Związek między pokoleniami: historia mojego dziadka i matki.

13 godzin temu

Moja mama pochodzi z okolic Wrocławia, dokładnie ze wsi Czarny Las. Zawsze byłam bardzo związana z moim dziadkiem, ojcem mojej mamy. Od małego zabierał mnie ze sobą wszędzie, choćby do pracy. Uwielbiałam słuchać, jak opowiada swoje historie, przeżycia i przygody z całego życia.

Pewnego razu zapytałam, czy widział krasnoludki. Odpowiedział, iż nie, ale za to spotkał czarownice i choćby zmory. Nie wiedziałam, co to zmora, więc poprosiłam o wyjaśnienie. Powiedział, iż to są czarownicy, którzy potrafią zmieniać się w zwierzęta, a choćby latać.

Opowiedział mi, iż po odejściu z wojska pracował jako stróż na polach kukurydzy w Czarnym Lesie. Jego zadaniem było pilnować, by nikto nie kradł plonów. Pewnej nocy, gdy przyszedł na pole około dziewiątej, od razu poczuł, iż coś jest nie tak. Powietrze było ciężkie, mroźne, a pełnia księżyca oświetlała wszystko w dziwny sposób.

Jak zwykle, zaczął obchodzić pole. Po północy usiadł na krześle, ale zmęczenie wzięło górę i ogarnęła go senność. Wtedy poczuł, iż coś złego się wydarzy. Przeszedł go dreszcz, jakby coś niewidzialnego się zbliżało.

Nagle usłyszał kroki wśród kukurydzy, jakby ktoś chodził po polu. Chwycił strzelbę. Jako były wojskowy umiał się nią posługiwać, a w tamtych czasach każdy sam dbał o swoje bezpieczeństwo. Wymierzył w głąb pola i krzyknął, kto tam jest. W odpowiedzi usłyszał tylko śmiech. Śmiech przemieszczał się z miejsca na miejsce, coraz bliżej.

Zebrał się w sobie i wszedł między rośliny z gotową bronią. Wtedy zobaczył świnię biegnącą przez pole. Pomyślał, iż to zwykłe zwierzę, więc ruszył za nią. Gdy już miał złapać ją za ogon, świnia stanęła na dwóch nogach i dalej uciekała. Dziadek zastygł w bezruchu, nie wierząc własnym oczom.

Wycelował, by strzelić, ale zanim pociągnął za spust, zwierzęciu wyrosły z grzbietu skrzydła i ze śmiechem wzbiło się w powietrze. Wtedy strach całkowicie go sparaliżował. Strzelba wypadła mu z rąk, uderzając go w stopy. Ból otrzeźwił go. Przeżegnał się, złapał broń i uciekł do domu, wciąż w szoku.

Powiedział mi, iż wcześniej tylko słyszał o zmorach, ale nigdy nie wierzył, iż spotka jedną z nich. choćby teraz, gdy o tym opowiada, jego skóra cierpnie. A ja nie wątpię, iż coś zobaczył – bo gdy mówi, jego wzrok staje się nieobecny, jakby znów przeżywał tamtą noc.

Czasem świat kryje więcej, niż możemy pojąć, a największe strachy biorą się z tego, czego nie rozumiemy. Dziadek nauczył mnie, iż odwaga to nie brak lęku, ale umiejętność stawienia czoła temu, co niewyjaśnione.

Idź do oryginalnego materiału