Dom dla dziedziców

polregion.pl 1 tydzień temu

Dom dla Synów

Jan był z tych mężczyzn, którzy wszystko potrafią. Wybudował dom, spłodził dwóch synów i zasadził mnóstwo drzew na swojej działce. w uproszczeniu – życie miał udane.

Dom postawił sam, własnymi rękami, na obrzeżach Warszawy, w spokojnej dzielnicy jednorodzinnych domków. Z czasem podłączył gaz, wodę, zrobił wszystko jak w mieszkaniu w bloku, choćby wannę wstawił. Tylko iż tu było przestronniej i bez wścibskich sąsiadów.

Żona, piękna i zaradna kobieta, dawała radę ze wszystkim – gotowała, sprzątała, doglądała ogródka. Jan pomagał jej, gdzie tylko mógł. W domu rosło dwóch synów, z pięcioletnią różnicą wieku. Życie toczyło się swoim torem.

Aż tu nagle żona zachorowała ciężko i zmarła, gdy młodszy syn był w czwartej klasie. Jan długo pogrążony był w żałobie, ale wziął się w garść, nie dał się wciągnąć w nałóg. Ciężko było bez kobiecej ręki w gospodarstwie, ale o ponownym małżeństwie choćby nie myślał.

On i żona zawsze marzyli, iż dzieci zdobędą dobre wykształcenie, osiągną coś w życiu. Zrobili wszystko, by tak się stało. Starszy, Marek, skończył liceum i poszedł na studia. Ożeni się – będzie w domu gospodyni. Jan był z niego dumny. Młodszy, Tomek, do książek specjalnej ochoty nie miał, ale ojcu we wszystkim pomagał.

Na czwartym roku Marek rzeczywiście się ożenił.

— Mamy tu miejsce. Dom budowałem przecież dla was. Po co wam mieszkanie w bloku? Sąsiedzi w kółko hałasują, przy pierwszym mrozie czekasz na ogrzewanie, a jak cię zaleją, to pół roku walki z administracją. A tu? Sam decydujesz, kiedy grzejesz. — Ale choć Jan przekonywał, żeby nie marnowali pieniędzy na najem, jego argumenty nie przemówiły.

Ewa, młoda żona Marka, kategorycznie odmówiła życia w domu jednorodzinnym, zwłaszcza z teściem. A Marek, zakochany po uszy, zgadzał się na wszystko. Jan posmutniał, ale się pogodził z decyzją. Niech żyją, jak chcą.

— A ty chociaż przyprowadź żonę do domu. Dla kogo go budowałem? — pytał młodszego syna.

— Jeszcze mi do tego daleko — machał ręką Tomek.

Co roku, jesienią, Jan robił zaprawy, pół oddawał starszemu. Ten jednak niechętnie je brał, bo Ewie było wstyd – przecież sama w ogrodzie nie kopie, ani słoików nie kręci.

— Nie obcym daję, tylko własnym dzieciom. Niech się nie wstydzi. Bierzcie i jedzcie, bo się obrazę na amen — mówił Jan, wręczając synowi wielką torbę. — Jak zjecie, jeszcze dam.

Młodszy skończył szkołę, ale na studia nie miał ochoty. Poszedł do wojska.

Pewnego dnia Marek przyszedł do ojca, ale rozmowa jakoś nie szła. Widział Jan, iż syn coś ukrywa, boi się powiedzieć. W końcu nie wytrzymał.

— Ewa jest w ciąży. Będziemy mieli syna — wyznał Marek, obserwując reakcję ojca.

Jan ucieszył się, pogratulował.

— Ale nie po to przyszedłeś, żeby mi to oznajmić. Mów wreszcie, o co chodzi.

— Z dzieckiem wydatki wzrosną. Ewa za miesiąc idzie na macierzyński, zostanie tylko moja pensja. Wynajem będzie trudno utrzymać… — tłumaczył Marek.

