Budżet obywatelski do poprawki? „Czasem decyduje tytuł, nie jakość projektu” – mówi Jakub Kosek (ROZMOWA)

1 tydzień temu

Budżet obywatelski, kontrowersyjna zieleń na Placu Bohaterów Getta, przyszłość krakowskich teatrów i zmiany w organizacji sesji Rady Miasta – to tylko niektóre z tematów, które poruszyliśmy w rozmowie z przewodniczącym Rady Miasta Krakowa, Jakubem Koskiem. W wywiadzie odnosi się do problemów systemowych, które jego zdaniem wypaczają ideę partycypacji mieszkańców, krytycznie ocenia projekt niskiego żywopłotu w miejscu, gdzie oczekiwano drzew, i zapowiada ograniczenie liczby sesji Rady. Tłumaczy też, skąd wzięły się emocje wokół jednej z miejskich instytucji kultury i dlaczego konkursy na dyrektorów przez cały czas wzbudzają tak wiele napięć.

Jarek Strzeboński, KRKnews.pl: Zacznijmy od gorącego tematu – Teatru Variété. Skąd wzięła się ta napięta atmosfera wokół dyrekcji tej instytucji?

Jakub Kosek: Stanowisko prezydenta w tej sprawie nigdy nie było tożsame z treścią interpelacji, która pojawiła się w przestrzeni publicznej. Mam wrażenie, iż ta cała sytuacja wynika z pewnej nerwowości. Kiedy zmienia się władza, pojawiają się pytania o kontynuację – to naturalne, iż dyrektorzy instytucji kultury zastanawiają się, czy dalej będą pełnić swoje funkcje.

Ale to nie pierwszy raz. Podobna sytuacja była z Maszą Potocką. Zaczyna się od krytyki prezydenta, potem pojawiają się listy w obronie dyrektora. Czy w Krakowie nie da się przeprowadzić konkursu w spokojnej atmosferze?

To jednak inna historia. W przypadku Variété prezydent – nie publicznie, ale jasno – zakomunikował, iż nie przewiduje dalszej współpracy bez konkursu. Dyrektor miał pełne prawo startować w konkursie, ale sam zrezygnował. Wydaje mi się, iż czasem szukamy sensacji tam, gdzie wszystko przebiega zgodnie z procedurami. To protest nie przeciwko konkursowi, ale przekonaniu, iż decyzja już zapadła. A żadna interpelacja nie jest decyzją.
Ale może jednak można było z dyrektorem porozmawiać wcześniej, zamiast wywoływać emocje?

Nie wiem, jak to wyglądało od strony urzędu. Ale z tego, co wiem, komunikat był jasny – organizujemy konkurs. I nie był to komunikat publiczny, tylko wewnętrzny. Uważam, iż to słuszna droga. jeżeli ktoś nie chce startować w konkursie, to jest jego decyzja. Precedensów tu nie widzę.

To skąd ten silny opór? Czy naprawdę w Krakowie nie da się ogłosić konkursu bez listów protestacyjnych?

Trzeba by zapytać tych, którzy te listy piszą. Ale moim zdaniem protest dotyczył nie tyle decyzji o konkursie, co interpretacji treści interpelacji jednego z radnych. Po niej część środowiska teatralnego uznała, iż decyzja o zmianie dyrekcji już zapadła, choć żadna interpelacja nie jest decyzją. To nakręciło całą historię.

Teatr Bagatela i Teatr Variété – powinny się połączyć?

Nie mam w tej sprawie jednoznacznego zdania. Brakuje nam w Krakowie przestrzeni dla teatrów niezależnych, instytucjonalnych, które nie grają na stałe, ale mają coś interesującego do pokazania. Taka społeczna scena byłaby dużym wzbogaceniem. Scena Variété – nie mówię tu o administracji – jest potrzebna. Mimo iż sam nie jestem fanem teatru Variété, uważam, iż powinien on funkcjonować w Krakowie.

Czyli łączenie teatrów to zły pomysł?

Nie wiem, czy zły, ale na pewno trzeba go dobrze przemyśleć. Bagatela i Variété to dwa różne światy teatralne, z różną publicznością. jeżeli optymalizacja – to nie kosztem scen. Nie możemy ograniczać oferty kulturalnej, bo każde z tych miejsc ma swoją rolę do odegrania.

W przestrzeni publicznej pojawiła się też kwestia finansów. Teatr Variété odpowiadał, iż jego koszty są najniższe ze wszystkich krakowskich teatrów. Czy powinniśmy porównywać instytucje kultury pod kątem kosztów?

Kultura zawsze jest deficytowa. Jej wartością nie jest to, czy się bilansuje, tylko co wnosi. Kraków kulturą stoi i nie wyobrażam sobie, żebyśmy wymagali od teatrów samofinansowania. Koszty zależą od tego, jak je liczymy. Możemy je porównywać w przeliczeniu na etaty, spektakle albo liczbę miejsc na widowni – każda metoda da inny wynik. Ale warto, żeby teatry od siebie się uczyły i wprowadzały dobre praktyki – oczywiście bez szkody dla strony artystycznej.

