Kobieto, czy wszystko w porządku? współczujący męski głos wyrwał ją z odrętwienia. Podniosła na nieznajomego zapłakane, niewidzące nic oczy i wybuchnęła płaczem. Na cały głos, nie wstydząc się przechodniów, którzy ze zdziwieniem rozstępowali się na boki.
Hanna już nie pamiętała, kiedy ostatnio spała dłużej niż pięć godzin. Jej dzień zaczynał się przed świtem, a kończył długo po północy. Sprzątanie ogromnego mieszkania, gotowanie dla trzech mężczyzn (mąż, syn, leżący teść), pranie, prasowanie A wieczorem druga zmiana: mycie podłóg w centrum biurowym. Na siebie nie zostawało czasu wcale.
Nie stało się to od razu, ale jakoś niezauważalnie. Najpierw teściowa, która mieszkała piętro niżej, zaczęła częściej wpadać na herbatkę, zostawiając po sobie stertę brudnych naczyń i bezcenne wskazówki. Potem mąż uznał, iż domowe obowiązki to wyłącznie kobieca sprawa.
Syn, który dawno już dorósł, też gwałtownie przyswoił sobie zasady gry. choćby w pracy szef nie wahał się obarczać ją dodatkowymi zadaniami chorych koleżanek, wyraźnie sugerując: Nie podoba się za drzwiami kolejka. Hanna milcząco kiwała głową i robiła swoje.
Kiedyś, jeszcze przed ślubem, była świetną cukierniczką. Jej torty wzbudzały zachwyt. Ale niekończące się rodzinne problemy, choroba teścia, ciągły brak pieniędzy sprawiły, iż zapomniała o ukochanym zajęciu i poszła tam, gdzie choć trochę płacili za ciężką, niewdzięczną pracę.
Córka dawno wyjechała za granicę nie liczyła na jej pomoc, ale też nie narzekała, tylko cicho cieszyła się jej szczęściem z daleka.
Zmęczenie stało się jej drugim imieniem. Każdego wieczoru dosłownie padała na łóżko, zapadając w ciężki, bezsenny sen, by po kilku godzinach znów rozpocząć to szaleństwo. Lata takiego życia nie minęły bez śladu.
Dawno przestała dbać o siebie. Nadwaga, którą mąż drwiąco nazywał niedźwiedzią, matowe włosy ściągnięte w koczek, stary szlafrok i wiecznie zmęczona, zagoniona twarz.
Hanna dawno machnęła na siebie ręką, zapominając, kiedy ostatnio kupiła coś ładnego, a nie tylko praktycznego. Mąż Marek do tego momentu nie tylko stracił zainteresowanie patrzył na nią z ledwo ukrywaną odrazą.
Jego przytyki stawały się coraz bardziej upokarzające, a tamten niedawny żart o olimpijskim niedźwiedziu był tylko jednym z wielu. Coraz częściej znikał wieczorami, wracając nad ranem z pustym wzrokiem i zdradzieckim zapachem obcych perfum.
Dopełnieniem obrazu była teściowa. Jej jadowite syczenie i skargi do syna na nieporadną synową stały się codzienną próbą. Przechodząc koło ławki, Hanna fizycznie czuła na sobie jej czepiające się, pełne potępienia spojrzenie i słyszała urywki plotek z sąsiadkami.
Było nudno i obrzydliwie, ale sił, by się sprzeciwić, już nie było. Z każdym dniem Hanna coraz wyraźniej czuła się nie kobietą, nie człowiekiem, ale tylko niewidzialną funkcją ni