Emeryt już żegnał się z życiem… Dopóki nie wydarzyło się CUD! Grupa psów dokonała niemożliwego!

1 tydzień temu

Emeryt już żegnał się z życiem Aż zdarzył się CUD! Stado psów dokonało niemożliwego
Trzy sylwetki, jak wycięte z prastarej legendy, zastygły na skraju zakurzonej drogi nie jak zwierzęta, nie jak stworzenia, ale jak istoty obdarzone tajemnym rozumem i niemą rozpaczą. Stały na tylnych łapach, wyprężone niczym w modlitwie, niczym w ostatniej, desperackiej próśbce do nieba. Przednie łapy miały złożone, jakby błagały o coś niewypowiedzianego. Matka, cała w bliznach i kurzu, trzymała w pysku zakrwawiony strzęp materiału tkaninę przesiąkniętą krwią, kołyszącą się na wietrze jak sztandar nieszczęścia. Obok, drżąc ze strachu i zimna, tuliły się dwa malutkie szczeniaczki, ich oczy szeroko otwarte, pełne niemego przerażenia i ślepej wiary, iż ktoś przyjdzie.
Wokół cisza. Nie zwykła cisza, ale przedwieczorna, głęboka, dzwoniąca, taka, iż słychać szelest liścia, jak wąż ślizga się po kamieniach, jak rosa spada na wyschniętą ziemię. Powietrze drżało od upału, asfalt się topił, i zdawało się, iż sama natura zamarła w oczekiwaniu na cud albo tragedię.
Pięć lat temu, gdy odeszła Walentyna, świat Pawła Michajłowicza stał się cichszy. Cichszy niż cisza. Cichszy niż echo w pustym domu. Pozostał sam sam w małym, zniszczonym domku na skraju zapomnianej wioski, gdzie wiatr hula po opustoszałych pokojach, a wspomnienia czepiają się każdego kąta jak pajęczyna. Dzieci wyjechały syn do JekaterynburDzień po dniu, w cieple psich łbów i wiernych spojrzeń, odnalazł to, co uważał za stracone cel i bezwarunkową miłość.

Idź do oryginalnego materiału