Zakochuję się w sąsiadzie. Mój syn nie chce mnie znać.
Co ty robisz, mamo? Zwariowałaś? krzyczy mój chłopiec, a policzki ma czerwone jak burak. Ty z sąsiadem? Z tym starym dziwakiem zza płotu?
Stoję przy kuchennym stole, wciąż trzymając ściereczkę. Nie spodziewam się takiej reakcji. Mówię tylko, iż spotykam się z panem Staszkiem, iż od kilku miesięcy rozmawiamy, iż dobrze nam razem, iż chyba się w nim zakochałam.
Tata nie był choćby trzy lata w grobie! wykrzykuje mój syn. Jak możesz?!
Dyszy mi się w piersiach. Chcę usiąść, ale on już zmierza w stronę drzwi.
Nie dzwoń do mnie. Nie chcę cię znać rzuca i potrząsa drzwiami tak, iż drżą szyby.
Potem zapada cisza.
Zostaję sama. To nie jest ta znajoma, cicha samotność, do której przywykłam przez lata. To pustka po człowieku, którego urodziłam, wychowałam i kochałam ponad życie.
Przecież nie zrobiłam nic złego prawda? Nie szukałam miłości. Przyszła sama nieśmiało, po cichu, przez płot, przez wspólne herbaty, przez śmiech w ogródku. A teraz mój własny syn twierdzi, iż już nie jestem jego matką.
Czy naprawdę nie mam prawa do szczęścia?
Nie śpię tej nocy ani chwili. Leżę w łóżku, wpatrując się w sufit, a w głowie wciąż słyszę jego głos: Nie chcę cię znać. Te słowa dręczą bardziej niż cokolwiek, co mnie kiedyś spotkało. choćby pogrzeb męża nie był tak rozdzierający. Tamta śmierć była tragedią, ale naturalną. A to? To jak zerwanie więzi z własnym dzieckiem.
Rano Staszek pisze: Myślę o Tobie. Jestem tu, gdybyś chciała pogadać. Nie odpisuję. Mam wyrzuty sumienia nie wobec niego, ale wobec syna. Czuję się, jakbym zrobiła coś nieodwracalnego.
Cały dzień krążę po domu jak duch. Zdjęcia rodziny na komodzie, kubek z napisem najlepsza babcia, rysunki wnuków przyklejone do lodówki wszystko przypomina mi, iż kiedyś byłam częścią czegoś stabilnego. Byłam mamą, babcią, żoną. Teraz czuję się egoistką.
Wieczorem przychodzi moja córka, Bogna, z ciastem i sokiem malinowym, tak jak zawsze. Siada przy stole i patrzy mi w oczy.
Słyszałam, co się stało.
Kiwanam głową, nie chcąc się rozpadać.
I co ty o tym myślisz? pytam cicho.
Bogna wzrusza ramionami.
Szczerze? Nie wiem. Tata był wspaniałym człowiekiem. Trudno wyobrazić cię z kimś innym. Ale nie jesteś już młodą dziewczyną. Masz prawo do czułości, do bliskości zawahała się. Tylko zrozum Kacpra. On żyje w wspomnieniach.
Ja żyję codziennością odpowiadam. I jestem w niej bardzo samotna.
Bogna patrzy na mnie długo, po czym delikatnie ściska moją dłoń.
Nie wiem, co powiedzieć, mamo. Ale jestem z tobą.
Te słowa są jak plaster na ranę. Nie leczą bólu, ale dają siłę, by wstać następnego dnia i wyjść do ogrodu, jak zawsze.
Staszek stoi przy furtce, z nieporadnym uśmiechem i termosem herbaty w ręce.
Czy mogę na chwilę? pyta.
Kiwanam. Siada obok mnie na ławce.
Przepraszam, iż wszystko tak wylało się mówi cicho. Nie chciałem sprawiać ci kłopotów.
To nie twoja wina odpowiadam. To ja chyba po prostu nie mam prawa do takich rzeczy.
Staszek patrzy na mnie poważnie, jak nigdy wcześniej.
Nie mów tak. Masz prawo. I ja też. Przez tyle lat robiliśmy wszystko jak należy. Może teraz pora zrobić coś po swojemu?
Czuję ciepło w gardle. Nie mówię nic. Nie uciekam. Zostaję. Pozwalam sobie siedzieć w ciszy, która nie rani, a tylko koi.
Trzy tygodnie mijają. Kacper nie odzywa się. Nie dzwoni, nie odpisuje. Wnuki cisza. Jakby ktoś przeciął grubymi nożyczkami całe moje dotychczasowe życie. Codziennie boli, ale zaczynam uczyć się oddychać na nowo.
Z Staszkiem spotykamy się prawie codziennie. Nie robimy nic nadzwyczajnego herbata, rozmowy na ławce, od czasu do czasu wspólne zakupy. To wystarcza, by poczuć, iż żyję. Że ktoś mnie widzi, nie jako matkę, wdowę czy babcię, ale jako kobietę.
Pewnego popołudnia wracam z warzywniaka i widzę pod domem samochód syna. Zamarzam. Chwilę chciałabym zawrócić, schować się, udawać, iż mnie nie ma. Staję prosto i wsiadam.
Kacper siedzi przy stole, bez dzieci.
Przyszedłem powiedzieć, iż chyba przesadziłem mówi, nie patrząc na mnie. Ale wciąż nie potrafię tego zaakceptować.
Usiadam naprzeciwko.
Nie oczekuję, iż zaakceptujesz. Tylko żebyś nie odrzucał.
Milczy długo.
Wiesz, jak bardzo kochałem tatę.
Wiem. Ja też go kochałam. Ale on odszedł. A ja wciąż tu jestem. I nie chcę umierać za życia.
W końcu patrzy na mnie. W oczach ma gniew, ból i może odrobinę zrozumienia.
To będzie dla mnie trudne.
Dla mnie też odpowiadam. Ale nie przestanę kochać cię tylko dlatego, iż się ze mną nie zgadzasz.
Kacper wstaje, podchodzi i krótko mnie obejmuje. Nic więcej nie mówi, ale to wystarczy na początek.
Do dziś nie wiem, czy podjąłem adekwatną decyzję. Ale miłość nie przychodzi wtedy, gdy wszystkim pasuje. Gdy przychodzi, trzeba ją przyjąć, choćby gdy ktoś odwróci się plecami, choćby gdy boli. Bo tylko wtedy ma się szansę znów poczuć, iż naprawdę się żyje.

1 tydzień temu



