Hodowca przydrożny
Fiodor nie był nikim, kogo by lubili raczej ludzie go omijali. Był solidnym kierowcą, doświadczonym i pilnym pracownikiem, ale jednocześnie nieprzyjazny i niekooperatywny. choćby koledzy z drogi nie chcieli z nim jeździć w parze, a on cieszył się z tej samotności. W firmie zapanował niepisany porządek: ktoś machnął na niego ręką, a inni odsunęli się w cień. Otrzymał przydomek Czarny tak go nazywali, a imię adekwatne rzadko wypowiadano.
Ten dzień nie zapowiadał nic nadzwyczajnego. Trasa znana, ładunek zwykły. Fiodor wjeżdżał w drogę, rozglądając się po horyzoncie…
Nagle, przy poboczu, w trawie coś się poruszyło. Zatrzymał samochód, choć serce podpowiadało, iż to nie zwierzę, a coś większego. Z trawy wyłonił się ogromny pasiasty kot, szeleszcząc i sycząc, jakby walczył o własne życie. Jakże wiele kotów mówi się o dziewięciu życiakach, ale ten wyglądał na jedynego, już ledwo trzymającego się na nogach. Krwawił, był brudny i wyczerpany.
Co ci się przydarzyło, kocie? zapytał Fiodor, pochylając się nad bestią.
Kot zaciśnięty w zęby wydał chrapliwy mruk, jakby mówił: Pomocy nie chcę, odjeżdżaj.
Rozumiem, dumny przyjacielu odparł Fiodor, wspominając własnego kota babci, którego w dzieciństwie razem z Fiodorem rozpieszczano przy kuchence. Wspomnienia na nowo rozgrzały serce.
Nie znam się na kotach, ale widzę, iż nie uda ci się tego samodzielnie wyleczyć. Nie ma tu nikogo, kto by ci pomógł, więc pozwól, iż zabiorę cię do weterynarza rzekł Fiodor, podnosząc rannego przyjaciela i wkładając go do kabiny.
Zjeżdżając z trasy, wjechał do małego miasteczka na Warmii, gdzie znalazł przychodnię weterynaryjną. Niewielu pacjentów, ale lekarz od razu przyjął ich bez kolejki.
Szczęście ci dopisuje, kocie powiedział starszy lekarz. Zdezynfekujemy, założymy gips i ruszysz dalej.
Gdzie go mam zostawić? zapytał rozdrażniony kierowca ciężarówek. Mam trasę!
Nie mamy schroniska, a to nie jest kociak, a dorosły zwierzak odparł lekarz, wzruszając ramionami. Najlepiej, żebyś go zabrał ze sobą.
Kocie oczy, zielone jak lasy Bory Tucholskiej, spojrzały prosto w duszę Fiodora, wywołując w nim nieoczekiwaną falę współczucia. Czy powinien go uratować, czy zostawić na pastwę losu?
Dobrze, wezmę go ze sobą burknął Fiodor i ruszył dalej.
W poczekalni dwie starsze panie rozmawiały głośno, jakby opowiadały o rodzinnych dramatach.
Lena wczoraj znowu przychodzi ukrywać się przed mężem mówiła jedna.
Co za nieszczęście! Sama jest jak złoto, a mąż ją dopada odpowiedziała druga, dodając, iż ten facet nie ma serca.
Fiodor nie wtrącał się w ich spory. Miał własne problemy: nie miał jeszcze żony, nie miał dzieci, a jego jedyny dom to ciągła droga i sztywne regały w przyczepie.
Po kilku kilometrach z boku drogi pojawiły się dwie postaci matka i mała dziewczynka, które machały rękami. Fiodor, trzymając się swojego zasady nie biorę pasażerów, odparł:
Nie biorę pasażerów! krzyknął.
Ale wtedy usłyszał ciche miauczenie.
Co się stało? spytał, spoglądając na kota.
Może potrzebujesz pomocy? pomyślał Fiodor, patrząc na zwierzę, które natychmiast podniósł ogon w geście aprobaty.