Przejdźmy do budżetu obywatelskiego. W tym roku złożono rekordową liczbę wniosków. To dobrze czy źle?

Sam pomysł budżetu obywatelskiego jest świetny – od początku byłem jego zwolennikiem. Ale dziś widzę wypaczenia systemowe. Często projekty są źle wycenione, a urzędnicy je akceptują. Potem miasto ma problem z realizacją. Inny problem to sposób finansowania – projekty realizuje się do wyczerpania środków. Efekt? Wygrywa pierwszy, drugi projekt, potem może jakiś z końca listy, który akurat mieści się w limicie. Dziś ktoś może „na akord” pisać projekty, licząc, iż któryś przejdzie.

Czyli w praktyce wygrywają nie najlepsze projekty, ale najtańsze?

Czasami tak. I często są to projekty pisane przez dobrze zorganizowane grupy, które robią to seryjnie. A mieszkańcy, zamiast wybierać najlepsze pomysły, głosują na te, które mają chwytliwy tytuł. Trzeba pomyśleć o zmianach w regulaminie – może ograniczyć liczbę projektów składanych przez jedną osobę? Może zmienić harmonogram? Na pewno potrzebna jest analiza.

Czy nie warto przesunąć części środków z projektów ogólnomiejskich do dzielnicowych?

Być może. Ale najpierw trzeba sprawdzić, gdzie jest większa koncentracja projektów składanych seryjnie – w mieście czy dzielnicach. Z danych, które mam jako radny Dzielnicy IV, wiem, iż tam jeden projekt potrafi kosztować prawie milion złotych. Ceny poszły w górę, inflacja zrobiła swoje. Duże projekty są potrzebne, ale trzeba je mądrze planować.

Na KRKnews pisaliśmy o projekcie „Zazielenić Plac Bohaterów Getta” z 2022 roku. Po trzech latach będzie realizowany – ale mowa głównie o żywopłocie z grabów. Czy to ma sens?

Wątpię. jeżeli mieszkańcy wyobrażali sobie drzewa i cień, a powstanie 90-centymetrowy żywopłot, to mamy problem. Niestety, tak działa budżet obywatelski – decydują emocje, nie wiedza. Czasem projekty piszą osoby bardzo młode, które nie rozumieją kontekstu przestrzennego, historycznego. A urzędnicy boją się odrzucać takie pomysły – bo zieleń, bo PR. Trzeba odwagi i lepszych zapisów regulaminowych. Zasłonimy żywopłotem jeden z najważniejszych pomników w Krakowie. To efekt decyzji podjętych bardziej sercem niż rozumem.

Czyli urzędnicy powinni mieć możliwość odrzucenia niektórych pomysłów?

Tak. Oczywiście pojawi się zarzut o „cenzurę”, ale powinniśmy mieć mechanizmy, które pozwalają eliminować projekty niespójne z polityką miasta, realiami przestrzennymi czy logistyką.

Na koniec – zmiany w organizacji sesji Rady Miasta Krakowa. Czy od października będzie jedna sesja miesięcznie?

W tym roku miało być 21 sesji, będzie 19. Od przyszłego roku planujemy mniej sesji – co 3–4 tygodnie, ale jeszcze nie mamy harmonogramu. Przeanalizowaliśmy, jak to wygląda w innych miastach – większość dużych miast ma 12–14 sesji rocznie. My mieliśmy choćby o jedną trzecią więcej. Prawda jest taka, iż sesje to nie jeden dzień, a przynajmniej kilka dodatkowych dni posiedzeń komisji, podczas których dyrektorzy wydziałów tracą czas czekając na zabranie głosu, zamiast pracować na rzecz mieszkańców.

Ale co z tematami, które wymagają uwagi mieszkańców, jak np. atak hakerski na MPK?

Takie tematy oczywiście będą omawiane na sesji. Ale inne – lokalne, techniczne, węższe – powinny trafiać na komisje. Komisje nie są od „odfajkowania” obecności, tylko od realnej pracy. Mieszkańcy przez cały czas będą mogli zabierać głos na sesjach, tu nic się nie zmienia.

Sesje będą dłuższe?

To zależy od radnych. jeżeli chcą mówić to samo, co już powiedzieli na komisjach albo w mediach społecznościowych – będą dłuższe. jeżeli będą działać sprawnie – skrócą się. Odejście od przerw na komisje już dało półtorej godziny oszczędności. Z dużym prawdopodobieństwem można skopiować wypowiedź radnego z Facebooka i mieć gotowy zapis z sesji.

A co z głosowaniem blokowym?

Na razie zostaje. Zmiana systemu głosowania wymagałaby zupełnie innej organizacji sesji – np. przerwy obiadowej. Na dziś większość Rady nie widzi potrzeby zmiany.

Idź do oryginalnego materiału