Zignorowana żona miała ostatnie słowo

polregion.pl 1 dzień temu

Kobieto, czy coś się stało? współczujący głos męski wyrwał ją z otępienia. Podniosła na nieznajomego zapłakane, nic niewidzące oczy i wybuchnęła płaczem! Na cały głos, nie wstydząc się przechodniów, którzy zdziwieni rozstępowali się na boki.

Helena już nie pamiętała, kiedy ostatnio spała więcej niż pięć godzin. Jej dzień zaczynał się przed świtem, a kończył długo po północy. Sprzątanie ogromnego mieszkania, gotowanie dla trzech mężczyzn (mąż, syn, leżący teść), pranie, prasowanie A wieczorem druga zmiana: mycie podłóg w centrum biurowym. Na siebie nie zostawało czasu zupełnie.

Stało się to nie od razu, ale jakoś niezauważalnie. Najpierw teściowa, która mieszkała piętro niżej, zaczęła częściej wpadać na herbatkę, zostawiając po sobie stertę brudnych naczyń i bezcenne wskazówki. Potem mąż uznał, iż domowe obowiązki to wyłącznie kobiece zajęcie.

Syn, który już dawno dorósł, też gwałtownie przyswoił sobie reguły gry. choćby na dodatkowej pracy szef nie wahał się obarczać ją zadaniami chorych koleżanek, wyraźnie sugerując: Nie podoba się za drzwiami kolejka. Helena kiwała głową w milczeniu i robiła swoje.

Kiedyś, jeszcze przed ślubem, była wspaniałą cukierniczką. Jej torty wzbudzały zachwyt. Ale niekończące się rodzinne problemy, choroba teścia, ciągły brak pieniędzy sprawiły, iż zapomniała o ukochanej pracy i poszła tam, gdzie płacili choć trochę za ciężką, niewdzięczną harówkę.

Córka dawno wyrosła, wyszła za mąż i wyjechała za granicę nie oczekiwała od niej pomocy, Helena choćby nie narzekała, tylko cicho cieszyła się jej szczęściem z daleka.

Zmęczenie stało się jej drugim imieniem. Każdego wieczoru dosłownie waliła się na łóżko, zapadając w ciężki sen bez marzeń, by po kilku godzinach znów rozpocząć to szaleństwo. Lata takiego życia nie przeszły bez śladu.

Dawno przestała dbać o siebie. Nadwaga, którą mąż złośliwie nazywał niedźwiedzią, matowe włosy ściągnięte w koński ogon, stary szlafrok i wiecznie zmęczona, zagoniona twarz.

Helena dawno machnęła na siebie ręką, zapominając, kiedy ostatnio kupiła coś ładnego, a nie tylko praktycznego. Mąż Marek do tego momentu nie tylko stracił zainteresowanie patrzył na nią z ledwo ukrywaną odrazą.

Jego uwagi stawały się coraz bardziej upokarzające, a ten niedawny żart o olimpijskim niedźwiedziu był tylko jednym z wielu. Coraz częściej znikał wieczorami, wracając nad ranem z pustym wzrokiem i zdradliwym zapachem obcych perfum.

Dopełnieniem obrazu była teściowa. Jej jadowite syczenie i skargi do syna na nieporadną synową stały się codzienną próbą. Przechodząc obok ławki, Helena fizycznie czuła na sobie jej czepiające się, potępiające spojrzenie i słyszała urywki plotek z sąsiadkami.

Było nudno i obrzydliwie, ale sił, by się sprzeciwiać lub walczyć, już nie starczało. Z każdym dniem Helena coraz wyraźniej czuła się nie kobietą, nie człowiekiem, a tylko niewidzialną funkcją niemą maszyną do obsługiwania cudzych potrzeb.

Helenka, spójrz na siebie! przeraziła się kiedyś szkolna koleżanka podczas przypadkowego spotkania. Rzuć to wszystko, zajmij się sobą!

Nie mogę, Ola. Rodzina jest najważniejsza mruknęła Helena, odwracając wzrok. Ale słowa przyjaciółki trafiły prosto w serce.

Rozwiązanie nadeszło nagle i strasznie. Przemęczenie dało o sobie znać wyczerpana do granic Helena zasnęła w autobusie, przejechała za daleko. Wysiadła w obcej dzielnicy i szła do metra przez ruchliwą ulicę z letnimi ogródkami kawiarnianymi.

I nagle zastygła. Przy jednym ze stolików siedział jej Marek. Promieniał jak wypolerowany samowar i czule obejmował za ramiona zadbaną blondynkę, której suknia pewno kosztowała tyle, co trzy jej pensje.

Świat wokół Heleny zbladł, stał się ołowiano-szary. Lodowa obręcz ścisnęła pierś, w uszach zadzwoniło Zebrawszy ostatnie siły, podeszła.

Marku?

Obejrzał się. Na jego twarzy mignęło coś podobnego do przerażenia, ale natychmiast zmieniło się w irytację. Blondynka wzgardliwie obrzuciła Helenę wzrokiem od stóp do głów.

Kochanie, kto to? kapryśnie przeciągnęła.

I wtedy Marek, patrząc gdzieś obok Heleny, wycedził:

A, to Tak, nikt. Tylko z pracy.

Z pracy. Nie żona, nie matka jego dziecka, tylko z pracy. Zawstydził się jej. Sponiewierał przed tą wymalowaną lalką. To było gorsze niż policzek. Ból, obraza, upokorzenie, niepotrzebne poświęcenie, niezauważone ofiary dla rodziny wszystko, co kumulowało się latami runęło na nią w jednej chwili.

Odwróciła się i poszła, nie rozróżniając drogi, chwiejąc się jak pijana. Świat wokół mglił się, zwalniał W piersi ściskało tak, jakby kamień spadł prosto na serce. W głowie huczało jedno i to samo: Z pracy z pracy

Kobieto, czy coś się stało? troskliwy głos męski nagle wyrwał ją z odrętwienia. Podniosła zapłakane, nic niewidzące oczy na nieznajomego i rozpłakała się. Głośno, bez żadnego wstydu przed przechodniami, którzy z lękiem omijali ją szerokim łukiem. Płakała nie przez zdradę. Opłakiwała swoje zmarnowane życie, zrujnowane marzenia, samą siebie

Idź do oryginalnego materiału