Bezdomni i bez nadziei: desperackie poszukiwanie schronienia w Polsce.

5 dni temu

Bezdomna i bez nadziei: rozpaczliwe poszukiwanie schronienia.

Nina nie miała dokąd pójść. Dosłownie… Mogę przespać kilka nocy na dworcu. A potem? Nagle przyszło jej do głowy zbawienne rozwiązanie: Domek na wsi! Jak mogłam zapomnieć? Chociaż… nazywanie tego domkiem to przesada. To raczej zrujnowana chatka. Ale i tak lepiej tam niż na dworcu, pomyślała.

Wsiadając do podmiejskiego pociągu, Nina przytuliła się do zimnej szyby i zamknęła oczy. Ogarnęły ją wspomnienia trudnych wydarzeń ostatnich lat. Dwa lata temu straciła rodziców, została sama, bez wsparcia. Nie było jej stać na studia, więc rzuciła uniwersytet i zaczęła pracować na targowisku.

Wydawało się, iż życie w końcu się układa… aż poznała Tomka. Okazał się dobrym i uczciwym człowiekiem. Po dwóch miesiącach młodzi wzięli skromny ślub.

Wreszcie wszystko się ułoży… myślała. Ale życie przygotowało dla Niny kolejną próbę. Tomek zaproponował, by sprzedali mieszkanie jej rodziców w centrum Warszawy i zainwestowali w swój biznes.

Opisał wszystko tak pięknie, iż Nina nie miała wątpliwości. Gdy się ustabilizujemy, pomyślimy o dziecku. Nie mogę się doczekać, by zostać mamą! marzyła naiwnie.

Niestety, biznes Tomka upadł. Ciągłe kłótnie o stracone pieniądze zniszczyły ich związek. niedługo Tomek przyprowadził do domu inną kobietę i pokazał Ninie drzwi.

Najpierw chciała iść na policję, ale zrozumiała, iż nie może oskarżyć męża. To ona sprzedała mieszkanie i oddała mu pieniądze…

***

Wysiadając na stacji, Nina szła samotnie przez opustoszały peron. Była wczesna wiosna, na wsi jeszcze nic nie kwitło. Po trzech latach nieobecności działka zarosła chwastami. Nie szkodzi, posprzątam i będzie jak dawniej, myślała, choć wiedziała, iż nic nie będzie takie samo.

Klucz znalazła łatwo pod werandą, ale drewniane drzwi były wypaczone i nie chciały się otworzyć. Młoda kobieta próbowała je otworzyć, ale bezskutecznie. W końcu usiadła na schodkach i rozpłakała się.

Nagle zauważyła dym i usłyszała hałas u sąsiadów. Uradowana, iż ktoś jest w pobliżu, pobiegła tam.

Pani Halino! Jest pani w domu? zawołała.

Zamiast sąsiadki zobaczyła zaniedbanego starszego mężczyznę, który rozpalał małe ognisko i grzał wodę w brudnym kubku.

Kto pan jest? Gdzie pani Halina? spytała, cofając się.

Niech się pani nie boi. I proszę nie wzywać policji. Nie robię nic złego. Nie wchodzę do domu, mieszkam tu, w ogrodzie…

Ku jej zdziwieniu, mówił miłym, kulturalnym głosem, jak ludzie wykształceni.

Jest pan bezdomny? spytała nieco bezceremonialnie.

Tak. Ma pani rację odparł, spuszczając wzrok. Mieszka pani obok? Nie martwi się pani, nie będę przeszkadzał.

Jak się pan nazywa?

Mieczysław.

A nazwisko?

Nazwisko? zdziwił się. Kowalski.

Nina przyjrzała się Mieczysławowi Kowalskiemu. Ubrania, choć znoszone, były czyste, a on sam wyglądał na zadbanego.

Nie wiem, do kogo się zwrócić… westchnęła.

Co się stało? spytał życzliwie.

Drzwi są zablokowane. Nie mogę ich otworzyć.

jeżeli pani pozwoli, mogę spojrzeć zaoferował się.

Byłabym wdzięczna!

Gdy mężczyzna majstrował przy drzwiach, Nina usiadła na ławce i zastanawiała się: Kim jestem, by go pogardzać? W końcu też jestem bezdomna. Jesteśmy w podobnej sytuacji…

Ninuś, proszę spojrzeć! Mieczysław uśmiechnął się i otworzył drzwi. Chce pani tu nocować?

A gdzie indziej?

Jest ogrzewanie?

Chyba jest piec… odpowiedziała niepewnie.

Rozumiem. A drewno?

Nie wiem.

Dobrze. Niech pani wejdzie, zaraz coś przyniosę powiedział stanowczo i wyszedł.

Nina sprzątała około godziny. W chacie było zimno, wilgotno i nieprzyjemnie. Była przygnębiona, nie wiedząc, jak tu żyć. niedługo Mieczysław wrócił z drewnem. Ku jej zaskoczeniu, poczuła ulgę, iż ktoś jest obok.

Rozpalił piec i po godzinie w chatce zrobiło się ciepło.

Proszę dokładać drewna powoli, a na noc zgasić. Niech się pani nie martwi, ciepło starczy do rana wytłumaczył.

A pan? Gdzie się pan zatrzyma? U sąsiadów?

Tak. Niech pani nie myśli źle… prześpię się w ich ogrodzie. Nie chcę iść do miasta… nie chcę rozdrapywać ran.

Mieczysławie, niech pan zaczeka. Zjemy kolację, wypijemy herbatę, a potem pan pójdzie powiedziała stanowczo.

Mężczyzna nie protestował. Zdjął płaszcz i usiadł przy piecu.

Przepraszam, iż się wtrącam… zaczęła Nina. Ale pan nie wygląda na bezdomnego. Dlaczego żyje pan na ulicy? Gdzie pańska rodzina?

Mieczysław opowiedział, iż całe życie wykładał na uniwersytecie. Poświęcił się nauce, a starość przyszła niespodziewanie. Gdy zrozumiał, iż jest zupełnie sam, było już za późno, by cokolwiek zmienić.

Rok wcześniej zaczęła go odwiedzać siostrzenica, Kasia. Delikatnie zasugerowała, iż się nim zaopiekuje, jeżeli zapisze jej mieszkanie. Ucieszył się i zgodził.

Potem Kasia zdobyła jego zaufanie. Namówiła go na sprzedaż mieszkania w zatłoczonym śródmieściu i kupno domu na przedmieściach.

Wujku, poczekaj w banku, a ja wszystko załatwię. Zabiorę dokumenty, żeby nikt nam nie ukradł powiedziała przed wejściem.

Zniknęła w środku, a on czekał. Godzinę, dwie, trzy… W końcu wszedł i zobaczył, iż bank ma drugie wyjście, a Kasi nigdzie nie ma.

Nie mógł uwierzyć, iż został oszukany przez własną rodzinę. Przez kolejne dni szukał siostrzenicy, aż w końcu trafił pod jej dawny adres. Nowa lokatorka powiedziała, iż Kasia wyprowadziła się dwa lata temu…

Straszna historia… westchnął. Od tamtej pory żyję na ulicy. Wciąż nie mogę uwierzyć, iż nie mam domu.

Też myślałam, że

Idź do oryginalnego materiału