Złodzieje plaż

10 godzin temu

Gdy wjeżdżam na obskurny parking przy plaży El Pinet, położonej niedaleko Elche – hiszpańskiej miejscowości słynącej z największego miejskiego skupiska palm w Europie – właśnie zachodzi słońce. Bynajmniej nie jest to jeden z tych pięknych parkingów z widokiem na przybijające fale, na które można patrzeć, nie wychodząc z samochodu. Parkuję obok przepełnionych koszy na śmierci. Stosy plastiku zmieszanego ze szkłem i papierem walczą ze sobą o pierwszeństwo wypełznięcia z pojemników do segregacji. Oprócz barwnej kompozycji ze śmieci i kubłów kolorytu dodają kępki suchej, przybrzeżnej roślinności ozdobione bukietami zużytego papieru toaletowego. Nad wszystkim unosi się słodkawa aura fermentu. Wiatr przynosi ulgę w postaci słonawych aromatów morza i delikatnej nuty grilla, która przyćmiewa wszystkie inne zapachy. Ponieważ wąski pas zabudowań przesłania widok na morze, zostawiam auto i wybieram się na szybki spacer, żeby przed snem zobaczyć fale i pooddychać świeżym powietrzem.

Newsletter

Aktualności „Pisma”

W każdy piątek polecimy Ci jeden tekst, który warto przeczytać w weekend.

Zapisz się

Mijam ciągnące się wzdłuż plaży małe, jednopiętrowe domki z gankami przypominające budynki z polskich ogródków działkowych. Są oddalone od brzegu zaledwie o jakieś 10 metrów. Zadziwiona domniemaną głupotą architektów i korupcją urzędów, które wydały zgodę na taką budowę, przechadzam się wzdłuż tego architektonicznego ewenementu. Mijam podstarzałych wędkarzy ustawiających swoje wędki i krzesła. Za chwilę pojawiają się ich młodsi koledzy – wędkarze natchnieni, ze sprzętem, który mruga i alarmuje, z daleka świecąc logo drogich marek. Za nimi kręcą się kobiety: rozkładają grille i sypią podpałkę. Już wiedzą, iż tutaj połów zawsze się udaje. A ja, skąd bierze się zbawienny zapach maskujący aromat śmieci na parkingu.

Wędkarze i ich asysta tworzą mur równoległy do ustawionych w linii domów. W prawie żadnym oknie nie pali się światło. Wszystkie drzwi są zamknięte, a wyłożone kafelkami ganki pozostają puste. Zaledwie trzy domy z całego ciągu wyglądają na zamieszkałe.

Pośrodku, dumnie wynosząc się o dwa piętra ponad przeciętną, stoi Hostal Maruja. Z elewacji nieco sypie się tynk, ale ułożone w stosy krzesła i parasole wciąż cierpliwie czekają na letni sezon. Po lewej stronie, w oddali, rozciąga się wybrzeże należące do Santa Poli, znanej z pięknych plaż i hoteli z widokiem na morze. Po prawej widać plaże miejscowości Torrevieja oraz masę wysokich, wielopiętrowych budynków. Skąd więc – zastanawiam się – wzięły się w tym miejscu te małe domki? Jak to się stało, iż nie stanęły tu wysokie hotele i przede wszystkim – kto wydał zgodę na wybudowanie czegokolwiek tak blisko linii brzegowej?

Dopiero później dowiaduję się, iż zabudowania te powstały w latach 40. XX wieku. Ponoć celowo miały stanąć blisko morza, na pierwszym pasie wydm – pomysłodawcy tłumaczyli się, iż w ten sposób wzmocnią naturalną barierę, którą są właśnie wydmy. Powstałe domy oferowały więc piękne widoki na morze i równocześnie miały chronić pobliskie lasy sosnowe i dalsze tereny mieszkalne. Dziś, gdy minimalną odległość zabudowań od linii brzegowej – 100 metrów – rekomendują dyrektywy unijne, tamte założenia wydają się zabawne. Jednakże choćby wówczas, gdy budowano domy przy El Pinet, nikt nie poważyłby się ich stawiać 10 metrów od linii brzegowej. I faktycznie – okazuje się, iż w latach 40. budynki znajdowały się ponad 50 metrów od wody. Jak więc to możliwe, iż w ciągu 80 lat przemieściły się o ponad 40 metrów? To nie one – to morze na skutek postępujących zmian klimatycznych przesuwa swoją linię w głąb lądu, pożerając każdego roku coraz więcej piaszczystych plaż. Nie tylko w Hiszpanii, ale i na całym świecie.

