Biedny Kotek

polregion.pl 1 miesiąc temu

No więc, tak to było. Pojechaliśmy do teściowej. No tak.

Mieszkała w maleńkiej wiosce, w niewielkim domku na samym skraju, a dalej…
Dalej był las, rzeczka, jezioro i wędkowanie. Świeże powietrze, ptaszki, grzybobranie i jagody. Raj dla moich dwóch owczarków. Które, nawiasem mówiąc, żona sobie uparła, mimo wszystkich moich protestów i tłumaczeń. No bo jak tu trzymać dwa takie wielkie psy w trzypokojowym mieszkaniu na piątym piętrze?

W każdym razie.

Postawili mnie przed faktem i obiecali.
A obietnica była taka: wyprowadzać psy będą żona i córka.
No tak.
Uwierzyliście?
Ja nie, i miałem rację. Wyprowadzałem je ja, opiekowałem się nimi też ja.
Ot, taka prawda.

Dlatego wyjazd na wieś, czyli do domku teściowej, był dla mnie jak urlop. Który, oczywiście, samoczynnie przeobraził się w naprawy, robotę w ogrodzie i przy domu. A potem, padnięty ze zmęczenia, choćby nie marzyłem już o rybach ani grzybach.
Jedynym, komu było dobrze, były nasze owczarki. Wolność. Biegaj, gdzie chcesz, rób, co ci się podoba.
I wściekle im zazdrościłem.

Ale drugiego dnia przyprowadziły do domu… kota.
Starszego, brudnego, obłoconego, z pchełkami…
Owczarki stały w przedpokoju, żałośnie skomląc. Kot, siedzący przed nimi, udawał pokornego grzesznika. Teściowa, żona i córka — które, notabene, nie przepracowały się specjalnie przy domowych obowiązkach (bo to był mój dział) — roniły łzy, wymachując rękami i zachwycając się szlachetnością naszych psów.

Kota przyjęto z otwartymi ramionami. Wykąpano, wysuszono, nakarmiono, nagłaskano i wycałowano. Potem rozłożył się wygodnie w moim fotelu.
Dla mnie została taboret.

Nazwano go — Biedny Kotek.
Ale ja doskonale widziałem po jego spojrzeniu i manierach, iż Biedny Kotek to w rzeczywistości była Bandycka Morda.
Przez całe dwa tygodnie, gdy ja harowałem u teściowej, to stworzenie zachowywało się jak anioł. Bawił się z kobietami i psami, zdobywając ich miłość i szacunek.

Miałem nadzieję, iż uda się go zostawić pod opieką teściowej, ale…
Po bitwie, którą wygrała córka, teściowa spakowała dla swojego ulubieńca smakołyki, pocałowała go w nos — i pojechał z nami do domu.

No więc.
U nas pokazał, na co go stać. Najpierw zademonstrował dwóm wielkim psom, kto tu naprawdę rządzi. Z tej potyczki owczarki wyszły obite, z podrapanymi pyskami — i z głębokim zrozumieniem swojej tragicznej pomyłki.

Żona i córka uwielbiały Biednego Kotka. Koty potrafią trafić do kobiecego serca — w przeciwieństwie do mnie.
No tak.

Teraz na spacery prowadziłem dwa owczarki na smyczach i Biednego Kotka — luzem. Jedyna euforia tych spacerów polegała na tym, iż psy szły jak w wojsku — równiutko, w idealnym szyku. choćby spojrzeć nie śmiały na dumnego kota z zadartym ogonem. Patrzyły albo przed siebie, albo w bok.
A sąsiedzi tylko się dziwili:
— Jak wam się udało tak wytresować te psiaki? Cudo! Jak w defiladzie!

Ja tylko pochmurnie się uśmiechałem. Biedny Kotek potrafiłby wytresować każdego.
Zwykle rozkładał się na środku trawnika, a my krążyliśmy wokół niego z psami. Kot spoglądał na nas wzrokiem surowego przełożonego. Psy patrzyły na mnie błagalnie.

Dwa pitbule — swoją drogą, zakazane do hodowli — biegały bez kagańca i smyczy. Ich właściciel, który wprowadził się niedawno, widocznie postanowił pokazać, kto teraz rządzi na podwórku.
Najpierw przepędzili wszystkie dachowce, a kilka psów, które odważyły się z nimi zadrzeć, skończyły u weterynarza.

Kiedy wyszliśmy na spacer, pitbulki i ich pan cieszyli się pustym podwórkiem — reszta się pochowała.
Zobaczyli nas: owczarki w szyku i Biednego Kotka.
Postanowili podejść cicho i zaatakować.
Ich właściciel nie tylko nie protestował, ale choćby zaczął nagrywać telefonem.

Podkradli się bliżej, wyskoczyli zza krzaków i rzucili się na nas. Pierwsze miały być owczarki — pewnie liczyli, iż nie uciekną, bo trzymam je na smyczy.
Mnie i Biednego Kotka zostawili na deser.
I bardzo się pomylili.

Psy, zobaczywszy pędzące pitbule, tak szarpnęły za smycze, iż runąłem na ziemię. Próbowy uciec, ale smycze je powstrzymywały. Zamknąłem oczy, już widząc ten horror, i pomyślałem, iż muszę wstać, krzyczeć, wymachiwać rękami — pokazać odwagę.

No tak.
Ale jedyny, kto się odważył, był Biedny Kotek. W ułamku sekundy z leniwego obserwatora zmienił się w furię.
Dźwięk, jaki wydał, skacząc na pysk pierwszego psa, miał taką moc, iż pozazdrościłaby mu syrena strażacka.
W ciągu sekund morda pitbula zamieniła się w strzępy, a drugi — najpierw przysiadł, a potem, widząc, co go czeka, z podkulonym ogonem i wyciem pognał do właściciela.

A ten wciąż nagrywał. Pewnie nie wierzył własnym oczom.
I tak, to była transmisja na żywo.

No więc.
Teraz pitbule chodzą w kagańcach i na smyczy — ale tylko wtedy, gdy ja nie wyprowadzam Biednego Kotka i moich owczarków.
Bo jeżeli nas spotkają, to z piskiem chowają się za właścicielem i… no, załatwiają strach. Żeby uniknąć wstydu, wyprowadza je teraz o świcie albo w nocy.

Owczarki teraz liżą swojego wybawcę i nie próbują się z nim kłócić. I ja, szczerze mówiąc, zdaję sobie sprawę, iż gdyby nie on…
Więc moje stosunki z Biednym Kotkiem bardzo się poprawiły. Gdy żony i córki nie ma w domu, przynoszę dwa piwa i solone rybki. Piwo wypijam sam, a rybkami dzielę się z moim obrońcą.

Psy siedzą i patrzą w milczeniu. Nie protestują — bo są mądre.
Czasem kot przychodzi, żebym go pogłaskał. Ale w jego oczach widać coś… co nie pasuje do Biednego Kotka. Jakby mieszkała w nim dusza jakiegoś starożytnego wojownika, który nagrzeszył za życia — i za karę wcielił się w kota.

Wkrótce znówWkrótce znów pojedziemy do teściowej, a ja już teraz drżę na myśl, co tym razem przywiozą mi te serdeczne łajzaki.

Idź do oryginalnego materiału