez okazji, nie za coś, nie jedynie wówczas, gdy coś osiągną, kiedy przepełnia nas duma z powodu ich osiągnięć. Doceniajmy je za to, iż są. Mówmy im, jakimi są dla nas cudami, skarbami, wspaniałymi prezentami od Pana Boga. Wyrażajmy słowami to, iż zostały dokładnie zaplanowane przez Stwórcę, ze wszystkimi szczegółami, iż otrzymały od Boga te cechy, które On chciał, aby miały, i teraz chce je w nich dalej rozwijać. Są wyjątkowe, niepowtarzalne.
Dzięki takim słowom dzieci będą czuły, iż są kimś wartościowym po prostu dlatego, iż są. My jako rodzice stanowimy dla dzieci wzór tego, jaki jest Bóg, i kiedy mówimy im, jak bardzo je kochamy i jakim są cudem, pokazujemy im miłość Bożą – to, jak On je kocha, bezwarunkowo, nie za coś. Stworzył nasze dzieci po to, aby móc je kochać. Cechy, które posiadają, są Jego darem. Wszystko, czym jesteśmy, wszelkie dobro w nas jest zasługą Boga.
Czy zastanawiamy się nad tym, co cenimy w naszych dzieciach, jakie ich cechy szczególnie nas ujmują, co w nich podziwiamy, co nas zachwyca, zaskakuje, w jaki sposób nas inspirują? jeżeli to przemyślimy, możemy później z nimi o tym porozmawiać. Na przykład ostatnio doceniłam w mojej córce to, jak rozwiązała konflikt ze swoimi koleżankami. Wykazała się przy tym samodzielnością, mądrością i odwagą. Zapytałam ją, jak się czuje z tym, iż tak skutecznie poradziła sobie w tej sytuacji. Rozmawiałyśmy o tym, iż postąpiła bardzo dojrzale, a niekiedy zdarza się, iż dorośli mają trudność, żeby rozwiązać takie problemy. Często łatwiej nam zauważyć i skrytykować kłótnię naszych dzieci niż docenić i wyrazić swoją euforia w sytuacji, kiedy pięknie się dogadują, razem zgodnie bawią i współpracują ze sobą. A właśnie zwracanie uwagi na te dobre rzeczy wzmacnia je. Wtedy dzieci rozumieją, iż „ok, umiem sobie z tym poradzić”. Przy kolejnej sytuacji mogą odwołać się do przeszłego doświadczenia i znów pokonać przeszkodę.
Pewnego dnia matka podróżując z małym synem samolotem, powiedziała: „Wiele osób boi się latać, a ty nie masz z tym problemu. To świadczy o twojej odwadze”. Kiedy indziej ktoś powiedział do tego chłopca: „Jesteś tchórzem”, gdy nie chciał czegoś zrobić. Jednak on nie dał sobie tego wmówić. Słowa matki miały dla niego znaczenie, dlatego odpowiedział: „Nie jestem tchórzem. Jestem odważny, nie bałem się lecieć samolotem”. Spójrzmy, jakie to proste. Codzienne, systematyczne docenianie wydawałoby się małych rzeczy, zauważanie małych spraw, to wszystko ma znaczenie i wzmacnia dziecko.
Czy szukamy także powodów do wdzięczności wobec naszych dzieci? Zauważajmy codziennie takie rzeczy, które możemy docenić, za które możemy naszym dzieciom podziękować. Doceniajmy wysiłek, który wkładają w różne codzienne wyzwania. To takie piękne, kiedy możemy sobie każdego dnia podziękować za te wszystkie dobre małe i duże rzeczy, których od siebie nawzajem doświadczyliśmy – za uśmiech, za podanie szklanki z wodą, za zauważenie, iż pies nie ma wody w misce i dolanie jej, za zatroszczenie się o dzieci, które przyszły do nas gościnnie w sobotę, za trud włożony w naukę gry na gitarze… Czy dostrzegamy te sprawy, czy szukamy okazji, aby podziękować tym, których kochamy, za codzienne miłe uprzejmości i działania?
Przyjrzyjmy się sobie i komunikatom, jakie wysyłamy do naszych dzieci. Czy kiedy mówimy, to przede wszystkim wydajemy polecenia? Czy krytykujemy, narzekamy na nie? Czy bez okazji mówimy im, jak bardzo są dla nas cenne, ważne? Czy tak o nich myślimy? Jak często nasze dzieci słyszą z naszych ust ciepłe, czułe słowa, jak często słyszą wdzięczność? „Kubek emocjonalny” zapełniany jest tylko wówczas, gdy wyrażamy te dobre słowa, a nie jedynie myślimy o tym, jak bardzo kochamy nasze dzieci i jak wiele dla nas znaczą.