Jedna z kobiet, zdesperowana, podbiegła i błagała:
Proszę, weź nas. To tylko trzydzieści kilometrów, a my spóźnimy się na ostatni pociąg.
Dziewczynka, małe oczy wypełnione łzami, patrzyła na niego jak na zbawiciela. Matka, z ręką wciąż trzymającą rękę córki, wyjaśniła, iż pracuje w przychodni weterynaryjnej i nie ma jeszcze miejsca, gdzie mogłaby zostawić kota.
Fiodor, choć początkowo niechętny, zgodził się zawieźć ich. Kot, wciąż lekko kulejący, wskoczył na kolana dziewczynki, mrucząc z zadowoleniem.
A więc wyruszamy? zapytał, podnosząc kota w ramiona.
Matka, łzawiąc, odpowiedziała:
Zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Mój brat mieszka w pobliskim mieście, może przyjmie nas.
Fiodor, patrząc na tę rodzinę, poczuł, iż jego własny los zaczyna się zmieniać. Kiedy dotarli do małej wioski, przywitał ich starszy lekarz weterynarii, który od razu przyjął kota pod opiekę, obiecując, iż po kilku tygodniach usunie gips.
Dziękujemy, panie kierowco mówiła Lena, trzymając małą Veronkę, której oczy wciąż błyszczały nadzieją.
Fiodor, z kotem przywiązanym do pasa, ruszył w dalszą drogę, a w jego głowie rozbrzmiewały pytania o sens życia, o to, czy samotność jest lepsza od przywiązania.
Jednak droga nie spała. Po kilku kilometrach przy drodze wyłoniły się dwie postaci mężczyzna z pistoletem i kolejny z ręką podniesioną w błaganiu o pomoc. Nagle, w powietrzu przelotnia, błyskawiczna kula przelotnie przeszła obok, a kot rzucił się na napastnika, szarpiąc go i drapiąc pazurami. Fiodor, nie tracąc czasu, podszedł, schwytał broń i wycelował w agresora.
Ręce w górę! ryknął.
Napastnik krzyknął:
Zdejmij kota! wzywał.
Fiodor, widząc drugiego bandytę zbliżającego się, rzucił się na niego, przeważając go i wciągając do kabiny, zanim obaj uciekli w pośpiechu.
Policjanci, przybywszy po półgodzinie, przywitali się z Fiodorem, pochwalejąc się, iż zatrzymali dwóch znanych przestępców. Jeden z nich, zbliżając się do kota, dodał:
Twoja odwaga jest godna podziwu, panie kierowco.
Fiodor spojrzał na swojego niezwykłego towarzysza i odpowiedział:
To mój współtowarzysz. Razem przeżyjemy każdą drogę.
Plotka o odważnym kierowcy i jego kotu rozeszła się po sieci. Ludzie go rozpoznawali, dzwonili i dziękowali. Fiodor czuł, iż z kotem coś w nim się zmieniło jakby lód zamarzający w sercu roztopił się pod słońcem przygód.
Trzy tygodnie później, kiedy lekarz zdjął gips, Fiodor wrócił do wioski, by odebrać kota i odwiedzić Lenę z Veronką. Stał przed drzwiami przychodni, a Lena wyszła na progu.
To pan, o którym śniłam w nocy powiedziała, patrząc mu prosto w oczy.
Wygląda na to, iż sny mają sens odparł Fiodor, nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć. Czy mogę was kiedyś odwiedzić?
Lena uśmiechnęła się nieśmiało, a kot mruknął, jakby potwierdzając rozmowę.
Zastanowię się przyznała, a w jej oczach pojawiła się łza.
Kilka tygodni później Fiodor poślubił Lenę, przeniósł się do miasta i podjął pracę jako kierowca w mobilnej klinice weterynaryjnej. Kot, nazwany Błyskawica, mieszkał z nimi, pilnując Veronki i od czasu do czasu wspominając wolne drogi, leżąc na rozciągniętej kanapie.
Choć romantyka podróży już nie była tak ekscytująca, Fiodor wiedział, iż nie jest już sam. Mądrzy i odważni koty naprawdę istnieją i teraz były częścią jego życia.

1 dzień temu







