– Jak to rozumieć? – Krzysztof wymachiwał testamentem tuż przed nosem notariusza. – Mieszkanie dla zięcia, działka dla zięcia, samochód dla zięcia! A co dla mnie? Jestem przecież synem, rodzonym synem!
– Krzysztofie Stanisławowiczu, proszę się uspokoić – notariusz poprawiła okulary i surowo spojrzała na rozgorączkowanego mężczyznę. – Pana ojciec miał pełne prawo rozporządzać swoim majątkiem według własnego uznania.
– To niesprawiedliwe! – głos Krzysztofa załamał się w pisk. – Tomek ożenił się z moją siostrą ledwie pięć lat temu, a dostał więcej niż ja! Gdzie tu sprawiedliwość?
Tomasz siedział na krześle w kącie gabinetu, zaciskając pięści. Jego twarz była blada, a oczy czerwone od niewyspania. Milczał, ale po jego wyrazie twarzy było widać, iż ta sytuacja sprawia mu tyle samo bólu, co Krzysztofowi.
– Krzysiek, przestań krzyczeć – cicho, ale stanowczo powiedziała Marta, siostra Krzysztofa i żona Tomasza. – Tatuś wiedział, co robi.
– Ty też się zamknij! – warknął brat. – Twój mężulek pewnie namówił cię, żebyście wspólnymi siłami ogłupili ojca, kiedy był chory.
Tomasz gwałtownie wstał z krzesła.
– Powtórz to jeszcze raz – w jego głosie zabrzmiało niebezpieczne ostrzeżenie.
– Powtórzę! – Krzysztof odwrócił się do zięcia. – Ogłupiłeś chorego starca, oto, co zrobiłeś! Wśrubowałeś się w jego łaski, udawałeś troskliwego, a tylko miałeś oko na spadek!
– Krzysiek! – Marta zerwała się z miejsca. – Jak śmiesz! Tomek opiekował się tatą dzień i noc, kiedy leżał w szpitalu. A gdzie byłeś ty? Gdzie był rodzony syn?
– Pracowałem! Mam własną rodzinę, dzieci! Nie mogę wszystkiego rzucić i zostać pielęgniarzem!
– A Tomek mógł? – Marta podeszła do brata blisko. – On nie ma rodziny? Nie ma pracy? Wziął urlop dla taty, brał zwolnienia, nie spał po nocach!
Notariusz westchnęła zmęczona i zastukała długopisem w biurko.
– Drodzy spadkobiercy, proszę wyjaśniać swoje relacje poza moim gabinetem. Testament został sporządzony zgodnie z prawem i należycie poświadczony. Stanisław Janowicz był w pełni władz umysłowych, gdy go sporządzał. Są zaświadczenia lekarskie, które to potwierdzają.
Krzysztof chwycił ze stołu kopię testamentu i przeczytał ją ponownie.
– Mieszkanie trzypokojowe na Mokotowie – Tomaszowi Andrzejewiczowi Kowalskiemu. Działka w podwarszawskim Konstancinie – Tomaszowi Andrzejewiczowi Kowalskiemu. Samochód „Skoda” – Tomaszowi Andrzejewiczowi Kowalskiemu. – Jego głos drżał z wściekłości. – A Krzysztofowi Stanisławowiczowi Nowakowi – garaż i narzędzia ogrodnicze. Narzędzia ogrodnicze! Łopaty i grabie!
– I jeszcze pięćdziesiąt tysięcy złotych – dodała notariusz. – Niech pan o tym nie zapomina.
– Pięćdziesiąt tysięcy! – Krzysztof zaśmiał się gorzko. – Za mieszkanie teraz płacą osiemset tysięcy, działka też warta przynajmniej trzysta, samochód prawie nowy. A dla mnie pięćdziesiąt tysięcy! Jak jałmużnę!
