Dobra wróżba
Pięć dni przed Sylwestrem Ola otrzymała taką porcję przykrości, rozczarowania i upokorzenia, iż ledwo doszła do siebie. I to tylko dlatego, by nie psuć dzieciom świątecznego nastroju.
Marek ostatnio ciągle wyrażał swoje niezadowolenie ze wszystkiego. Nie podobało mu się cokolwiek zrobiła żona lub powiedziały dzieci. Zaczął na nich wyładowywać złość, choćby Antek, który miał dziewięć lat, zapytał matki:
— Mamo, dlaczego tata stał się taki zły?
Córka Marysia — uczennica pierwszej klasy — może tego nie zauważała, ale starszy brat wyraźnie wyraził swoje obawy.
— Synku, nie zwracaj uwagi, tata ma problemy w pracy, wraca zmęczony i zdenerwowany. Porozmawiam z nim — przytuliła syna i pocałowała go w czubek głowy.
Ola zauważyła, iż mąż nie panuje nad emocjami. Ostatnio działo się z nim coś niepokojącego: stał się roztargniony, bez powodu wybuchał gniewem choćby na dzieci, gdy hałasowały, choć wcześniej sam urządzał z nimi takie bitwy, iż Ola musiała wszystkich uspokajać.
Tego dnia Antek z siostrą znów zaczęli biegać po mieszkaniu.
— Przestańcie szaleć, bo was ukarzę! — warknął Marek, a dzieci zastygły w osłupieniu.
Oboje gwałtownie schowali się w swoim pokoju i zamknęli drzwi.
— Marek, co się dzieje? Można zwracać dzieciom uwagę łagodniej — powiedziała żona, widząc ich przestraszone oczy.
— Nic — odburknął mąż.
— Po co kłamać? To nie pierwszy raz. Nie widzisz, iż wyładowujesz na nas złość? Cóż my ci zawiniłyśmy?
Ola nie spodziewała się reakcji męża i pożałowała, iż w ogóle zaczęła tę rozmowę. Ale potem pomyślała:
— Jaka to różnica, teraz czy później…
Marek zerwał się z kanapy, chwilę milczał, wahał się, w końcu powiedział:
— Nie chciałem zaczynać tej rozmowy przed świętami, ale skoro nalegasz…
— Dlaczego? — nie rozumiała Ola.
— Żeby nie psuć świąt.
— Jak możesz je zepsuć?
— Ola, no jak ty nie rozumiesz… Zmęczysz mnie. Spotkałem inną kobietę i się zakochałem — wyznał w końcu.
— Cooo? Kiedy? — żona nie mogła uwierzyć. — To jakiś żart?
— Nie, Ola, nie żartuję. Odchodzę od ciebie. Z dziećmi będę się widywał w weekendy. Alimenty oczywiście opłacę.
Ola zastygła w osłupieniu. Chciała coś powiedzieć, ale mąż ją uprzedził.
— Dzieciom powiem sam, nie mów im nic.
— Tylko nie teraz — szepnęła Ola. Wiedziała, iż to będzie dla nich cios.
Skinęła głową i osunęła się na kanapę, próbując ogarnąć to, co usłyszała. Marek poszedł do sypialni, wyciągnął dużą torbę i zaczął pakować rzeczy. Po chwili drzwi za nim zatrzasnęły się.
— Nigdy nie rozumiałam kobiet, które zostały porzucone — myślała. — Teraz wiem. To takie ciężkie, bolesne, jakby życie się zawaliło. A jednak muszę się zebrać, wytłumaczyć coś dzieciom.
Może długo by tak siedziała, rozmyślając nad swoim smutnym losem, gdyby z pokoju nie wybiegła córka:
— Mamo, a tata gdzieś poszedł? Gdzie on jest?
— Tata? Wyjechał w pilnej sprawie służbowej.
— A kiedy wróci?
— Jeszcze nie wiem, córeczko.
— To będziemy świętować Sylwestra bez niego? — Antek wyszedł z pokoju i spojrzał na nią pytająco.
— Tak, będziemy we trójkę. Ale nic nie szkodzi, będziemy mieli choinkę, prezenty, wszystko jak zawsze — odpowiedziała matka, starając się mówić spokojnie i z uśmiechem.
Tej nocy Ola prawie nie spała. Stres zrobił swoje, w głowie wciąż kołatały się słowa męża: “Zakochałem się”. Nie chciała się z tym pogodzić…
Trzydziestego grudnia zmusiła się do przygotowań. Najbardziej bała się, iż dzieci coś zauważą. Postanowiła więc przygotować mnóstwo smakołyków — gotować umiała i robiła to z przyjemnością.
— Przy okazji oderwę się od tych myśli — myślała. — Niech Sylwester będzie radosny, jak zawsze. Dzieci i tak nie dałyby się wcześniej położyć.
Zaczęła gotować, ale przypomniała sobie, iż brakuje kilku rzeczy. Zebrała się do wyjścia.
— Mamo, gdzie idziesz? — zapytała Marysia.
— Do sklepu…
— Ja z tobą! — dziewczynka pobiegła po kurtkę.
— Mamo, kup chipsy — poprosił Antek. — Ja zostanę. Maryś, przypomnij mamie o chipsach! — pouczał siostrę, a ta wesoło kiwała głową.
Po obiedzie dzieci poszły na podwórko. Choinka już stała przystrojona, stół był nakryty, a na środku stała waza z owocami. Ola była w kuchni, gdy usłyszała głos Antka:
— Mamo, chodź szybko!
— Co tam się stało? — wyszła do przedpokoju i zobaczyła, jak syn trzyma na rękach małego czarnego kotka z białym łatką na czole.
Dzieci, rozpromienione, uśmiechały się szeroko.
— Nie, tylko nie to — stanowczo powiedziała matka, a dzieci patrzyły na nią błagalnie.
— No mamooo — zanosiła się Marysia. — Proooszę!
— Nie, mówiłam. Gdzie go znaleźliście? Jest brudny.
— Mamo, a jeżeli tata pozwoli? — Antek wiedział, iż ojciec lubi koty.
— Tata jest w podróży. Połóżcie mu ściereczkę w klatce schodowej, nalejcie mleka i niech tam zostanie.
— Tam zimno! On już jest zmarznięty. Mamo, my go umyjemy, będzie czysty! — błagali, ale Ola była nieugięta. — Nie róbmy sobie przykrości przed świętami. Wynieście go. Koniec tematu. Idźcie umyć ręce.
Antek wrócił w milczeniu. Dzieci posłusznie umyły ręce i zamknęły się w pokoju. Ola czuła się winna, ale nie chciała kota w domu. Wystarczyło, iż mąż ją porzucił tuż przed świętami. A teraz jeszcze to…
Postanowiła nakarmić dzieci, gdy zadzwonił dzwonek. Otworzyła — na wycieraczce siedział kotek i w mgnieniu oka wślizgnął się do środka.
— Gdzie?! — krzyknęła Ola, widząc sąsiadkę, Helenę.
— Olu, ten gość tak się prosił — zaśmiała się sąsiadka. — Siedział przed twoimi drzwiami i żałośnie miauczał. To dobra wróżba, kot samNowa rodzina z kotem przy wigilijnym stole czuła, iż nadchodzący rok przyniesie szczęście, a Marek, tuląc Olę i dzieci, wiedział już, iż jego miejsce jest tylko tutaj.