BAJKA O FERMIE

6 godzin temu

Był sobie pewien rolnik. Zwykły, niczym się nie wyróżniał. Niebogaty. Stary dom, trochę zwierzaków. Dwie krowy, trzy kozy, trzy kaczki. Z dziesiątek kur, które znosiły mu jajka, i kawałek ziemi.

Niezły kawałek. Uprawiał tam raz kukurydzę, raz ziemniaki, czasem Bóg wie co. Żeby przeżyć. Dwie krowy, trzy kozy, trzy kaczki, kury, pies Burek i dwa koty. A wszyscy, między nami mówiąc, chcieli jeść. I on sam też lubił coś przegryźć.

Tak.

Stary ciągnik w szopie i różne narzędzia do siania i zbiorów. A jego zwierzęta uwielbiały swojego człowieka. A to dlatego, iż traktował je jak członków rodziny. Rozmawiał z nimi i dzielił się ostatnim kęsem.

Tak.

Kiedy któreś chorowało, brał je do domu i pielęgnował. Jak własne dziecko.

Inni rolnicy z okolicy śmiali się z niego.

Uważali, iż powinien sprzedać je na mięso. Wtedy zarobiłby pieniądze i mógłby wymienić sprzęt. Nie musiałby tylu pasz wydawać.

Zaoszczędziłby z plonów i może nawet… Może wtedy jakaś kobieta zwróciłaby na niego uwagę, a tak… Komu taki biedak jest potrzebny?

On się nie przejmował. Zawsze się uśmiechał i odpowiadał:

Nie mogę. One są jak rodzina.

W knajpie, gdzie w weekendy zbierali się wszyscy rolnicy, żeby się spotkać i wypić po kieliszku, te słowa traktowano jak żart.

Ludzie popijali, grali w bilard i tańczyli.

Była tu choćby kapela, która grała świetne stare kawałki. I rolnicy, ich żony, kelnerki i reszta tłumu wirowała w takt.

Oj, wyglądało to pięknie, ale… Rolnik nie mógł wyjść do tańca.

Nawet nowych butów nie miał. Mógłby kupić porządne, skórzane, jak wszyscy chłopy.

A jedna z kelerek patrzyła na niego. Taki miły, spokojny mężczyzna z dobrymi, uśmiechniętymi oczami. Kilka razy próbowała go wyciągnąć do tańca, ale…

Rolnik strasznie się czerwienił, chował stopy w swoich starych, zniszczonych butach pod stół i mruczał coś w stylu:

Przepraszam, pani. Dzisiaj trochę za dużo, kręci mi się w głowie.

Co on ciągle kłamie? denerwowała się kelnerka. Przecież wypił tylko jeden kieliszek.

No i jeden z rolników wyjaśnił jej, jak to jest.

Trzyma w domu tłum zwierząt, których ledwo jest w stanie wyżywić. Wielokrotnie mu radzili sprzedaj je na mięso. Będzie ci lżej.

A on? spytała kelnerka.

A głupi jest odpowiedział jeden z nich. Mówi, iż to jego rodzina.

I jeden z rolników roześmiał się, po czym próbował objąć kelnerkę i pocałować. Ale w Polsce, powiem wam, kelnerki są twarde.

Prawym sierpowym posłał kolegę w głęboki nokaut, co wywołało burzę śmiechu w lokalu.

Tak.

A kelnerka zaczęła patrzeć na rolnika zupełnie innymi oczami.

Próbowała mu podrzucać darmowe burgery.

On strasznie się czerwienił, płoszył i wymawiał.

Krótko mówiąc, Bóg jeden wie, co tu się działo. Czy to nieodwzajemniona miłość, czy wręcz przeciwnie odwzajemniona, ale on uważał się za ciężar dla wszystkich. Biedny rolnik, który ledwo stać na utrzymanie gospodarstwa.

No, niezły tłusty interes.

Tak.

A tu akurat siewy.

I zwierzęta chodzą za jego ciągnikiem, wspierając go moralnie. No właśnie.

A Burka czasem zabierał ze sobą do knajpy. Chował go pod stół i karmił darmowymi burgerami, tak. Sam nie jadł, a psu dawał.

Kelnerka patrzyła na to i nie wiedziała, jak zareagować. Splunąć na niego i poszukać sobie lepszego, czy…

Wybuchnąć płaczem.

I usiąść mu na kolanach przy wszystkich. Przytulić, pocałować i zapytać wprost:

No i co, nigdy na mnie nie spojrzysz? Burka karmisz, a mnie nie pocałujesz?

I na samą myśl jej oczy robiły się mokre, a ona wzdychała z rozmarzeniem.

Nie wiadomo, jak by się to skończyło, gdyby pewnego wieczoru…

Gdy rolnik usiadł na ławeczce w podwórku, a wszystkie zwierzęta zebrały się wokół, zrobiło mu się słabo. Naprawdę słabo.

Serce mu się ścisnęło. Ciężko wszystko dźwigać w pojedynkę.

JękZwierzęta wtuliły się w niego jeszcze mocniej, a kelnerka, która właśnie przyjechała, zobaczywszy to, podeszła szybko, objęła go i szepnęła: „Nie bój się, od dzisiaj już nie jesteś sam”.

Idź do oryginalnego materiału