Tomasz nie wytrzymał i odezwał się:
– Krzysiek, ja nigdy nie prosiłem Stanisława Janowicza o nic. Co więcej, kiedy powiedział mi, iż chce zmienić testament, odradzałem mu to. Mówiłem, iż wszystko powinno przypaść dzieciom.
– Tak, oczywiście odradzałeś! – prychnął Krzysztof. – Zaraz uwierzę!
– A co odpowiedział tata? – spytała Marta męża.
Tomasz ciężko westchnął.
– Powiedział: „Tomku, Krzysiek to mój rodzony syn, ale ty stałeś mi się bliższy. Krzysiek pojawia się tylko wtedy, gdy potrzebuje pieniędzy. A ty przychodzisz bezinteresownie, pytasz, pomagasz”. To jego słowa, nie moje.
Krzysztof zbladł.
– Tego nie powiedział.
– Powiedział – potwierdziła Marta. – Sama to słyszałam. Tata bardzo przeżywał, iż tak rzadko go odwiedzasz.
– Mam sprawy! Pracę! Nie każdy może pozwolić sobie na ciągłe siedzenie ze starymi!
– Nikt nie zmuszał Tomka do siedzenia – Marta usiadła z powrotem na krześle. – Robił to z własnej woli. Bo kochał tatę.
Zapadła cisza. Notariusz zbierała dokumenty, wyraźnie chcąc jak najszybciej zakończyć tę nieprzyjemną procedurę.
– Będę kwestionował testament – w końcu powiedział Krzysztof. – Znajdę sposób, żeby udowodnić, iż tata nie był przy zdrowych zmysłach.
– Proszę bardzo – Tomasz wzruszył ramionami. – To pańskie prawo.
– Krzysiek, opamiętaj się – poprosiła siostra. – Po co psuć relacje w rodzinie? Taty już nie ma, ale my zostaliśmy. Naprawdę będziemy się kłócić o pieniądze?
– Łatwo ci mówić! – wybuchnął brat. – Twój mąż utopił się w miodzie, a ja co? Całe życie liczyłem na ojcowski spadek! Planowałem sprzedać mieszkanie, kupić większe, opłacić dzieciom studia!
– A my co, nie planowaliśmy? – Tomasz wstał i podszedł do okna. – Myślisz, iż lubię tę sytuację? Myślisz, iż cieszę się, iż między nami jest teraz taka przepaść?
– To zrzeknij się spadku – zaproponował Krzysztof. – Skoro ci tak nie po drodze.
– Nie zrzeknę się – stanowczo powiedział Tomasz. – Bo to ostatnia wola twojego ojca. I szanuję ją.
Marta wzięła męża za rękę.
– Tomek ma rację. Tata był mądrym człowiekiem, wiedział, co robi.
– Oczywiście, iż wiedział! – Krzysztof znów wybuchnął. – Wiedział, iż rodzonym synem można pomiatać, a obcym nie! Wiedział, iż ja to wszystko zniosę, bo jestem synem!
– A może wiedział coś więcej? – cicho zapytała Marta.
– O co ci chodzi?
Siostra zamilkła na chwilę, a potem zdecydowanie spojrzała na brata.
– Może pamiętał, jak trzy lata temu pożyczyłeś od niego pieniądze na samochód?
– No pożyczyłem, i co? Syn nie może pożyczyć od ojca?
– Może. Ale obiecałeś oddać za pół roku. Minęły trzy lata.
Krzysztof poczerwieniał.
– Zamierzałem oddać! Tylko okoliczności…
– A może pamiętał, jak obiecałeś mu remont łazienki, wziąłeś pieniądze na materiały i zniknąłeś na miesiąc?
– Przecież potem zrobiłemI Krzysztof odszedł w gniewie, nie zdając sobie sprawy, iż prawdziwym skarbem nie są mieszkania ani działki, ale czas poświęcony bliskim i miłość, której nie da się kupić za żadne pieniądze.