Wrażliwy ekosystem

Zanim przejdziemy do tego, jak doszło do zjawiska zanikania ogromnych połaci piaszczystych wybrzeży we wszystkich zakątkach globu (w tym u nas w Polsce, gdzie plaże regularnie są sztucznie dosypywane), najpierw musimy zrozumieć, jaką rolę odgrywają w ekosystemie plaże i wydmy. Bo plaża zwykle kojarzy się z pasem piasku, który służy głównie do wylegiwania się w słońcu, z naturalnym środowiskiem dla stad parawanów i parasoli. Tymczasem – jak w rozmowie ze mną podkreśla profesorka Małgorzata Mazurek, specjalistka w dziedzinie geomorfologii, czyli nauki, która analizuje, jak procesy przyrodnicze kształtują rzeźbę powierzchni Ziemi – plaże stanowią 30 procent wszystkich wybrzeży świata i wraz z wydmami są częścią szerszego, piaszczystego systemu ochronnego zabezpieczającego drobny i wrażliwy ekosystem.

– Aby wydmy mogły skutecznie pełnić swoje funkcje, muszą być odpowiednio wysokie i szerokie, a przede wszystkim niezabudowane. Piaszczysty ekosystem to naturalny bufor ochronny dla wybrzeża. Plaże odgrywają w nim kluczową rolę, chroniąc przed powodziami sztormowymi poprzez wygaszanie energii fal – mówi badaczka. To linia frontu w nieustannej walce między wodą a lądem, gdzie dynamiczne procesy na zmianę tworzą i niszczą formy terenu. Z tego powodu plaże są narażone na ciągłe działanie fal sztormowych, które zabierają piasek, a następnie akumulują go w innym miejscu. W dodatku do takich zmian może dochodzić nie tylko z przyczyn naturalnych, ale także spowodowanych działalnością człowieka (do czego jeszcze wrócę).

Zastanawiam się dlaczego, skoro plaże odgrywają tak istotną rolę w ochronie przybrzeżnych ekosystemów, obserwujemy ich regres w zasadzie na wszystkich brzegach Morza Śródziemnego (poza Hiszpanią znaczące zmiany widać na przykład we Wło­szech). Próbuję skontaktować się z dyrekcją nabrzeża dla prowincji Alicante – niestety ta nie odpowiada na telefony ani wielokrotnie wysyłane maile.

Licząc na to, iż większa jednostka będzie bardziej skłonna do współpracy, kontaktuję się z oddziałem odpowiedzialnym za wybrzeże w Barcelonie. Chcę się dowiedzieć, jak wygląda strategia walki z zanikaniem plaż w całości zrekonstruowanych z okazji letnich igrzysk olimpijskich w 1992 roku. W 2010 roku jeszcze dosypano tam około 790 tysięcy metrów sześciennych piasku. Jednak erozja wciąż postępuje, w wyniku czego do 2023 roku utracono około 130 tysięcy metrów kwadratowych powierzchni plaż. Szacuje się, iż każdego roku znika około 17 tysięcy metrów sześciennych piasku. Z powodu jednego sztormu Nelson, który nadszedł w 2024 roku, plaże Barcelony straciły od 15 do 30 procent piasku. To tak jakby urwać z najsławniejszej barcelońskiej plaży – Barcelonety – ponad 15 metrów szerokości. Ogromne straty poniesiono także w 2023 roku, kiedy to tony piasku pochłonął orkan Ciaran.

Do 2023 roku utracono około 130 tysięcy metrów kwadratowych powierzchni plaż. Szacuje się, iż każdego roku znika około 17 tysięcy metrów sześciennych piasku.

