Dom dla synów

polregion.pl 1 tydzień temu

Dla synów

Marcin był z tych mężczyzn, którym niestraszna żadna praca. Wybudował dom, wychował dwóch synów i zasadził na działce mnóstwo drzew. Słowem – życie miał spełnione.

Dom postawił własnymi rękami na obrzeżach miasta, wśród domostw jednorodzinnych. Z czasem doprowadził gaz, założył wodę. Urządził wszystko jak w mieszkaniu, choćby wannę zainstalował. Tylko iż dom był przestronniejszy, a sąsiadów nie było wcale za ścianą.

Żona, mądra i piękna kobieta, ze wszystkim dawała sobie radę: gotowała, sprzątała, dbała o ogródek. Marcin w każdej pracy jej pomagał. Wychowywali dwóch synów, różniących się wiekiem o pięć lat. Życie płynęło spokojnie.

Aż pewnego dnia żona ciężko zachorowała i odeszła, gdy młodszy syn był w czwartej klasie. Marcin długo pogrążony był w żałobie, ale nie dał się zwieść na złą drogę. Ciężko było bez kobiecej ręki w domu, ale choćby nie myślał o ponownym ożenku.

Z żoną zawsze marzyli, iż dzieci zdobędą dobre wykształcenie, zrobią karierę. Robili wszystko, by tak się stało. Starszy, Krzysztof, skończył szkołę i poszedł na studia. Ożeni się – i będzie w domu gospodyni. Marcin był z niego dumny. Młodszy, Wojtek, za nauką nie przepadał, ale ojcu we wszystkim pomagał.

Na czwartym roku Krzysztof rzeczywiście się ożenił.

— Miejsca u nas pod dostatkiem. Dom dla was budowałem. Co za przyjemność mieszkać w bloku, z sąsiadami za ścianą? A tu gaz włączysz, kiedy chcesz — przekonywał Marcin, by nie marnowali pieniędzy na wynajem.

Ale Kasia, żona starszego syna, stanowczo odmówiła życia w domu z teściem. A Krzysztof słuchał jej we wszystkim, bo kochał. Marcin pogodził się z tym. Niech żyją, jak chcą.

— A ty przynajmniej żonę wprowadź do tego domu. Dla kogo go budowałem? — pytał młodszego.

— Jeszcze mi do małżeństwa daleko — odpowiadał Wojtek, machając ręką.

Jesienią Marcin robił przetwory, połowę oddając starszemu synowi. Ale ten niechętnie je brał — Kasi było wstyd, bo sama nie pomagała w ogrodzie ani w kuchni.

— Nie obcym daję, tylko swoim dzieciom. Niech się nie wstydzą. Bierzcie i jedźcie, bo się naprawdę pogniewam — mówił Marcin, wręczając synowi torbę pełną słoików. — Jak zjecie, jeszcze dam.

Młodszy syn skończył szkołę, ale nie chciał iść na studia. Poszedł do wojska.

Pewnego dnia starszy syn przyszedł do ojca, ale rozmowa jakoś nie kleiła się. Krążył wokół tematu. Marcin widział, iż coś go męczy, ale syn nie może się przełamać. W końce ojciec sam zapytał:

— Kasia jest w ciąży. Będzie chłopiec — powiedział Krzysztof i patrzył, jak ojciec zareaguje.

Marcin się ucieszył, pogratulował.

— Ale nie po to przyszedłeś, żeby mi to powiedzieć. Mów wreszcie.

— Z dzieckiem wydatki wzrosną, a tylko ja pracuję. Kasia za miesiąc idzie na urlop macierzyński. Wynajem będzie za drogi — tłumaczył syn.

— To przeprowadźcie się do mnie. Wojtek jest w wojsku, nikomu nie będziecie przeszkadzać. Dom duży, miejsca starczy. Jak trzeba, dobudujemy. Dla dziecka lepiej niż w zadymionym mieście. O co tu myśleć? Od dawna was zapraszam — mówił Marcin radośnie.

— Kasia nie chce. A jak tu będziemy wszyscy razem? Dziecko będzie płakać w nocy, pieluchy rozwieszone po całym domu. A jak Wojtek wróci? A jak się ożeni? Dzięki, tato, ale to nie jest rozwiązanie — odpowiedział Krzysztof.

— Chyba nie po to przyszedłeś, żeby o tym rozmawiać? Masz inny pomysł? — zapytał wprost Marcin.

— Mam. Ojciec Kasi proponuje, żebyśmy się złożyli po połowie na mieszkanie. Jego znajomy wyjeżdża za granicę i sprzedaje tanio — wyjaśnił syn.

— Dużo potrzeba? Rozumiem, iż kawalerka wam nie wystarczy?

Krzysztof podał kwotę i spojrzał na ojca wyczekująco.

— To cena całego mieszkania czy tylko moja część? — dopytał Marcin.

— Twoja połowa — odparł syn, lekko się wahając.

— To wszystko, co mam. A co z Wojtkiem? Jak wróci, ożeni się… Jak ja go zostawię bez pomocy? A jeżeli zechce studiować? To niesprawiedliwe — pokiwał głową.

— Tato, pomożemy mu obaj. Nie możemy przegapić takiej okazji. Później za te pieniądze nie znajdziemy nic porównywalnego — nalegał Krzysztof.

Całą noc Marcin nie spał. Rozważał różne opcje, ale nie mógł pogodzić interesów obu synów. Wychodziło na to, iż młodszego jednak poszkoduje. Ale nie zostanie na bruku. Może jego żona będzie bardziej ustępliwa? A starszemu też trzeba pomóc. Najlepiej byłoby, gdyby się do niego wprowadzili, ale może mieli rację…?

Przypomniał sobie, jak sam męczył się w ciasnocie z rodzicami po ślubie. Właśnie dlatego zbudował dom – żeby miejsca starczyło dla wszystkich. A teraz młodzi nie chcą grzebać w ziemi. Wolą mieszkanie.

Rano zadzwonił do Krzysztofa i obiecał pieniądze. Syn niedługo kupił mieszkanie i zaprosił ojca na nowe lokum.

Marcinowi się nie spodobało. Po przestronnym domu wydawało się ciasne, a kuchnia malutka. Ale teść zapewniał, iż młodym lepiej żyć osobno. Może i racja. Marcin nie sprzeczał się, licząc, iż przynajmniej młodszy syn z nim zostanie.

Wojtek wrócił z wojska, znalazł dobrze płatną pracę jako kierowca.

— Po co Krzysztofowi studia? — mówił. — Zarabia grosze.

Rok później Wojtek przyprowadził do domu żonę. Nie była urodziwa, ale gospodarna. Marcin się cieszył. Basia gotowała, sprzątała, prała, choć w ogrodzie pracować nie lubiła. Miejska była, nie przyzwyczajona.

Marcin przeszedł na emeryturę i zajął się działką. Sąsiadka często prosiła go o drobne naprawy albo o przekopanie grządek. Miał złote ręce. Czemu nie? Mimo wieku wciąż był przystojnym mężczyzną. A ona częstowała go pierogami i barszczem.

I tak jakoś samo wyszło, iż został u niej. Dom wyremontował, wyglądał jak nowy. Z dwóch ogródków zbierał tyle, iż choćby sprzedawał nadwyżki.

Żyć tak, bez ślubu, było jednak nie w porządku. Oświadczył się sąsiadceA gdy nadszedł ostatni dzień jego życia, leżąc samotnie w łóżku, uśmiechnął się na wspomnienie dziecięcego śmiechu, który kiedyś wypełniał ten dom.

Idź do oryginalnego materiału