Współczesna polska rzeźba fascynuje się w tej chwili metaloplastyką, co idealnie obrazuje otwarta niedawno w Orońsku wystawa Swarożyce. Współczesna kobieca* metaloplastyka. Twórczość Jana Baszaka stoi gdzieś obok tego trendu. Jego miękkim, monochromatycznym rzeźbom bliżej do realizacji poznańskiej grupy Koło Klipsa czy materiałowych rzeźb Marii Pinińskiej-Bereś przepuszczonych przez queerowy, mroczny filtr. Za ich pomocą artysta snuje posthumanistyczną fikcję, gdzie zwierzęta, hybrydy i nieludzkie byty rozszczelniają ramy hegemonii człowieka. Rozwijając się obok dominujących tendencji, twórczość Baszaka stosunkowo rzadko – mimo udziału w wielu wystawach zbiorowych – prezentowana w indywidualnych projektach. Przy okazji porezydencyjnej wystawy w poznańskim CK Zamek warto więc przypomnieć jego dotychczasowy dorobek.
Chociaż dla wszystkich rzeźbiarza istotny jest charakter wykorzystywanych materiałów, to Baszaka już na początku drogi twórczej interesowało coś więcej niż czysto fizyczne, formalne cechy rzeźbiarskiej materii. Jedne z pierwszych obiektów, jeszcze z czasu studiów, opierały się na konfrontacji odbiorcy z tym, co odrzucające, abiektualne i obce. Zawarta była w nich niewidoczna obecność, powidok ciała w postaci specyficznej pozostałości – jak w pracy Sjuk (2018), czyli misce do złudzenia przypominającej najtańszy model ze sklepu IKEA, wykonanej z mieszanki żywicy epoksydowej i ludzkich paznokci. Na potrzeby dokumentacji artysta umieścił ją na sklepowej półce, potęgując złudzenie potencjalnej użytkowości.
Już nie tylko wstręt, ale także ładunek emocjonalny stojący za zużytymi tekstyliami, swoista zasada pars pro toto, sprawiły, iż wykonane z nich rzeźby nabrały nowego znaczenia.
Wczesne, abiektualne, ale jednocześnie dość proste obiekty stanowiły asumpt do pracy z materiałem, z którym w tej chwili jest najbardziej kojarzony – czyli czarnymi, zużytymi skarpetami z odzysku. Już nie tylko wstręt, ale także ładunek emocjonalny stojący za zużytymi tekstyliami, swoista zasada pars pro toto, sprawiły, iż wykonane z nich rzeźby nabrały nowego znaczenia. Same skarpety, jak podkreśla artysta, stanowią niechcianą masę w sklepach z używaną odzieżą. Jako zalegający odpad stanowią łatwo dostępny i relatywnie tani półfabrykat. Przez ich uniwersalny kolor i funkcję trudno traktować je jako odniesienie do mody; funkcjonują bardziej jak banalny, wręcz niezauważalny przedmiot codziennego użytku. Jednak w subkulturze gejowskiej sportowa skarpeta stanowi nie tylko znak rozpoznawczy, ale także odniesienie do konkretnego, fetyszowego kodu wizualnego.






Baszak podjął próbę stworzenia fragmentu świata „na własnych zasadach”, dopasowanego do własnego ciała. Konstrukcja przypominała jednak – jakże złudnie – widoki, które już dobrze znamy.
Materiał naznaczony śladami zużycia, powidokami po byłych właścicielach, stał się dla artysty surowcem do tworzenia rzeźbiarskich przedstawień zwierząt i ludzi. W dyplomowym projekcie Szczur, królik, pies, człowiek, koń, pokój (2019) czarne tekstylia stały się spoiwem grupy rzeźbiarskiej, w której skarpetowe stworzenia w naturalnej skali reprezentowały poszczególne fragmenty życia artysty. Prowizoryczna przestrzeń tytułowego pokoju zbudowana została według zasady corbusierowskiego Modulora i idealnie odpowiadała wymiarom ciała artysty. Posłużyła ona Baszakowi jako przestrzeń do performatywnego rytuału, w ramach którego spędził osiem dni w otoczeniu rzeźb zwierząt, niczym Joseph Beuys z kojotem w słynnym performansie I Like America and America Likes Me. Performans również odegrał znaczącą rolę w twórczości artysty. Sama pierwszy raz spotkałam się z jego sztuką za sprawą działań realizowanych w ramach artystycznego duetu Jaś i Małgosia (współtworzonego z Małgorzatą Mycek), gdzie dwójka artystów wcielała się w parę fikcyjnych celebrytów, których głównym zajęciem było „bywanie” na salonach, w klubach i galeriach sztuki. Działania performatywne stanowią często uzupełnienie plastycznych realizacji. Rzeźby Baszaka niejednokrotnie wykorzystywane były jako scenografie i kostiumy w spektaklach teatralnych czy pokazach mody.