Od dyrekcji barcelońskiego nabrzeża dowiaduję się, iż jej strategia zakłada po prostu systematyczne dokładanie piasku na zanikające plaże. W tym roku przewidziany jest przetarg na jego nowego dostawcę. w tej chwili realizowane są prace nad projektem informacyjnym, który ma określić ilość i lokalizację potrzebnego surowca. W międzyczasie, w styczniu, władze Barcelony podjęły działania tymczasowe, pozyskując około 48 tysięcy metrów sześciennych piasku z lokalnych inwestycji budowlanych, takich jak budowa parkingu przy Mercat del Peix i centralnej chłodni w Poblenou. Został on wykorzystany do uzupełnienia plaż Sant Sebastià, Llevant i Mar Bella.

Sprawa z dostawą piasku wcale nie jest łatwa. Jak tłumaczy mi profesorka Mazurek, trzeba znaleźć miejsce z piaskiem podobnym do tego naturalnie występującego na plaży, którą chcemy odbudować. Istotna jest wielkość ziaren i ich skład mineralny. Piasek o innym składzie mógłby zostać szybciej wymyty przez fale lub inaczej osadzać się na plaży, co mogłoby też przyspieszyć erozję wybrzeża. Zmiana wielkości ziaren, składu mineralnego czy gęstości może wpłynąć na dynamikę fal, a choćby na ekosystem, osłabiając tym samym stabilność plaży. Naj­częściej więc nawozi się piasek z sąsiedztwa, to znaczy ze strefy przybrzeżnej do 20–40 metrów od plaży, gdzie już nie narusza się naturalnego nachylenia podbrzeża. Czasem jednak trzeba przywieźć go z innych plaż lub choćby innych części świata (do tego też jeszcze wrócę).

Jak krew w piach

Strategia nadsypywania plaż ma nie tylko swoich zwolenników, ale też przeciwników, takich jak Mireia Boya Busquet – obecna dyrektorka generalna do spraw zmian klimatycznych i jakości środowiska w rządzie autonomicznym Katalonii. Wielokrotnie podkreślała, iż w jej przekonaniu dosypywanie piasku do zanikających plaż to marnotrawienie pieniędzy. Taka praktyka, oprócz tego, iż jest kosztowna, bywa nietrwała, najczęściej wystarcza na zaledwie kilkanaście, a czasem jedynie na kilka lat.

Tak było także w przypadku polskiej plaży w Orłowie, która w 2020 roku została nadsypana ogromnym kosztem tylko po to, by już po dwóch latach ulec ponownemu całkowitemu zniszczeniu z powodu warunków atmosferycznych. Regularnie odbudowuje i umacnia się plaże na Półwyspie Helskim, ale rekordzistkami pod tym względem są dwie plaże amerykańskie – Ocean City w New Jersey, odbudowywana aż 41 razy, oraz 56-krotnie rekonstruowana Virginia Beach w Wirginii. Z kolei proces restytucji plaży w Mumbaju został osiem lat temu zatrzymany: co prawda władze stanu Maharasztra dysponowały odpowiednimi funduszami, ale zabrakło piasku – po prostu nie było go skąd wziąć.

Jednorazowa odbudowa plaży może kosztować choćby 10 milionów dolarów za odcinek o długości nieco ponad półtora kilometra. W Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich 100 lat wydano na ten cel już 9 miliardów dolarów. Ale nadsypywanie piasku na plaże to nie tylko koszty finansowe, ale także – a choćby przede wszystkim – ekologiczne, choćby z tego powodu, iż piach, który zostanie nadsypany, trzeba przewieźć z innego miejsca, nieraz z innej plaży, a transport wiąże się ze znacznym zużyciem paliwa.

Koszt pięknych widoków

Dosypywanie piasku to tylko jedna ze strategii ochrony piaszczystych wybrzeży przed erozją. Można działać nie na samej plaży, ale pod wodą. Przykład? Budowa sztucznych raf. Są to podwodne, często betonowe konstrukcje, które tak jak naturalne rafy koralowe …

Idź do oryginalnego materiału