Helena chodziła w tę i z powrotem po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Już któryś dzień z rzędu Tomek wracał do domu późno. Wczoraj zjawił się dopiero nad ranem. Wygarnęła mu, iż mógłby zadzwonić, uprzedzić, żeby się nie martwiła. Pokłócili się. I znowu czekała, mierząc krokami pokój, co chwilę spoglądając na zegarek.
„Kocha go. Ale mógłby się odezwać. Prędzej czy później się ożeni. Trzeba się przyzwyczaić. A jaka jeszcze żona mu się trafi? Tylko więcej zmartwień. Lepiej choćby o tym nie myśleć. No, dorosły już, ale serce i tak boli.” Helena nie potrafiła przestać się nakręcać.
Dawniej śmiała się z matek, które za bardzo opiekują się dorosłymi synami, a teraz sama stała się taka jak one. Każdą dziewczynę, z którą Tomek się spotykał, jeżeli ją poznała, uważała za niegodną jego. I jak każda matka sądziła, iż w tak ważnej sprawie jak wybranie żony, syn powinien z nią porozmawiać. Przecież ona lepiej wie, czego mu trzeba. Myśli kłębiły się w głowie bez końca. Żeby tylko już wrócił.
W drzwiach zaskoczył zamek, a Helena drgnęła, choć nasłuchiwała. „Wreszcie!” Rzuciła się do przedpokoju, ale w połowie drogi się zatrzymała, weszła do kuchni i usiadła przy stole, splatając ręce przed sobą.
– Mamo, czemu nie śpisz? – Tomek stanął w drzwiach.
– Wiesz, iż się martwię. Mogłeś zadzwonić – powiedziała z wyrzutem.
– Mamo, jestem dorosły i nie zamierzam się tłumaczyć z każdego kroku.
– Gdzie byłeś? – Helena spojrzała wyzywająco.
– U Zosi. – Głos Tomka stał się cieplejszy, bardziej miękki.
– Kolejna dziewczyna, pewnie nie ostatnia. A matka tylko jedna. – Nie potrafiła ukryć zazdrości.
– Dlaczego kolejna? Ona jest wyjątkowa, tak jak ty, mamo. – Tomek pocałował ją w policzek. – I nie mów o niej źle. Po kłótni będziesz żałować. No i jak miałbym wybrać żonę, gdybym nie poznawał dziewczyn? Sama mówiłaś, iż nie można żenić się z byle kim. Mówiłaś?
– Mówiłam – przyznała Helena. – Wnioskuję, iż już wybrałeś?
Tomek przykucnął obok niej, zajrzał jej w twarz. Serce Heleny zalała czułość. Jakże podobny był do ojca! Ten sam wzrok, ten sam uśmiech.
– Wybrałem, mamo. – Schylił głowę na jej kolana.
– To przedstawiłbyś mnie – powiedziała już łagodniej.
– Na pewno, tylko… – Tomek podniósł wzrok.
– Co? Jest z nią coś nie tak? – Helena miała ochotę zapytać, czy przypadkiem nie zamierza przyprowadzić do domu jakiejś włóczęgi, tak jak w dzieciństwie znosił bezpańskie koty i psy.
Współczucie dla zwierząt to dobra cecha, ale wszystkich nie da się przygarnąć. Wtedy udawała alergię, zaczynała kichać. Tomek zabierał znalezione zwierzęta i gdzieś je oddawał, nie porzucał. Teraz ta sztuczka by nie zadziałała. Miała już gotowe słowa na ustach, ale ujrzała ostrzegawcze spojrzenie syna i zamilkła.
– Z Zosią wszystko w porządku, mamo. Jest piękna i dobrze gotuje. Mi smakuje. Ale nie jest sama.
– Zakochałeś się w mężatce?
Widocznie strach odbił się na jej twarzy, bo Tomek natychmiast zaprzeczył:
– Nie, oczywiście. Ale ma syna. Ma pięć lat.
– Pięć?! – Helena aż podskoczyła. – To w jakim wieku urodziła?
– Mamo, nie krzycz. Tak, jest starsza ode mnie.
– Rozumiem. – Helena niemal się zakrztusiła z gniewu.
Jej syn, jej ukochane słoneczko, dla którego byłaby gotowa przenosić góry, zakochał się w starszej kobiecie, i to z dzieckiem!
– Co rozumiesz, mamo? Kocham ją. Każdy ma prawo do błędu. Sama tak mówiłaś.
– Tak, tylko ten błąd będzie na całe życie, nie naprawisz go. A wolne, młode dziewczyny już cię nie interesują? – rzuciła z goryczą.
– Właśnie dlatego nie mówiłem, nie przyprowadziłem jej. – Tomek zerwał się na równe nogi. – Wiedziałem, iż nie zrozumiesz. Pamiętasz, jak opowiadałaś o dziewczynie z pracy, którą porzucił chłopak? Jak jej współczułaś. Mówiłaś, iż jeszcze wszystko przed nią, iż spotka dobrego człowieka, który zostanie ojcem jej córki. Dlaczego tym dobrym człowiekiem ma być ktoś, ale nie twój syn?
– Synku, miłość przychodzi i odchodzi. Ja też szaleńczo kochałam twojego ojca, a on nas zostawił.
– Właśnie, mamo. Nie ma gwarancji, iż z młodą będzie wieczne szczęście. Kocham Zosię. I jej syna. To wspaniały chłopiec. Gdybyś go zobaczyła… choćby jeżeli będziesz przeciw, nie zostawię jej. Rozumiesz? Zostawmy to.
– Tomku, wychowałam cię i marzyłam, iż będziesz szczęśliwy…
– Dość. To moje życie. jeżeli będziesz się wtrącać – odejdę. – Wyszedł, zatrzaskując drzwi.
– Synku…
Nazajutrz poszedł do pracy choćby bez śniadania. Nie rozmawiali. Tomek wracał późno, od razu zamykał się w swoim pokoju. Helena nie wiedziała, jak naprawić zburzoną więź.
Wydawało się, iż wczoraj jeszcze kołysała go w ramionach, śpiewała kołysanki, opatrywała rozbite kolana, a dziś ma własne, dorosłe życie. Trudno to zaakceptować.
– Tomku, porozmawiajmy – zaczęła pewnego dnia.
– Porozmawiamy, gdy będziesz gotowa mnie wysłuchać i zrozumieć.
– Widzę, iż naprawdę ją kocha. Zobaczysz, odejdzie do niej i stracisz syna – mówiła Sobieska, najstarsza z koleżanek w pracy.
Helena nie wytrzymała, podzieliła się swoim bólem podczas przerwy. Chciała zrozumienia, rady, po prostu wyrzucić to z siebie.
– Wiem, iż nie mam racji, ale nie mogłam się powstrzymać, nagadałam mu… – mówiła, ledwie powstrzymując łzy.
– A chciałaś, żeby całe życie tkwił przy tobie? O czym miałby z tobą gadać? Potrzebuje twojego wsparcia, zrozumienia, a ty nie potrafisz tego dać, zaakceptować jego wyboru. Twoja teściowa od razu cię przyjęła?
– Nie od razu. Ale byłam młodsza od męża i bez dziecka – szepnęła Helena.
– I takHelena westchnęła głęboko, uśmiechnęła się przez łzy i pomyślała, iż może warto spróbować pokochać Zosię i jej syna, bo przecież najważniejsze było szczęście Tomka.