Było biało. choćby nie białawo, jak to się czasem w Poznaniu zdarza, ale regularnie biało. Pokrywa była niegruba, ale ciągła. Tego nie przewidział choćby matematyczny model prognozy pogody! Co ciekawe, im dalej od centrum w kierunku północy miasta, tym mniej było bieli, aż do poziomu równego zero. Za to wszędzie na drzewach i krzewach malowniczo osadziła się szadź. I w zasadzie samo to zjawisko stanowiło niepomierną atrakcję.
Plany
Hu – hu – ha! – chciałoby się rzec. I ta zima jesienią wcale nie jest taka zła. To znaczy, na pewno nie jest z perspektywy dzieci. A iż w każdym z nas drzemie dziecko, a zwłaszcza w mężczyznach, jak twierdzą niektóre kobiety, to i każdy jakoś po swojemu przeżywa przynajmniej drgnienie serca związane z przyjemnymi wspomnieniami zabaw na śniegu, a dawniej to choćby – w śniegu.
Pięknie się to ułożyło! Plan na dziś przewidywał bowiem wizytę za miastem, połączoną z kojącym spacerem po lesie. jeżeli dołoży się do tego wspomniane okoliczności przyrody, a uściślając: aury, to powstaje przepis na smakowite spędzenie wolnego czasu.
Las rozpostarł przed nami pełnię swojego jestestwa, szeroko rozłożył ramiona konarów, by przytulić nasze dusze, spragnione tego niczym kania dżdżu. Nie mam wątpliwości, iż Pan Bóg był bezpośrednio obecny przy stwarzaniu lasu.
Innym cudem natury jest mgła. Gdy ta zbiegnie się z przymrozkiem, mamy nieczęstą możliwość obserwowania bialutkich drzew i krzewów. Świat, a las w szczególności, zyskuje wówczas niecodzienne, ale jakże miłe oku oblicze. Znaleźć się w takim lesie byłoby marzeniem. Dziś nastąpiło jego spełnienie.
Realizacja
Po posiłku zebraliśmy się w sobie i ruszyliśmy przez ogród. Ścieżka w nim zaprowadziła nas wprost do przyległego lasu. Już zerknięcie na strzeliste brzozy za ogrodzeniem pozwoliło dostrzec właśnie to ich niecodzienne oblicze. Swoista biel (brzóz) w bieli (szadzi).
Ujawniły się liczne nici pajęcze, których średnica z natury jest tak niewielka, iż stają się niewidoczne. Czasem tylko czujemy je na twarzy. Ale dziś? Dziś zmrożona mgła ujawniła ich obecność w całej rozciągłości i różnorodności.
Można więc było oglądać zwisające niczym sople lodu, a jedocześnie powiewające na wietrze twory pajęczyno-lodowe (obecne na gałęziach drzew i krzewów) oraz – również ujawniające się w pełnej krasie – dzieła natury obecne na rozlicznych usychających lub już uschniętych kwiatostanach ziołorośli.
Szadź zamieniła gałązki z ciemnobrązowych na białe. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki świat odmienił swoje oblicze. Żeby tak, przez analogię, dało się zero-jedynkowo zmienić oblicze brutalnego świata na łagodne, uśmiechnięte, życzliwe…
Wciąż mamy kalendarzową jesień, więc i grzybów w lesie nie brakowało. Tyle iż tym razem w wersji mrożonej lub przynajmniej zmrożonej. Dodatkowo, interesująco prezentowały się kapelusze z białym szlaczkiem w pobliżu krawędzi, jakby czynionym ręką dziecka, dla samej przyjemności rysowania.

fot. Dawid Tatarkiewicz
Drzewo otulone mchem wyglądało niczym ssak – sierściuch, którego aż chciałoby się wyczochrać za uchem, niczym niesfornego psiaka złaknionego takiej atrakcji.
Paprocie również musiały – chcąc nie chcąc – poddać się działaniu mrozu. Ich symetryczne liście osnute szadzią tworzyły swoisty wizualny wstęp do tego, co dopiero miało nadejść wraz z tą, niedawno zapoczątkowaną falą chłodu – mianowicie konkretnych opadów śniegu. niedługo miały one zakryć całe runo leśne grubą warstwą białego puchu. Puchu, który jednak swoje waży – wiem, gdyż kilka dni później próbowałem otworzyć bagażnik samochodu pokryty czapą śniegu. Mocno się zdziwiłem – choć nie powinienem – jaką on (śnieg) ma masę.
Na innym liściu paproci – nie tak zmrożonym – dała się zauważyć biedronka. Proszę spróbować ją znaleźć na fotografii. Ciekawostką było odnotowanie liści (igieł) modrzewia, spoczywających na liściach buka. Mogłem więc zabawić się w tropiciela, dociekającego na podstawie poszlak, iż modrzew stracił igły jednak nieco później niż buk liście.

fot. Dawid Tatarkiewicz
Pełna szadzi jasna dróżka między ogrodzeniami doprowadziła nas do innego typu lasu – olchowego, bagnistego, raczej ciemnego, gęstego, ale przeplatanego pagórkami. Las ten skrywał tajemnicę. No, może nie jest to taka znowu tajemnica, ale narracji dobrze robi pojawienie się tajemniczego wątku. Odkryliśmy tereny po wycince. Cóż zrobić, na tym polega gospodarowanie zasobami leśnymi.
Dlatego tak ważne jest, by jak najwięcej lasu rosło naturalnie, bez ludzkiej ingerencji. Tam nie napotyka się takich nie bardzo wesołych widoków. Przywodzą one na myśl inne tereny na globie ziemskim, poddawane jeszcze bardziej intensywnemu, wręcz aroganckiemu działaniu „myśli” ludzkiej. Taki wyrżnięty (bo dla tamtych działań tego mocnego słowa należałoby użyć), a więc wulgarnie wyrżnięty las na terenie Ameryki Północnej pokazuje na niektórych swoich fotografiach Robert Adams, choć nie on jedyny.
Konkluzja
To nie był zwykły spacer. To, proszę Państwa, był SPAcer. Spieszmy się kochać las, tak gwałtownie odchodzi – można by w tym miejscu sparafrazować słowa księdza Jana Twardowskiego.

fot. Dawid Tatarkiewicz
I pół biedy, kiedy dzieje się to w ramach planowanej uprawy drzew – w miejscach, które nie stanowią obszarów cennych przyrodniczo (z punktu widzenia ochrony przyrody). Cieszy, iż są leśnicy, którzy starają się możliwie najmniej zakłócać naturalną tkankę, na której – cóż, jednak bez znieczulenia – operują.
Znacznie gorzej, gdy ktoś wytnie las, by w jego miejscu postawić kurort. Ze SPA w centrum.

5 godzin temu






![Mieszkańcy alarmują: Nowy pociąg w parku Kolejowym zniszczony [ZDJĘCIA]](https://cowkrakowie.pl/wp-content/uploads/2025/12/pociag-1.jpg)