— Więc przeprowadźcie się do mnie! Tomek w wojsku, nikt wam nie będzie przeszkadzał. A jak mało miejsca, dobudujemy pokój. Wszystko tu mamy. Powietrze lepsze niż w centrum. Dla dziecka idealnie. Po co się zastanawiać? Od dawna was zapraszam.

— Ewa nie chce. Jak to będzie wyglądać? Dziecko będzie płakać w nocy, pieluchy schnąć na suszarce. A jak Tomek wróci? A jak się ożeni? Dzięki, tato, ale to nie jest rozwiązanie.

— Przyszedłeś nie po rozmowę, prawda? Masz jakiś pomysł? — spytał wprost Jan.

— Tak. Ojciec Ewy proponuje, żebyście dołożyli się po połowie na mieszkanie dla nas. Jego kolega z pracy sprzedaje tanio – wyjeżdża za granicę.

— Dużo trzeba? Pewnie nie jednopokojowe, skoro dziecko w drodze. Mam trochę oszczędności. Mów od razu, ile?

Marek podał kwotę i czekał na reakcję.

— To cena całego mieszkania czy tylko moja część? — spytał Jan.

— Tylko twoja — odpowiedział syn po chwili wahania.

— To wszystko, co mam. Tomek wróci, może też będzie chciał się ożenić. Jak go zostawię bez pomocy? A jeżeli zechce studiować? To niesprawiedliwe.

— Tato, pomożemy mu razem. Szkoda stracić taką okazję. Później za te pieniądze nic nie znajdziemy — przekonywał Marek, coraz bardziej nerwowy.

Całą noc Jan rozmyślał. Jak tu pogodzić obu synów? Wychodziło na to, iż młodszego i tak pokrzywdzi. Ale nie zostanie na bruku. Może jego żona będzie bardziej ustępliwa, wprowadzi się do dużego domu. Z drugiej strony, starszego też nie można zostawić bez pomocy. Najlepiej, żeby jednak się do niego przenieśli… Ale może mają rację? Może lepiej żyć osobno?

Przypomniał sobie, jak sam męczył się w ciasnocie z rodzicami po ślubie. Właśnie dlatego zbudował dom, żeby starczyło miejsca dla wszystkich. A teraz młodzi nie chcą grzebać w ziemi. Wolą swoje cztery ściany.

Rano zadzwonił do Marka i powiedział, iż da pieniądze. niedługo syn kupił mieszkanie i zaprosił ojca na przyjęcie.

Janowi się nie spodobało. Po przestronnym domu wydało mu się ciasne, kuchnia malutka. Ale teść Ewy tłumaczył, iż młodym lepiej żyć osobno. Może i racja. Jan nie sprzeciwiał się, mając nadzieję, iż przynajmniej młodszy z nim zostanie.

Tomek wrócił z wojska, znalazł pracę jako kierowca – dobre zarobki.

— Po co Marek skończył studia? — mówił. — Ledwo wiąże koniec z końcem.

Po roku Tomek przyprowadził żonę. Nie najpiękniejszą, ale gospodarną. Jan był w siódmym niebie. Kasia gotowała, sprzątała, prała, chociaż w ogrodzie kopać nie lubiła. Miejska dziewczyna, nie przyzwyczajona.

Jan przeszedł na emeryturę i zajął się ogródkiem. Sąsiadka często prosiła go o pomoc – coś naprawić, przekopać grządki. On miał złote ręce. A ona odwdzięczała się pierogami i barszczem.

I jakoś tak naturalnie zostało, iż zamieszkał u niej. Dom wyremontował, wyglądał jak nowy. Z dwóch ogródków zbiorA gdy zmarł, synowie sprzedali dom, podzielili pieniądze, a jego marzenie o rodzinnym gnieździe rozpłynęło się jak dym nad jesiennym ogniskiem.

Idź do oryginalnego materiału