Recykling jako forma przetrwania. O śmieciach w sztuce

Wspomniany wyżej „pokój” zaprojektowany pod wymiary ciała artysty zyskał swoją kontynuację w projekcie 1.90 m kuratorowanym przez Jagnę Domżalską w ramach programu Project Room w CSW Zamek Ujazdowski. Zrealizowana przez Baszaka instalacja składała się z kopii luksusowych mebli wypoczynkowych instalowanych w poczekalniach i przestrzeniach wspólnych, takich jak hotelowe lobby. Wszystkie obiekty różniły się od użytkowych odpowiedników przede wszystkim wymiarami, dostosowane zostały bowiem do wzrostu artysty, ale posiadały także niedociągnięcia, znaki świadczące o tym, iż nie są wytworem masowej produkcji. Białe, podwyższone o kilka centymetrów kopie mebli, wykonane zostały z imitacji drogich materiałów. W tej dystopijnej, niepokojąco uporządkowanej przestrzeni widzowie mogli się swobodnie przemieszczać, jednak same meble pozbawione zostały swojej podstawowej funkcji. Mimo realistycznego wyglądu funkcjonowały jako pełnoprawne obiekty rzeźbiarskie, eksponaty. Jedynym „niemeblarskim” akcentem na wystawie była schowana za kanapą postać ludzka. Utrzymana w kolorystyce pozostałych rzeźb, przywodziła na myśl bardziej stolik czy pufę pod nogi niż użytkownika zestawów wypoczynkowych.
1,90 m to projekt, który wielowątkowo przyglądał się kondycji rynku, kapitalizmu, ekonomii wypoczynku i użytkowników masowo wytwarzanych produktów. Baszak podjął próbę stworzenia fragmentu świata „na własnych zasadach”, dopasowanego do własnego ciała. Konstrukcja przypominała jednak – jakże złudnie – widoki, które już dobrze znamy.






Nie jest to posthumanistyczna utopia. Letztraum nie jest czułą i miłą opowieścią.
Najnowsza instalacja rzeźbiarsko-tekstylna Baszaka Letztraum w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu już samym tytułem – sklejonym z niemieckich słów letzte (ostatni) i Raum (pokój, przestrzeń) – kieruje nas ku sytuacji schyłku. Widmo katastrofy wyczuwalne jest na wystawie od pierwszych minut. Na jasnych, marmurowych posadzkach umieszczone zostały szkieletopodobne postacie zwierząt „ubrane” w podniszczone i wytarte zwierzęce skóry. Wystające spod nich sznurki przypominają rozerwane wnętrzności lub rozprute pluszowe zabawki.
Artysta pierwszy raz zdecydował się na odsłonięcie stelażowych konstrukcji swoich obiektów. Zaglądamy więc do wnętrza – widzimy to, co ukryte. Zdekonstruowane „żywe trupy” prowadzą nas ku głównej sali, gdzie w teatralnej scenografii rozgrywa się queerowy, posthumanistyczny danse macabre. Artysta zastępuje to średniowieczne pojęcie bliższym współczesności określeniem „Halloweenowy egalitaryzm”, odwołując się do święta, podczas którego ludzie, zmarli, potwory, duchy i zwierzęta mogą wchodzić w interakcje, a przede wszystkim stają się sobie równe. Dla Baszaka jest to alegoria sytuacji, w której hegemonia człowieka zostaje zniesiona, a znany nam porządek wymyka się spod kontroli.
Nie jest to jednak posthumanistyczna utopia. Letztraum nie jest czułą i miłą opowieścią. Nabity na pal koń zjada swój własny ogon, a dwugłowa koza wisi nad kominkiem niczym myśliwskie trofea rodem z kunstkamer. Sama forma rzeźb, mimo iż oparta wykorzystująca skarpety, uległa zmianie. Tym razem Baszak uzupełnił zwierzęce postacie o organiczne fragmenty, takie jak kopyta reniferów i skóry.






Jest to przestrzeń, w której raczej nie zadaje się pytań, a bardziej przyjmuje zaproponowany nowy porządek jako domyślną sytuację do oglądania, odczuwania i bycia w niej.
Decyzje związane z wykorzystywaniem fragmentów martwych zwierząt przez artystów zawsze wzbudzają we mnie negatywne uczucia. Jednak Baszak zwraca uwagę na to, aby materiały, z których korzysta, pozyskiwane były w możliwie etyczny sposób. Odzwierzęce materiały są na tyle zdegradowane, liche i zniszczone, iż same w sobie nie mają już prawie żadnej wartości użytkowej lub ekonomicznej. Odzyskiwanie i recykling stanowią istotną część twórczości Baszaka. Queerowa ekologia nie jest więc używana jedynie jako modny slogan.
Mimo dominującego turpizmu, na wystawie znaleźć można też rozczulające momenty. Odpoczywające na monumentalnym postumencie źrebię wchodzi w międzygatunkową relację z gołębiem. Hierarchie zostają odrzucone. Jednym z ciekawszych zabiegów jest zaprezentowanie grupy rzeźb ptaków, które powstały w ramach warsztatów rzeźbiarskich z artystą. Tego typu działania z publicznością stanowią jeden z ciekawszych punktów programów rezydencjonalnych w CK Zamek. Umieszczone w kącie sali, w bliskim sąsiedztwie kotary, zdają się trochę ginąć, jednak w kontekście postulowanego egalitaryzmu ich obecność jest jak najbardziej uzasadniona.

„Ruchome łuski naszych zwierząt” Weroniki Zalewskiej w Centrum Kultury ZAMEK w Poznaniu
Wystawa Jana Baszaka nie pozostało jedną przeintelektualizowaną opowieścią o trwaniu w świecie, który chyli się ku upadkowi. Mimo niemieckiego tytułu nie sili się na dialog z problematyczną historią Zamku Cesarskiego (co często charakteryzuje rezydencjonalne projekty). Jest to przestrzeń, w której raczej nie zadaje się pytań, a bardziej przyjmuje zaproponowany nowy porządek jako domyślną sytuację do oglądania, odczuwania i bycia w niej. Piotr Policht i Janek Owczarek otworzyli niedawno w Gdańskiej Galerii Miejskiej wystawę Neue Stimmung, która przyglądała się tęsknocie i zwrotowi ku nastrojowemu malarstwu. Wystawa Baszaka balansuje gdzieś między barokowym przepychem w stylu glamour a skąpanym w łunie zachodzącego słońca (scenograficznych lamp) nostalgicznym pejzażem kończącego się świata, oglądanego przez hybrydyczne stworzenia. Warto się w tej dychotomii zatracić.